Gdy tylko opuściliśmy kamienicę, moim
oczom ukazało się czarne, lśniące w blasku słońca Audi. Nie ciężko było je
dostrzec, gdyż przy kamienicy którą zamieszkiwałam zazwyczaj nikt nigdy nie
parkował. Zaskoczona i nieco zmieszana spytałam.
- Po co Ci taki samochód?
Jake otworzył przede mną drzwi i ruchem
ręki zaprosił mnie do środka.
- Na coś muszę wydawać pieniądze…
Uśmiechnął się, a następnie opuścił na
nos ciemne okulary przeciwsłoneczne. Słysząc odpowiedź roześmiałam się w
myślach. Gdyby moim problemem było to na co wydać dużą sumę pieniędzy… Usiadłam
na skórzanym fotelu i uśmiechnęłam się sama do siebie. Siedzenie było
niesamowicie wygodne, a samochód pachniał wręcz nowością. Gdy tylko mężczyzna
zajął miejsce obok, zerknęłam na Niego z pełnym podziwem.
- No pięknie dbasz to ten swój
samochodzik. Ciekawe jak wygląda mieszkanie.
Drugą część wypowiedzi dodałam nieco
ciszej, gdyż było to raczej pytanie mające pozostać w mojej głowie. Powinnam
sama rozważyć kwestię „dobrze czy źle”, lecz jednak blondyn szybko rozwiał
wątpliwości.
- Goszczę u siebie Eda, więc porządek
został nieco naruszony…
Uśmiechnął się, po czym przekręcił
kluczyk w stacyjce i odpalił silnik. Samochód chodził bardzo cicho, co mile
mnie zaskoczyło. Jake bez najmniejszych trudności odjechał spod budynku który
zamieszkiwałam i przemierzał w dość szybkim tempie ulice Londynu.
- Jestem taka niewyspana…
Czując jak moje powieki coraz ciężej
opadały, podparłam się łokciem o miękko wyłożoną, wewnętrzną stronę drzwi i
przymknęłam na krótką chwilę oczy. Momentalnie w głośnikach zabrzmiała głośna
muzyka. Przestraszona ocknęłam się i spojrzałam z niezadowoleniem na Goslinga.
On, gdy tylko usłyszał co właśnie włączył, zmienił piosenkę na iPodzie i z
powrotem skoncentrował się na jeździe. Wyglądało na to, że nie powinnam była słyszeć
tego, co właśnie puścił.
- Co to było?
Spytałam dociekliwie, gdyż to co właśnie
zrobił niesamowicie mnie zaintrygowało. Mężczyzna uniósł ku górze kącik ust i
odpowiedział.
- Chciałem Cię rozbudzić. Nie możesz
zasnąć na ślubie mojej siostry, bez przesady!
Zaśmiał się wciąż patrząc przed siebie i
skupiając się na drodze.
- Nie o to pytam… Co TO było?
Bez pytania o zgodę, skierowałam dłoń w
stronę iPoda. Jake jednak gwałtownym ruchem odsunął ją na bok. Wyglądał jakby
coraz bardziej się denerwował.
- Wstępna wersja nowego kawałka Eda. I
nie, nie puszczę Ci tego! Przewidujemy premierę na wiosnę 2014. Poczekasz
trochę i nic Ci się nie stanie.
Pierwszy raz widziałam Jake’ a, gdy był
wkurzony. Czyżbym właśnie odkryła jego słaby punkt? No tak, w całości pochłaniała
go praca nad muzyką. To muzyka była dla niego najważniejsza i oprócz niej
praktycznie nic się nie liczyło. A co dopiero artyści których był producentem…
- Na serio?! Mam przed nosem piosenkę,
którą mogę posłuchać dopiero za rok?!
Nie wiedząc czemu byłam równie zirytowana
co on. Nawet nie drażnił mnie fakt, iż nie mogę z wyprzedzeniem posłuchać
piosenki Sheeran’ a. Po prostu wkurzało mnie nieprzyjemne zachowanie blondyna i
wprawiało mnie w niezłe zakłopotanie. Była to pierwsza nasza sprzeczka. Jeśli sprzeczką
można było to w ogóle nazwać. Była to raczej chwilowa, niemiła atmosfera.
