poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział VIII

Gdy tylko opuściliśmy kamienicę, moim oczom ukazało się czarne, lśniące w blasku słońca Audi. Nie ciężko było je dostrzec, gdyż przy kamienicy którą zamieszkiwałam zazwyczaj nikt nigdy nie parkował. Zaskoczona i nieco zmieszana spytałam.
- Po co Ci taki samochód?
Jake otworzył przede mną drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
- Na coś muszę wydawać pieniądze…
Uśmiechnął się, a następnie opuścił na nos ciemne okulary przeciwsłoneczne. Słysząc odpowiedź roześmiałam się w myślach. Gdyby moim problemem było to na co wydać dużą sumę pieniędzy… Usiadłam na skórzanym fotelu i uśmiechnęłam się sama do siebie. Siedzenie było niesamowicie wygodne, a samochód pachniał wręcz nowością. Gdy tylko mężczyzna zajął miejsce obok, zerknęłam na Niego z pełnym podziwem.
- No pięknie dbasz to ten swój samochodzik. Ciekawe jak wygląda mieszkanie.
Drugą część wypowiedzi dodałam nieco ciszej, gdyż było to raczej pytanie mające pozostać w mojej głowie. Powinnam sama rozważyć kwestię „dobrze czy źle”, lecz jednak blondyn szybko rozwiał wątpliwości.
- Goszczę u siebie Eda, więc porządek został nieco naruszony…
Uśmiechnął się, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i odpalił silnik. Samochód chodził bardzo cicho, co mile mnie zaskoczyło. Jake bez najmniejszych trudności odjechał spod budynku który zamieszkiwałam i przemierzał w dość szybkim tempie ulice Londynu.
- Jestem taka niewyspana…
Czując jak moje powieki coraz ciężej opadały, podparłam się łokciem o miękko wyłożoną, wewnętrzną stronę drzwi i przymknęłam na krótką chwilę oczy. Momentalnie w głośnikach zabrzmiała głośna muzyka. Przestraszona ocknęłam się i spojrzałam z niezadowoleniem na Goslinga. On, gdy tylko usłyszał co właśnie włączył, zmienił piosenkę na iPodzie i z powrotem skoncentrował się na jeździe. Wyglądało na to, że nie powinnam była słyszeć tego, co właśnie puścił.
- Co to było?
Spytałam dociekliwie, gdyż to co właśnie zrobił niesamowicie mnie zaintrygowało. Mężczyzna uniósł ku górze kącik ust i odpowiedział.
- Chciałem Cię rozbudzić. Nie możesz zasnąć na ślubie mojej siostry, bez przesady!
Zaśmiał się wciąż patrząc przed siebie i skupiając się na drodze.
- Nie o to pytam… Co TO było?
Bez pytania o zgodę, skierowałam dłoń w stronę iPoda. Jake jednak gwałtownym ruchem odsunął ją na bok. Wyglądał jakby coraz bardziej się denerwował.
- Wstępna wersja nowego kawałka Eda. I nie, nie puszczę Ci tego! Przewidujemy premierę na wiosnę 2014. Poczekasz trochę i nic Ci się nie stanie.
Pierwszy raz widziałam Jake’ a, gdy był wkurzony. Czyżbym właśnie odkryła jego słaby punkt? No tak, w całości pochłaniała go praca nad muzyką. To muzyka była dla niego najważniejsza i oprócz niej praktycznie nic się nie liczyło. A co dopiero artyści których był producentem…
- Na serio?! Mam przed nosem piosenkę, którą mogę posłuchać dopiero za rok?!
Nie wiedząc czemu byłam równie zirytowana co on. Nawet nie drażnił mnie fakt, iż nie mogę z wyprzedzeniem posłuchać piosenki Sheeran’ a. Po prostu wkurzało mnie nieprzyjemne zachowanie blondyna i wprawiało mnie w niezłe zakłopotanie. Była to pierwsza nasza sprzeczka. Jeśli sprzeczką można było to w ogóle nazwać. Była to raczej chwilowa, niemiła atmosfera.
