Miła atmosfera nie trwała jednak zbyt
długo. Już po kilku sekundach Ed zmuszony był powrócić do postawy do której
zdołał przywyknąć, gdyż obok nas pojawiła się Nina wraz z Jake'iem. Oboje
szeroko się uśmiechali i najwidoczniej byli zadowoleni z właśnie zakończonego
pokazu. Nie czując przyjemności ze stania obok Sheerana, podeszłam na palcach
do Goslinga i objęłam go w pasie. On czując mój ruch automatycznie odpowiedział
tym samym i mówił przy tym coś do rudzielca. Szczególnie nie wsłuchiwałam się w jego
słowa, gdyż bardziej interesowały mnie myśli, jakie mogły wtedy przeskakiwać w
głowie Sheerana. Był na mnie o coś obrażony? A może po prostu nie lubił
utrzymywać kontaktu z fanami? Nie miałam pojęcia na czym mógł polegać jego problem.
- A Ty czego się napijesz?
Z głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos blondyna. Nie miałam pojęcia o czym przed chwilą rozmawiał z towarzyszami, gdyż
jak zwykle wolałam słuchać cichego głosu w mojej głowie, niżeli głosów ludzi
znajdujących się w moim otoczeniu.
- Tonic z lodem i cytryną. Dzisiaj Ci
potowarzyszę i też pobawię się bez alkoholu.
Uniosłam głowę w górę i uśmiechnęłam się
lekko, gdyż Jake był ode mnie wyższy. Momentalnie po uzyskaniu odpowiedzi
odszedł wraz z Edem w stronę baru znajdującego się tuż przy wejściu. Zostałam
razem z uśmiechniętą, jak zwykle zresztą, Nesbitt na środku sali.
- Chyba siedzimy obok stolika młodej
pary. Idziemy?
Spytała, wzrokiem wciąż lustrując przechodzących
obok nas ludzi. Ja robiłam to samo. Interesowały mnie osoby, które
zostały zaproszone na uroczystość. Wszyscy wyglądali na ludzi poważnych i
prawdopodobnie bogatych. Idealnie dopasowane garnitury oraz oryginalne, modne
kreacje kobiet. Już sama woń perfum roznosząca się po przejściu którejś z pań
świadczyła o majętności. W końcu nie każdy był w stanie wydać setki funtów na
100 mililitrów przyjemnego zapachu.
- Jasne.
Odpowiedziałam, uśmiechając się lekko, a
następnie złapałam jedną dłonią za materiał mojej pobrudzonej, nieco zmiętej
sukni i szłam krok w krok za Niną. Zaprowadziła mnie ona do stolika
znajdującego się w kącie pomieszczenia. Było to raczej spokojne miejsce, gdyż w
najbliższym otoczeniu nie znajdował się żaden stolik oprócz tego należącego do
pary młodej i rodziców. Stoły były niewielkie, okrągłe. Na każdym z nich
znajdowała się porządnie wypolerowana zastawa oraz śnieżnobiałe, lniane
serwetki. Przy naszym stanowisku rozłożone zostały wyłącznie cztery nakrycia.
Przeczytałam kolejno wszystkie wizytówki znajdujące się na blacie. „Jake
Gosling, Ed Sheeran, Nina Nesbitt”. Czwarta wizytówka była pusta, nie widniało
na niej żadne imię czy nazwisko. Z zainteresowaniem uniosłam ją i
obejrzałam z każdej strony.
- Najwidoczniej nie mam imienia.
Zaśmiałam się na widok pustej karteczki,
po czym usiadłam na skraju krzesła i położyłam na blacie kopertówkę. Nina zajęła
miejsce tuż obok mnie, zachowując się bardzo podobnie.
- Tak właściwie... wiem, że głupio to
zabrzmi, ale jakie jest Twoje pełne imię?
Nesbitt uśmiechnęła się i przyglądała mi
się z zainteresowaniem, jakbym co najmniej miała jej za chwilę zdradzić jakiś
ogromny sekret. Odpowiedziałam jej nieco rozdrażniona.