- Miliony ludzi czekają…
Na twarzy Goslinga ukazał się uśmiech
pełen triumfu, a w głośnikach wybrzmiewał refren piosenki „Fuck You”. Sytuacja
wyglądała dość komicznie, więc uśmiechnęłam się lekko, a następnie
najzwyczajniej w świecie przełączyłam utwór. Raz jeszcze usłyszałam początek
nowego dzieła rudzielca, lecz tym razem żadne z nas nie przełączało piosenki.
- Sing!
Gosling krzyknął na refrenie, podrygując
przy tym do rytmu głową. Naturalnie się przy tym uśmiechał, jednak wciąż
skupiając się na prowadzeniu samochodu. Widząc zadowolonego mężczyznę sama
uniosłam ku górze kąciki ust i patrzyłam przed siebie, na przemierzaną przez
nas trasę. Wyjechaliśmy już z centrum i kierowaliśmy się gdzieś na jego
obrzeża. Ślub zapewne odbywał się na wsi, tak jak większość brytyjskich
uroczystości zaślubin, w których przyszło mi uczestniczyć. Gdy tylko wybrzmiały
ostatnie słowa piosenki Jake zapytał.
- I jak? Tylko nie mów Ed’ owi, że Ci to
puściłem…
O to nie musiał się raczej martwić. Nawet
z nim nie rozmawiałam.
- Super, świetny kawałek. Nic nie powiem,
spokojnie…
Uśmiechnęłam się i powróciłam do
przyglądania się widokom zza szyby.
Miejsce w które dojechaliśmy, było
zgodnie z moimi przypuszczeniami, jedną z niewielkich, podlondyńskich wsi.
Budynki wzniesione z cegły, z pewnością dawno temu, brak oznak nowoczesności.
Po przejechaniu przez centrum miasteczka, kierowaliśmy się dalej.
- Wiesz dokładnie gdzie mamy dojechać?
Jake zaśmiał się słysząc moje pytanie i
ściągnął okulary przeciwsłoneczne, gdyż w czasie naszej podróży niebo zdążyło
się zachmurzyć.
- Mieszkałem tutaj przez dwadzieścia lat
mojego życia. Uwierz, że wiem gdzie jechać.
Nie przypuszczałam, iż siostra Jake’ a
urządzi ślub w swoim rodzinnym domu. Zwłaszcza zważając na fakt, iż każdy
kolejny dom który mijaliśmy przypominał raczej stodołę niżeli budynek
mieszkalny. Minęliśmy już cały teren zabudowany i wjechaliśmy na świeżo
asfaltowaną, zadbaną dróżkę, która prowadziła prosto do małego lasku. Zaledwie
kilkanaście sekund zajęło nam przedostanie się przez chaszcze i moim oczom
ukazał się ogromny, ceglany dworek. Okalał go równiutko skoszony, zielony
trawnik, którego sam widok sprawiał niesamowitą przyjemność. Dach budynku był
pokryty ciemną dachówką, a w oknach znajdowały się haftowane, białe zasłonki,
nadające miejscu swojskiego uroku. Przed sporych rozmiarów dębowymi drzwiami,
położono pokaźne kwietniki, wypełnione różnymi rodzajami kwiatów. Jake
zaparkował tuż obok wejścia. Nie pofatygował się, aby zająć jedno z miejsc
parkingowych wyłożonych białym kamyczkiem. Mój towarzysz opuścił pojazd, więc
zgarnęłam z tylnego siedzenia kopertówkę i już chciałam otworzyć sobie drzwi,
gdy Gosling mnie uprzedził. Widząc moje zaskoczenie uśmiechnął się i powiedział
szeptem.
- Jest tu cała rodzina. Trzeba się
zachowywać.
Słysząc to zaśmiałam się i przekroczyłam
próg Audi. Gdy tylko stanęłam obok wielkiego domu, rozglądnęłam się z podziwem
i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wszędzie wokół panował stoicki spokój.