- Miliony ludzi czekają…
Na twarzy Goslinga ukazał się uśmiech pełen triumfu, a w głośnikach wybrzmiewał refren piosenki „Fuck You”. Sytuacja wyglądała dość komicznie, więc uśmiechnęłam się lekko, a następnie najzwyczajniej w świecie przełączyłam utwór. Raz jeszcze usłyszałam początek nowego dzieła rudzielca, lecz tym razem żadne z nas nie przełączało piosenki.
- Sing!
Gosling krzyknął na refrenie, podrygując przy tym do rytmu głową. Naturalnie się przy tym uśmiechał, jednak wciąż skupiając się na prowadzeniu samochodu. Widząc zadowolonego mężczyznę sama uniosłam ku górze kąciki ust i patrzyłam przed siebie, na przemierzaną przez nas trasę. Wyjechaliśmy już z centrum i kierowaliśmy się gdzieś na jego obrzeża. Ślub zapewne odbywał się na wsi, tak jak większość brytyjskich uroczystości zaślubin, w których przyszło mi uczestniczyć. Gdy tylko wybrzmiały ostatnie słowa piosenki Jake zapytał.
- I jak? Tylko nie mów Ed’ owi, że Ci to puściłem…
O to nie musiał się raczej martwić. Nawet z nim nie rozmawiałam.
- Super, świetny kawałek. Nic nie powiem, spokojnie…
Uśmiechnęłam się i powróciłam do przyglądania się widokom zza szyby.

Miejsce w które dojechaliśmy, było zgodnie z moimi przypuszczeniami, jedną z niewielkich, podlondyńskich wsi. Budynki wzniesione z cegły, z pewnością dawno temu, brak oznak nowoczesności. Po przejechaniu przez centrum miasteczka, kierowaliśmy się dalej.
- Wiesz dokładnie gdzie mamy dojechać?
Jake zaśmiał się słysząc moje pytanie i ściągnął okulary przeciwsłoneczne, gdyż w czasie naszej podróży niebo zdążyło się zachmurzyć.
- Mieszkałem tutaj przez dwadzieścia lat mojego życia. Uwierz, że wiem gdzie jechać.
Nie przypuszczałam, iż siostra Jake’ a urządzi ślub w swoim rodzinnym domu. Zwłaszcza zważając na fakt, iż każdy kolejny dom który mijaliśmy przypominał raczej stodołę niżeli budynek mieszkalny. Minęliśmy już cały teren zabudowany i wjechaliśmy na świeżo asfaltowaną, zadbaną dróżkę, która prowadziła prosto do małego lasku. Zaledwie kilkanaście sekund zajęło nam przedostanie się przez chaszcze i moim oczom ukazał się ogromny, ceglany dworek. Okalał go równiutko skoszony, zielony trawnik, którego sam widok sprawiał niesamowitą przyjemność. Dach budynku był pokryty ciemną dachówką, a w oknach znajdowały się haftowane, białe zasłonki, nadające miejscu swojskiego uroku. Przed sporych rozmiarów dębowymi drzwiami, położono pokaźne kwietniki, wypełnione różnymi rodzajami kwiatów. Jake zaparkował tuż obok wejścia. Nie pofatygował się, aby zająć jedno z miejsc parkingowych wyłożonych białym kamyczkiem. Mój towarzysz opuścił pojazd, więc zgarnęłam z tylnego siedzenia kopertówkę i już chciałam otworzyć sobie drzwi, gdy Gosling mnie uprzedził. Widząc moje zaskoczenie uśmiechnął się i powiedział szeptem.
- Jest tu cała rodzina. Trzeba się zachowywać.
