Z każdym kolejnym krokiem stawianym na stopniach klatki schodowej nasuwało mi się na myśl coraz więcej pytań o nieznanych odpowiedziach. Jak wygląda Ed na żywo? Czy jest miły? Może dostanę się do pierwszego rzędu? A co, jeśli pozostanie mi ostatni? Tak bardzo chciałabym poznać go osobiście... ale może lepiej go nie znać? Tak, pewnie ma beznadziejny charakter! Niekończący się monolog powoli zaczynał mnie dobijać, ale nic nie mogłam zrobić z tym cichym głosikiem w głowie. Emocje kłębiły się w każdej cząstce mego ciała i nie chciały zostawić go w spokoju. Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Zdenerwowana swoim późnym wyjściem z domu zaczęłam biec w wysokich szpilkach, przyciągając uwagę przechodniów. Nawet nie myślałam o tym, by odrobinę zwolnić. Biegłam ile sił w nogach, chcąc zdążyć na pierwszy utwór zagrany przez mego idola.
Nagle w kieszeni spodni zaczął wibrować telefon. Nie chcąc tracić ani chwili, w biegu próbowałam wysunąć urządzenie. Już dotykałam go koniuszkami palców, gdy zupełnie niespodziewanie... ktoś na mnie wpadł. Może raczej ja na tego k o g o ś. Pewna siebie krzyknęłam:
- Co Ty robisz człowieku?! Niektórzy ludzie się spieszą!
Zbulwersowana podniosłam z chodnika swoją małą torebkę, która upadła w wyniku stłuczki. Spojrzałam na spokojnie stojącego mężczyznę, zakładając przy tym kosmyk włosów za ucho.
- Tylko stałem - zdziwiony facet wyciągnął z ust papierosa i rzucił go na chodnik, po czym rozgniótł nogą. - Ty biegniesz jak popieprzona przez miasto i zatruwasz ludziom tyłki. W tym przede wszystkim mnie - dorzucił obojętnie.
Nie lubiłam nawiązywać nowych znajomości, ani tym bardziej rozmawiać z nowymi ludźmi, aczkolwiek coś związanego poniekąd z tymi dwoma czynnościami wręcz uwielbiałam. Kłócić się.
- Stoisz jak debil na środku chodnika przy jednej z większych ulic miasta i dziwisz się, że ktoś Cię w końcu dotknie?! Ogarnij się człowieku!
Naprzeciw mnie stał blondyn z włosami sięgającymi do ramion. Miał lekki zarost, podkrążone, czerwone oczy. Ubrany był w jeansy i zielonkawy podkoszulek zdobiony przez charakterystyczne, żółte napisy. Moim zdaniem wyglądał jak bezdomny. Nawet miał przy sobie pokrowiec z gitarą, który dla mnie mógł świadczyć tylko o tym, że gra gdzieś na ulicach Londynu i zarabia dzięki temu marne grosze.
- Przestań, okej? Dobrze wiesz, że to tylko i wyłącznie Twoja wina, blondyneczko - z zażenowaniem pokręcił głową. - A teraz idź, bo mam ważniejsze rzeczy do roboty niż kłótnie z nadętymi jędzami… - dodał leniwie.
Wypuścił z siebie powietrze, w którym wyczułam wyłącznie smród tytoniu. Zdegustowana zachowaniem mężczyzny wyminęłam go i ruszyłam dalej w kierunku hali, gdzie zapewne rozpoczął się już koncert. Szybko zdążyłam zapomnieć o nieprzyjemnej, nowo nawiązanej znajomości. Liczył się dla mnie tylko występ rudego muzyka, który ów wieczoru był na ustach większości mieszkańców Londynu. Wydarzenie to doszczętnie odebrało mi trzeźwość umysłu, dlatego szeroko uśmiechając się biegłam w stronę dobrze oświetlonego „Hammersmith Apollo".
Tuż przy wejściu głównym przywitała mnie licząca około stu osób kolejka. Na moją twarz wskoczył ironiczny uśmiech. Nerwowo przeczesałam palcami pokręcone włosy. W tamtym momencie chyba nie mogło mnie spotkać nic gorszego. No może z wyjątkiem odwołania koncertu.
Po piętnastu minutach już miałam zamiar poddać się i wrócić na mieszkanie, gdy nagle ktoś szarpnął za moją rękę i zaczął ciągnąć w kierunku wejścia. Zdezorientowana rozglądałam się, próbując dostrzec ów osobę wśród tłumu, acz nie miało to większego sensu. Ludzie wręcz zlewali się ze sobą, starając się dopchać do szklanych drzwi. W końcu przekroczyłam próg i ku memu zdziwieniu ujrzałam zaniedbanego blondyna, który uśmiechał się do mnie uprzejmie.
- Co to było... ? - zapytałam cichym, spokojnym głosem, gdyż świadoma byłam, iż to właśnie dzięki niemu dostałam się do środka.
Chcąc wyglądać dobrze przed wejściem na salę, w której odbywał się koncert, wysunęłam z kopertówki lusterko i przeglądnęłam się w nim dyskretnie, kierując wzrok w dół i trzymając zwierciadełko kurczowo przy nodze.
- Jesteś ładna... - przełknął głośno ślinę, dodając po kilku sekundach. - Przyda się jakaś ładna blondyneczka w pierwszym rzędzie. Przynajmniej zdjęcia dobrze wyjdą - odchrząknął, jakby… zawstydzony? - Chodź, wejdziesz od strony sceny...
Facet pociągnął zdecydowanym ruchem za moją rękę, a ja czując szarpnięcie zaśmiałam się radośnie i ruszyłam szybszym krokiem. Domyślałam się, iż mężczyzna musiał mieć bezpośredni kontakt z moim ukochanym wokalistą. W głowie już wyobrażałam sobie, co zrobi Ed, gdy spotka mnie za kulisami show. Na pewno denerwuje się przed swoim występem, ale gdy ujrzy moją twarz od razu zrozumie, że jesteśmy sobie przeznaczeni i cały stres minie.
Blondyn w końcu doprowadził mnie pod wielkie, czarne drzwi, na których widniały przeróżne tabliczki z napisami typu „Prosimy o ciszę!" oraz „Brak przejścia!". Przecierając lekko spocone dłonie o jeansy, rozglądałam się nerwowo, nie wiedząc gdzie dokładnie się znajduję.
- Dobrze... jestem Jake. Udawaj, że jesteś moją znajomą, bo w przeciwnym razie będziesz musiała wyjść. Jasne? - uniósł brew, mrożąc mnie spojrzeniem.
Poprawił sobie włosy, grzebiąc w kieszeni. Po skończonym monologu wysunął rękę, zaciskając w niej srebrny kluczyk z breloczkiem w kształcie pomarańczowego plusa. Otworzył duże drzwi.
Przez cały ten czas Twój blog był w moich zakładkach dzięki czemu czasem tu zaglądałam ze smutkiem stwierdzając, że nie ma kolejnego rozdziału. Aż wreszcie jest! Co prawda nie najdłuższy, ale liczy się jakość nie ilość ;) Proszę Cię pisz choć raz na dwa tygodnie. Nie zostawiaj mnie i innych teraz kiedy widzę, że to może być 'something beautiful' :) Jeśli zniechęca Cię brak komentarzy czy mała liczba wyświetleń - spokojnie, z kolejnymi, regularnie dodawanymi rozdziałami to się zmieni. Już po maturze, jeszcze trochę wakacji masz ;) Trzymam kciuki za Ciebie i Twoją wenę. Pozdrawiam xoxoxox
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na kolejny :) x
OdpowiedzUsuń