- Aleksandra Julia Sulewska.
Blondynka przyglądała mi się niepewnie,
jakby oczekiwała na ciąg dalszy odpowiedzi. Nie mając w planie nic do
powiedzenia, spytałam.
- O co chodzi?
Byłam nieco zdezorientowana, gdyż
zupełnie nie wiedziałam czego oczekuje.
- A po naszemu… ?
Słysząc jej pytanie zaśmiałam się i
szybko odpowiedziałam.
- Alexandra Juliet Sulewski.
- Nina Lindberg Nesbitt.
Wyciągnęła dłoń w moją stronę w celu
przywitania się, a ja z szerokim uśmiechem na twarzy uścisnęłam ją, po czym
zaśmiałam się cicho. W międzyczasie do stolika podszedł Jake oraz Ed. Mój
towarzysz położył przede mną szklankę zimnego napoju, zaś Sheeran przyniósł ze
sobą dwa kieliszki szampana i wręczył jeden z nich Ninie.
Zaczęły się przemowy. Oczywiście na
początku powitaliśmy oklaskami rodziców państwa młodych, którzy
zalani łzami opowiadali o żenujących sytuacjach z dzieciństwa swoich potomków, co
docelowo miało rozbawić gości. Później zaproszono na scenę najbliższych
przyjaciół, którzy starali się przyciągnąć uwagę publiczności perfekcyjną
znajomością życiorysów świeżo zaślubionych. Kolejna godzina została skradziona
przez przemowy osób, które zgłosiły się z własnej woli lub pod przymusem osób
towarzyszących. Podsumowując – kilkanaście razy mogłam usłyszeć jaką zdolną i
sprytną kajakarką była Annie oraz w jaki męski sposób Damien reprezentował
swoją drużynę skautów. Kątem oka co jakiś czas zerkałam na Goslinga, który
starał się jak najstaranniej zakamuflować ziewnięcia podczas przemówień. Cieszyłam się, że miał na ich temat podobne zdanie. Mojej
uwadze nie umknęło również zachowanie Sheerana oraz Niny. Oczy dziewczyny były
nieustannie zmrużone, gdyż ten ogromny uśmiech przymykał je, tworząc z nich
niewielkie szparki. Ciekawe jakim cudem nie miała jeszcze zmarszczek? Ed
oczywiście bez przerwy spoglądał na wyświetlacz telefonu znajdującego się pod
stołem, licząc na to, że żaden z gości nie zauważy jego niestosownego
zachowania. Nie miałam nawet ochoty zwracać mu uwagi. Poza tym – czy moja
opinia na ten temat zmieniłaby cokolwiek w jego życiu?
Nie minęła chwila a na sali zaczęli
pojawiać się kelnerzy rozdający kolację. Akurat wyjątkowo nie byłam głodna, co
nie zdarzało mi się dosyć często. Gdy tylko postawiono przede mną talerz pełen
jedzenia, westchnęłam cicho, gdyż nie miałam ochoty choćby próbować czegokolwiek
z podanej porcji. Reszta osób zasiadających przy stoliku w momencie wzięła się
za degustację.
- Dlaczego nie jesz? Jesteś wegetarianką?
Spytał dyskretnie Jake i uśmiechnął się
do mnie delikatnie, a ja wzruszyłam ramionami patrząc na pięknie podany
posiłek.
- Nie no co Ty, zjadłabym, bo wygląda
bardzo smacznie. Po prostu nie mam apetytu. Przepraszam.
Zacisnęłam wargi i wzięłam łyka tonicu, w
którym zdążyły roztopić się kostki lodu. Niespodziewanie poczułam, iż ktoś za
mną stoi i nachyla się przy mojej twarzy.
- Widziałam jak wylądowałaś na ziemi. Co
powiesz na zmianę kreacji?