Słysząc to zaśmiałam się i przekroczyłam próg Audi. Gdy tylko stanęłam obok wielkiego domu, rozglądnęłam się z podziwem i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wszędzie wokół panował stoicki spokój. Działka nie potrzebowała ogrodzenia, gdyż nie było tam żadnego sąsiedztwa, chyba, że uznać za sąsiadów zwierzęta leśne, które zapewne chętnie gościły się na idealnej trawie. Z każdej strony dobiegały do mnie śpiewy ptaków tworzące wyjątkowo przyjemną kakofonię. Moje przemyślenia przerwał niski, męski głos.
- Jake!
Ubrany w czarny, prawdopodobnie drogi garnitur, starszy mężczyzna wyszedł zza drzwi i uśmiechnął się szeroko. Gosling w szybkim tempie wbiegł po kilku schodkach, które prowadziły na werandę, znajdującą się przy wejściu i przytulił nieznanego mi człowieka.
- Cześć tato.
Widząc obu usatysfakcjonowanych spotkaniem mężczyzn uśmiechnęłam się jak najładniej, gdyż chciałam wyglądać na uprzejmą w świetle rodziny Goslinga. Blondyn podszedł do mnie i wziął mnie za rękę, po czym podprowadził mnie do swojego ojca.
- To jest Alex. Jest polką, więc z pewnością ją polubisz.
- W takim razie jaka Alex?! Ola! Jestem Steve. Uwielbiam Polaków, są świetnymi współpracownikami.
Rozradowany Steve podał mi rękę, a następnie otworzył przed nami drzwi na oścież.
- Rozgośćcie się. Ale Jake, nie przesadzaj z alkoholem, bo za kwadrans zaczynamy.
Mężczyzna zaśmiał się i szybko odszedł, aby porozmawiać z gośćmi znajdującymi się już na przyjęciu. Gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi wejściowych, znaleźliśmy się w przestronnym, wyłożonym w większości z marmuru hallu. Jedynym przedmiotem, który szczególnie przykuł moją uwagę było ogromne lustro, umieszczone na ścianie naprzeciw schodów. Pod nim, na dębowym stoliku, również umieszczono wiązanki z kolorowych kwiatów, tych samych co przed wejściem. Podeszłam kilkoma drobnymi kroczkami do zwierciadła i obejrzałam swoje odbicie. Kilkoma ruchami opuszków palców poprawiłam delikatnie rozmazany makijaż. Nagle ktoś wypowiedział moje imię.
- Alex?
Głos dochodził z prawej strony, dlatego odwróciłam się powoli i niepewnie właśnie w tamtym kierunku. Od razu dostrzegłam uśmiechniętą Nebitt ubraną w białą, prostą sukienkę. Jej kreację zdobiły na ramionach złote oraz srebrne cekiny, które dodawały blasku i uroku. Kosmyki włosów znajdujące się najbliżej twarzy, upięła z tyłu głowy złotą, zdobioną spinką. Swoimi długimi palcami podtrzymywała zgrabnie kieliszek szampana. Nie zastanawiając się ani chwili odeszła od towarzystwa z którym czysto teoretycznie rozmawiała i stanęła tuż obok mnie, opierając się o drewniany stolik.
- Tak, ja.
Odpowiedziałam jej z szerokim uśmiechem, a następnie powróciłam do poprawiania makijażu.
- Czyli nie kłamałaś z tą białą sukienką!
Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem i zaraz po tym uchwyciła mój nadgarstek. Wciąż szeroko uśmiechając się zmierzała w stronę schodów, które prowadziły na górę. Szłam nieco przerażona krok w krok za nią.
- Musisz zobaczyć siostrę Jake’ a – Ann. Wygląda pięknie!