Działka nie potrzebowała ogrodzenia, gdyż nie było tam żadnego sąsiedztwa,
chyba, że uznać za sąsiadów zwierzęta leśne, które zapewne chętnie gościły się
na idealnej trawie. Z każdej strony dobiegały do mnie śpiewy ptaków tworzące wyjątkowo
przyjemną kakofonię. Moje przemyślenia przerwał niski, męski głos.
- Jake!
Ubrany w czarny, prawdopodobnie drogi
garnitur, starszy mężczyzna wyszedł zza drzwi i uśmiechnął się szeroko. Gosling
w szybkim tempie wbiegł po kilku schodkach, które prowadziły na werandę,
znajdującą się przy wejściu i przytulił nieznanego mi człowieka.
- Cześć tato.
Widząc obu usatysfakcjonowanych
spotkaniem mężczyzn uśmiechnęłam się jak najładniej, gdyż chciałam wyglądać na
uprzejmą w świetle rodziny Goslinga. Blondyn podszedł do mnie i wziął mnie za
rękę, po czym podprowadził mnie do swojego ojca.
- To jest Alex. Jest polką, więc z
pewnością ją polubisz.
- W takim razie jaka Alex?! Ola! Jestem
Steve. Uwielbiam Polaków, są świetnymi współpracownikami.
Rozradowany Steve podał mi rękę, a
następnie otworzył przed nami drzwi na oścież.
- Rozgośćcie się. Ale Jake, nie
przesadzaj z alkoholem, bo za kwadrans zaczynamy.
Mężczyzna zaśmiał się i szybko odszedł,
aby porozmawiać z gośćmi znajdującymi się już na przyjęciu. Gdy tylko
przekroczyliśmy próg drzwi wejściowych, znaleźliśmy się w przestronnym,
wyłożonym w większości z marmuru hallu. Jedynym przedmiotem, który szczególnie
przykuł moją uwagę było ogromne lustro, umieszczone na ścianie naprzeciw
schodów. Pod nim, na dębowym stoliku, również umieszczono wiązanki z kolorowych
kwiatów, tych samych co przed wejściem. Podeszłam kilkoma drobnymi kroczkami do
zwierciadła i obejrzałam swoje odbicie. Kilkoma ruchami opuszków palców
poprawiłam delikatnie rozmazany makijaż. Nagle ktoś wypowiedział moje imię.
- Alex?
Głos dochodził z prawej strony, dlatego
odwróciłam się powoli i niepewnie właśnie w tamtym kierunku. Od razu
dostrzegłam uśmiechniętą Nebitt ubraną w białą, prostą sukienkę. Jej kreację
zdobiły na ramionach złote oraz srebrne cekiny, które dodawały blasku i uroku.
Kosmyki włosów znajdujące się najbliżej twarzy, upięła z tyłu głowy złotą,
zdobioną spinką. Swoimi długimi palcami podtrzymywała zgrabnie kieliszek
szampana. Nie zastanawiając się ani chwili odeszła od towarzystwa z którym czysto
teoretycznie rozmawiała i stanęła tuż obok mnie, opierając się o drewniany
stolik.
- Tak, ja.
Odpowiedziałam jej z szerokim uśmiechem,
a następnie powróciłam do poprawiania makijażu.
- Czyli nie kłamałaś z tą białą sukienką!
Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem i
zaraz po tym uchwyciła mój nadgarstek. Wciąż szeroko uśmiechając się zmierzała
w stronę schodów, które prowadziły na górę. Szłam nieco przerażona krok w krok
za nią.
- Musisz zobaczyć siostrę Jake’ a – Ann.
Wygląda pięknie!
Nie miałam nawet pewności, czy mogę wejść
na górę. Jednak Nesbitt na tyle mocno ściskała mój nadgarstek, że nie mogłam
wyzwolić się z uwięzi. Tym bardziej nie byłoby to z mojej strony grzeczne.