Nie miałam nawet pewności, czy mogę wejść na górę. Jednak Nesbitt na tyle mocno ściskała mój nadgarstek, że nie mogłam wyzwolić się z uwięzi. Tym bardziej nie byłoby to z mojej strony grzeczne. Skazana na wycieczkę na pierwsze piętro, będąc w połowie schodów, spoglądnęłam na mojego towarzysza, który został na dole i przyglądał mi się w lekkim uśmiechem. Nina przeprowadziła mnie przez długi korytarz, przez który ciągnął się równie długi, piękny dywan. Wyglądał jakby nigdy nikt po nim nie chodził. W końcu przekroczyłyśmy próg przedostatnich drzwi. W dużym, jasnym pomieszczeniu, którego okna wychodziły na południe, panował istny chaos. Kilka dziewczyn ubranych w te same, pudrowo-różowe sukienki starało się jakoś uporać z włosami, a panna młoda siedziała na wysokim krześle i przyglądała się swojej mamie oraz asystentce, które powoli wyciągały śnieżnobiałą suknię z ochronnego opakowania. Już sama bielizna Ann, panny młodej, wywarła na mnie ogromne wrażenie. Delikatny, koronkowy biustonosz, dobrane do kompletu figi oraz naciągnięte na nogi pończochy przypięte do białego, zdobionego pasa. Gdy tylko Anna podeszła do lustra, aby rzucić ostatnie spojrzenie na makijaż, dostrzegłam jeszcze jeden detal, który wyglądał pięknie i zachwycająco. Maleńka kokardka z cienkiej wstążeczki, doszyta do fig tuż nad pupą. Po chwili zaczęłam rozmyślać czy to bielizna zrobiła na mnie takie wrażenie, czy też za cały efekt odpowiadała pięknie wyrzeźbiona figura dziewczyny?
Wraz z Niną stałyśmy we framudze drzwi i tylko przyglądałyśmy się temu, co aktualnie działo się w pokoju. Zestresowana Ann musiała zauważyć nasze odbicie w lustrze, gdyż już po kilku sekundach podeszła do nas i uśmiechnęła się czarująco.
- Kogo do mnie przyprowadziłaś tym razem, co Nesbitt?
Pstryknęła dziewczynę w nos, a ta zaśmiała się, wciąż mając na twarzy wspaniały uśmiech.
- Jestem Alex, osoba towarzysząca Twojego brata.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona niespodziewanie przytuliła mnie i poklepała po plecach. Szybko jednak odsunęła się i dodała.
- Przepraszam za moje zachowanie. Po prostu pierwszy raz Jake przyszedł z kimś na ślub, zaimponował mi. A poza tym jestem na tyle zestresowana, że nie wiem co należy robić a co nie.
Przewróciła teatralnie oczami wciąż stojąc przed nami w bieliźnie i usiadła ostrożnie z powrotem na krześle. Każdy jej ruch był niesamowicie ograniczony, gdyż nie chciała popsuć swojej stylizacji. Gdy już mama Jake’ a i asystentka uporały się z plastikowym opakowaniem, moim oczom ukazała się przepiękna, oświetlona przez promienie słońca suknia. Jej blask wręcz raził, lecz była na tyle cudowna, że mój wzrok nawet na to nie narzekał. Może nie była ona bogato zdobiona, ale zapewne to dawało jej tyle uroku i magii. Górna część była gorsetowa, zaś dół delikatnie rozkloszowany. Na plecach wiązana była białą, delikatną wstążką, która idealnie układała się nawet na wieszaku. Zdumiona tym co zobaczyłam przez minione kilka minut odetchnęłam i uśmiechnęłam się szeroko do Ann.
- Wszystko będzie dobrze.
- Oby…
Zdenerwowana szatynka skrzyżowała palce obu rąk i odpowiedziała mi niepewnym uśmiechem.

Gdy tylko zeszłam z powrotem na dół, wzrokiem starałam się odnaleźć Goslinga. Niestety korytarz w momencie spustoszał i jedyną osobą, która się tam znajdowała, byłam ja. Zestresowana brakiem pomocy ze strony towarzysza, przeszłam przez całe pomieszczenie i tym sposobem znalazłam się w wielkim salonie, którego ściany były w całości przeszklone. Wpuszczało to do wnętrza wiele światła i tworzyło poczucie ogromu pokoju. Na szczęście teraz już potrafiłam się odnaleźć. Za szybami rozpościerał się ogromny, jak wszystko w tej posiadłości, ogród. Po lewej stronie ustawiono biały namiot, gdzie zapewne miała odbyć się impreza po zaślubinach. Po prawej zaś ustawiono krzesła oraz łuk zdobiony kolorowymi kwiatami. Na siedziskach już znajdowali się prawie wszyscy goście. Jedynie gospodarze oraz co poniektóre osoby wciąż stały i dokańczały rozmowę. Spośród osób, które nie zajęły jeszcze miejsc dostrzegłam Jake’ a. Z takim wzrokiem mogłabym zostać snajperem. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej opuściłam budynek i rozpoczęłam moją wędrówkę do oddalonego o jakieś sto metrów skupiska ludzi. Przemierzałam drogę na palcach, gdyż trawnik nie był zbyt dobrym podłożem na spacer w szpilkach, jednak gdy tylko Jake pomachał do mnie z szerokim uśmiechem, zupełnie zapomniałam o sposobie w jaki powinnam chodzić i wbiłam obcas w piękny, zielony trawnik. Nawet nie zorientowałam się kiedy wylądowałam na ziemi. O dziwo nie martwił mnie fakt, iż szpilka od sandałka pozostała wbita w ziemię w przeciwieństwie do reszty buta. Nie martwiło mnie również to, że sukienka prawdopodobnie przybrała barwy zgniłej zieleni oraz brązu. Najbardziej bolał widok uszkodzonego, idealnego trawnika. Minęło kilkanaście sekund, w moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, a Jake znajdował się już tuż przede mną.
- Wszystko w porządku?
Spytał, klękając na trawniku. Jednak gdy zobaczył moje wypełnione łzami oczy wyglądał na przerażonego i starał się ratować sytuację.
- Spokojnie, to tylko but. Odkupię Ci go, jeśli był taki ważny.
Te słowa sprawiły, że po moich policzkach pociekły łzy. Owszem, but był tylko butem i można było odkupić go w piętnaście minut, ale przecież trawa potrzebuje miesięcy, aby powrócić do życia!
- Ale ta trawa…
W tym momencie płacz przerodził się w histerię. Nie wiedziałam nawet jak przeprosić gospodarza za tak podłe zagranie w stosunku do jego roślinności. Całkowicie załamana płakałam jak małe dziecko, a Gosling z każdym kolejnym zawyciem śmiał się coraz głośniej. Nie dostrzegłam nawet kiedy mój płacz cudem przeobraził się w śmiech. Śmiałam się razem z Jake’ iem, chociaż po moich policzkach wciąż płynęły bezsensowne łzy.

Uroczystość sama w sobie była przeprowadzona w sposób zbyt oficjalny, abym była w stanie się nią zainteresować. Dlatego podczas zaślubin obejrzałam z każdej strony rozwalonego sandałka, stojąc na trawniku zupełnie boso. Gdy już Ann i Damien zostali oficjalnie mężem i żoną, wszyscy w zgiełku przebyli długą trasę, gdyż aż kilkanaście metrów, do białego, sporego namiotu. Wnętrze urządzone było w całości na biało. Białe nakrycia, biała zastawa, białe krzesła i stoły. Jedynie kolorowe, różnorodne kwiaty, zdobiące prawie każdy możliwy zakątek namiotu, wnosiły tam życie i energię. Na scenie, która rozłożona była przy ścianie naprzeciwko wejścia, znajdował się jakiś zespół. Gdy tylko Państwo młodzi przekroczyli próg wejściowy, muzycy zaczęli grać, zachęcając parę do zatańczenia pierwszego tańca. W międzyczasie na parkiet dołączyli rodzice młodych. Zaproszeni goście zebrali się wokół i z uśmiechami na twarzach obserwowali taniec trzech par. Ja, zapewne jako jedyna, uśmiechałam się nie z powodu tego, iż ta dwójka ludzi dopiero co się pobrała. Bardziej radował mnie widok ruszającej się pod wpływem ruchu sukni, która im dłużej się na nią patrzyło, tym większe robiła wrażenie.