Skazana na wycieczkę na pierwsze piętro, będąc w połowie schodów, spoglądnęłam
na mojego towarzysza, który został na dole i przyglądał mi się w lekkim
uśmiechem. Nina przeprowadziła mnie przez długi korytarz, przez który ciągnął
się równie długi, piękny dywan. Wyglądał jakby nigdy nikt po nim nie chodził. W
końcu przekroczyłyśmy próg przedostatnich drzwi. W dużym, jasnym pomieszczeniu,
którego okna wychodziły na południe, panował istny chaos. Kilka dziewczyn
ubranych w te same, pudrowo-różowe sukienki starało się jakoś uporać z włosami,
a panna młoda siedziała na wysokim krześle i przyglądała się swojej mamie oraz
asystentce, które powoli wyciągały śnieżnobiałą suknię z ochronnego opakowania.
Już sama bielizna Ann, panny młodej, wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Delikatny, koronkowy biustonosz, dobrane do kompletu figi oraz naciągnięte na
nogi pończochy przypięte do białego, zdobionego pasa. Gdy tylko Anna podeszła
do lustra, aby rzucić ostatnie spojrzenie na makijaż, dostrzegłam jeszcze jeden
detal, który wyglądał pięknie i zachwycająco. Maleńka kokardka z cienkiej
wstążeczki, doszyta do fig tuż nad pupą. Po chwili zaczęłam rozmyślać czy to
bielizna zrobiła na mnie takie wrażenie, czy też za cały efekt odpowiadała pięknie
wyrzeźbiona figura dziewczyny?
Wraz z Niną stałyśmy we framudze drzwi i
tylko przyglądałyśmy się temu, co aktualnie działo się w pokoju. Zestresowana
Ann musiała zauważyć nasze odbicie w lustrze, gdyż już po kilku sekundach
podeszła do nas i uśmiechnęła się czarująco.
- Kogo do mnie przyprowadziłaś tym razem,
co Nesbitt?
Pstryknęła dziewczynę w nos, a ta
zaśmiała się, wciąż mając na twarzy wspaniały uśmiech.
- Jestem Alex, osoba towarzysząca Twojego
brata.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona
niespodziewanie przytuliła mnie i poklepała po plecach. Szybko jednak odsunęła
się i dodała.
- Przepraszam za moje zachowanie. Po
prostu pierwszy raz Jake przyszedł z kimś na ślub, zaimponował mi. A poza tym
jestem na tyle zestresowana, że nie wiem co należy robić a co nie.
Przewróciła teatralnie oczami wciąż
stojąc przed nami w bieliźnie i usiadła ostrożnie z powrotem na krześle. Każdy
jej ruch był niesamowicie ograniczony, gdyż nie chciała popsuć swojej
stylizacji. Gdy już mama Jake’ a i asystentka uporały się z plastikowym
opakowaniem, moim oczom ukazała się przepiękna, oświetlona przez promienie
słońca suknia. Jej blask wręcz raził, lecz była na tyle cudowna, że mój wzrok
nawet na to nie narzekał. Może nie była ona bogato zdobiona, ale zapewne to
dawało jej tyle uroku i magii. Górna część była gorsetowa, zaś dół delikatnie
rozkloszowany. Na plecach wiązana była białą, delikatną wstążką, która idealnie
układała się nawet na wieszaku. Zdumiona tym co zobaczyłam przez minione kilka
minut odetchnęłam i uśmiechnęłam się szeroko do Ann.
- Wszystko będzie dobrze.
- Oby…
Zdenerwowana szatynka skrzyżowała palce
obu rąk i odpowiedziała mi niepewnym uśmiechem.