- Co powiesz na to, aby przejąć drugi taniec?
Usłyszałam szept Goslinga. Następnie mężczyzna ułożył dłoń w mojej talii i wyprowadził mnie na środek sali. Zdezorientowana ułożyłam jedną rękę na jego ramieniu a drugą wplotłam w jego palce i zaśmiałam się nie kryjąc zażenowania.
- Nie mam butów i w dodatku nie umiem tańczyć. Muszę wyglądać jak ułomna.
Jake starał się powstrzymać śmiech, ale niestety nieudolnie. Roześmiał się głośno, co szczególnie zwróciło uwagę rodziców państwa młodych. Z ciekawości obejrzałam twarze ludzi, którzy przyglądali się parze młodej. Jeszcze nigdy nie miałam możliwości zobaczyć ich z tej perspektywy. W oczy rzuciła mi się Nina, która na siłę wyciągnęła nie kogo innego, jak pana Sheerana, na środek parkietu. Po chwili spokojnego tańca, który w końcu opanowałam, przynajmniej tak mi się wydawało, Nesbitt krzyknęła tym swoim radosnym głosem.
- Odbijany!
I wskoczyła pomiędzy mnie a Goslinga. Cała trójka, włącznie ze mną, zmieszana była zaistniałą sytuacją. Jednak Jake dość szybko się z nią oswoił, w przeciwieństwie do mnie i Sheeran’ a. Rozdrażniona podeszłam do rudzielca i położyłam dłoń na jego ramieniu. Wyjątkowo nie wyglądało na to, że będzie robił sceny. Objął mnie w talii lewą ręką, a drugą uniósł na wysokość naszych klatek piersiowych i czekał aż położę na niej dłoń. Przewróciłam teatralnie oczami i sztywno zacisnęłam dłoń na jego. Tańczyliśmy beznadziejnie. Zapewne większość gości nagrywała wyłącznie nas, gdyż jeszcze nigdy nie widziała tak sztywnej, okropnie ruszającej się pary.
- Nie umiem tańczyć…
Powiedziałam z irytacją, gdyż z Edem szło mi wyjątkowo źle. Tańcząc przy Goslingu czułam się jakbym była wręcz stworzona do poruszania się po parkiecie. A Sheeran z widocznym brakiem zainteresowania krążył wzrokiem po sali, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Ja też nie…

Odpowiedział jak najciszej, wciąż wpatrując się w gdzieś dalej oddalone punkty. Widziałam, że gdyby mógł, zapewne by się uśmiechnął. Jego duma była jednak bardzo ograniczająca. Pod koniec piosenki, prawdopodobnie przez przypadek, zetknął się wzrokiem z moim spojrzeniem, które nie schodziło z jego oczu przez cały taniec. I wtedy zaśmiał się uśmiechając się przy tym szeroko. Ja, znana jako osoba uśmiechająca się do każdego, nie potrafiłam odpowiedzieć niczym innym jak szerokim uśmiechem. 

3 komentarze:

  1. Przez Ciebie zaczynam wątpić w ideały! :D a przecież rudzielec tak sympatycznie wygląda, nie może być gburem! :p już nie mogę się doczekać, co będzie dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzial, kurcze Alex na bosaka >.<
    Uch, mysle ze Ed taki nie jest ;) kocham to ff i czekam na kolejny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no! W takim momencie przerywać?! Jak możesz?! Kiedy pomiędzy Olą, a Edem coś się stało kończysz rozdział. Jesteś straszna, ale i tak cię kocham <33 :D

    OdpowiedzUsuń