Gdy tylko zeszłam z powrotem na dół,
wzrokiem starałam się odnaleźć Goslinga. Niestety korytarz w momencie
spustoszał i jedyną osobą, która się tam znajdowała, byłam ja. Zestresowana
brakiem pomocy ze strony towarzysza, przeszłam przez całe pomieszczenie i tym
sposobem znalazłam się w wielkim salonie, którego ściany były w całości
przeszklone. Wpuszczało to do wnętrza wiele światła i tworzyło poczucie ogromu
pokoju. Na szczęście teraz już potrafiłam się odnaleźć. Za szybami rozpościerał
się ogromny, jak wszystko w tej posiadłości, ogród. Po lewej stronie ustawiono
biały namiot, gdzie zapewne miała odbyć się impreza po zaślubinach. Po prawej
zaś ustawiono krzesła oraz łuk zdobiony kolorowymi kwiatami. Na siedziskach już
znajdowali się prawie wszyscy goście. Jedynie gospodarze oraz co poniektóre
osoby wciąż stały i dokańczały rozmowę. Spośród osób, które nie zajęły jeszcze
miejsc dostrzegłam Jake’ a. Z takim wzrokiem mogłabym zostać snajperem. Nie
zastanawiając się ani chwili dłużej opuściłam budynek i rozpoczęłam moją
wędrówkę do oddalonego o jakieś sto metrów skupiska ludzi. Przemierzałam drogę
na palcach, gdyż trawnik nie był zbyt dobrym podłożem na spacer w szpilkach,
jednak gdy tylko Jake pomachał do mnie z szerokim uśmiechem, zupełnie
zapomniałam o sposobie w jaki powinnam chodzić i wbiłam obcas w piękny, zielony
trawnik. Nawet nie zorientowałam się kiedy wylądowałam na ziemi. O dziwo nie martwił
mnie fakt, iż szpilka od sandałka pozostała wbita w ziemię w przeciwieństwie do
reszty buta. Nie martwiło mnie również to, że sukienka prawdopodobnie przybrała
barwy zgniłej zieleni oraz brązu. Najbardziej bolał widok uszkodzonego,
idealnego trawnika. Minęło kilkanaście sekund, w moich oczach zaczęły gromadzić
się łzy, a Jake znajdował się już tuż przede mną.
- Wszystko w porządku?
Spytał, klękając na trawniku. Jednak gdy
zobaczył moje wypełnione łzami oczy wyglądał na przerażonego i starał się
ratować sytuację.
- Spokojnie, to tylko but. Odkupię Ci go,
jeśli był taki ważny.
Te słowa sprawiły, że po moich policzkach
pociekły łzy. Owszem, but był tylko butem i można było odkupić go w piętnaście
minut, ale przecież trawa potrzebuje miesięcy, aby powrócić do życia!
- Ale ta trawa…
W tym momencie płacz przerodził się w
histerię. Nie wiedziałam nawet jak przeprosić gospodarza za tak podłe zagranie
w stosunku do jego roślinności. Całkowicie załamana płakałam jak małe dziecko,
a Gosling z każdym kolejnym zawyciem śmiał się coraz głośniej. Nie dostrzegłam
nawet kiedy mój płacz cudem przeobraził się w śmiech. Śmiałam się razem z Jake’
iem, chociaż po moich policzkach wciąż płynęły bezsensowne łzy.
Uroczystość sama w sobie była
przeprowadzona w sposób zbyt oficjalny, abym była w stanie się nią
zainteresować. Dlatego podczas zaślubin obejrzałam z każdej strony rozwalonego
sandałka, stojąc na trawniku zupełnie boso. Gdy już Ann i Damien zostali
oficjalnie mężem i żoną, wszyscy w zgiełku przebyli długą trasę, gdyż aż
kilkanaście metrów, do białego, sporego namiotu. Wnętrze urządzone było w
całości na biało. Białe nakrycia, biała zastawa, białe krzesła i stoły. Jedynie
kolorowe, różnorodne kwiaty, zdobiące prawie każdy możliwy zakątek namiotu, wnosiły
tam życie i energię. Na scenie, która rozłożona była przy ścianie naprzeciwko
wejścia, znajdował się jakiś zespół. Gdy tylko Państwo młodzi przekroczyli próg
wejściowy, muzycy zaczęli grać, zachęcając parę do zatańczenia pierwszego
tańca. W międzyczasie na parkiet dołączyli rodzice młodych. Zaproszeni goście
zebrali się wokół i z uśmiechami na twarzach obserwowali taniec trzech par. Ja,
zapewne jako jedyna, uśmiechałam się nie z powodu tego, iż ta dwójka ludzi
dopiero co się pobrała. Bardziej radował mnie widok ruszającej się pod wpływem ruchu
sukni, która im dłużej się na nią patrzyło, tym większe robiła wrażenie.
- Co powiesz na to, aby przejąć drugi
taniec?
Usłyszałam szept Goslinga. Następnie
mężczyzna ułożył dłoń w mojej talii i wyprowadził mnie na środek sali.
Zdezorientowana ułożyłam jedną rękę na jego ramieniu a drugą wplotłam w jego palce
i zaśmiałam się nie kryjąc zażenowania.
- Nie mam butów i w dodatku nie umiem
tańczyć. Muszę wyglądać jak ułomna.
Jake starał się powstrzymać śmiech, ale
niestety nieudolnie. Roześmiał się głośno, co szczególnie zwróciło uwagę
rodziców państwa młodych. Z ciekawości obejrzałam twarze ludzi, którzy
przyglądali się parze młodej. Jeszcze nigdy nie miałam możliwości zobaczyć ich
z tej perspektywy. W oczy rzuciła mi się Nina, która na siłę wyciągnęła nie kogo
innego, jak pana Sheerana, na środek parkietu. Po chwili spokojnego tańca,
który w końcu opanowałam, przynajmniej tak mi się wydawało, Nesbitt krzyknęła
tym swoim radosnym głosem.
- Odbijany!
I wskoczyła pomiędzy mnie a Goslinga.
Cała trójka, włącznie ze mną, zmieszana była zaistniałą sytuacją. Jednak Jake
dość szybko się z nią oswoił, w przeciwieństwie do mnie i Sheeran’ a.
Rozdrażniona podeszłam do rudzielca i położyłam dłoń na jego ramieniu. Wyjątkowo
nie wyglądało na to, że będzie robił sceny. Objął mnie w talii lewą ręką, a
drugą uniósł na wysokość naszych klatek piersiowych i czekał aż położę na niej
dłoń. Przewróciłam teatralnie oczami i sztywno zacisnęłam dłoń na jego. Tańczyliśmy
beznadziejnie. Zapewne większość gości nagrywała wyłącznie nas, gdyż jeszcze
nigdy nie widziała tak sztywnej, okropnie ruszającej się pary.
- Nie umiem tańczyć…
Powiedziałam z irytacją, gdyż z Edem szło
mi wyjątkowo źle. Tańcząc przy Goslingu czułam się jakbym była wręcz stworzona
do poruszania się po parkiecie. A Sheeran z widocznym brakiem zainteresowania krążył wzrokiem po sali, chcąc uniknąć
kontaktu wzrokowego.
- Ja też nie…
Odpowiedział jak najciszej, wciąż
wpatrując się w gdzieś dalej oddalone punkty. Widziałam, że gdyby mógł, zapewne
by się uśmiechnął. Jego duma była jednak bardzo ograniczająca. Pod koniec
piosenki, prawdopodobnie przez przypadek, zetknął się wzrokiem z moim
spojrzeniem, które nie schodziło z jego oczu przez cały taniec. I wtedy zaśmiał
się uśmiechając się przy tym szeroko. Ja, znana jako osoba uśmiechająca się do
każdego, nie potrafiłam odpowiedzieć niczym innym jak szerokim uśmiechem.
Przez Ciebie zaczynam wątpić w ideały! :D a przecież rudzielec tak sympatycznie wygląda, nie może być gburem! :p już nie mogę się doczekać, co będzie dalej :3
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial, kurcze Alex na bosaka >.<
OdpowiedzUsuńUch, mysle ze Ed taki nie jest ;) kocham to ff i czekam na kolejny rozdział ;3
Ej no! W takim momencie przerywać?! Jak możesz?! Kiedy pomiędzy Olą, a Edem coś się stało kończysz rozdział. Jesteś straszna, ale i tak cię kocham <33 :D
OdpowiedzUsuń