Była to Annie, od razu rozpoznałam ten lekko zachrypnięty głos. Słysząc propozycję
uśmiechnęłam się sama do siebie, gdyż rzeczywiście chłód na stopach stawał się
coraz bardziej dokuczliwy, a brudna, biała sukienka wcale nie prezentowała się
najlepiej. Bez chwili zastanowienia wstałam z miejsca i powiedziałam na
odchodnym.
- Zaraz wracam!
Podążałam za tą cudownie prezentującą się
suknią przez cały namiot, aż w końcu znalazłyśmy się na zewnątrz. Coraz
bardziej się ściemniało. Niebo przybierało odcienie turkusu oraz granatu, które
przełamywał mocno oranżowy zachód słońca. Ścieżka do domu podświetlana była
przez ustawione po obu stronach lampiony, które pewnie w późniejszym czasie
zamierzano wypuścić w niebo. Ann, zupełnie nie przejmując się tym, iż jej
suknia sunie po brudnych płytkach, przy okazji zahaczając o trawę, przemierzała
w szybkim tempie trasę, aż w końcu znalazła się za drzwiami wykonanymi ze szkła. Gdy tylko weszła do środka, oparła się o kanapę i
ściągnęła szpilki, które najwyraźniej zmęczyły jej nogi.
- Chodźmy do mojej garderoby. Coś dla
Ciebie znajdę.
Uśmiechnęła się dokonując wszelkich
starań, by uspokoić przyspieszony oddech. Powędrowałam za nią. Prowadziła mnie
przez dziwne, cienkie korytarzyki na pierwszym piętrze, których istnienia nawet
się nie spodziewałam. W końcu dotarłyśmy do średniej wielkości, błękitnego
pokoju, w którym panował idealny porządek. Przy każdej ze ścian zamontowane były
rozsuwane drzwi za którymi zapewne znajdowały się ubrania. Ann odsunęła szybkim ruchem jedne z nich i przeglądała błyskawicznie sukienki. Miała ich tam może kilkaset, każda na osobnym wieszaku. W przeróżnych odcieniach, o przeróżnych
krojach. W końcu trafiła na jedną, która musiała szczególnie jej się spodobać.
Wyciągnęła ją i rzuciła na fotel, który umieszczony był na środku
pomieszczenia. Z zainteresowaniem podeszłam do odrzuconej rzeczy i przyglądałam się jej, podczas gdy kobieta wciąż grzebała w szafie. Wyglądało na to, iż
szukała jakiś konkretnych strojów. Zanim zdążyłam dokładnie obejrzeć pierwszą podrzuconą
kreację, już przed moim nosem wylądowała kolejna. Usatysfakcjonowana Ana usiadła po turecku przy ścianie i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Jej suknia
wyglądała w tej pozycji jak ogromna beza.
- No to mierz!
Uniosłam ostrożnie w górę jedną z
sukienek i na jej widok nie mogłam powstrzymać śmiechu. Sukienka była zapewne w
rozmiarze 34, gdyż na wieszaku przypominała raczej podkoszulek. Uszyto ją z
bardzo obcisłego materiału i w większości pokryta była złotymi oraz granatowymi
cekinami. Jedynie średniej grubości ramiączka i niewielki obszar w okolicach
biustu pokrywało jednolite, czarne tworzywo. Długość sukienki sięgała mniej
więcej do połowy uda.
- Co Cię śmieszy?!
Ann uniosła jedną brew, uśmiechając się
lekko i nie rozumiejąc mojej reakcji.
- Naprawdę sądzisz, że pokażę się w czymś
takim Twoim rodzicom?
W sumie nie powinno obchodzić mnie zdanie
rodziców Goslinga. Przecież nawet się nie spotykaliśmy, a jego matka była mi
obcą osobą. Ojciec też nie należał do grona najlepszych przyjaciół. Jednak liczyła się dla
mnie ich opinia i byłam świadoma tego, że mogliby bardzo krytycznie mnie
ocenić.
- Mam kilkadziesiąt, jak nie kilkaset
takich sukienek. Już nie będę miała okazji ich ubrać, bo od dzisiaj będą mówić
na mnie „Pani Anna Stewart”. Gdy byłam w Twoim wieku nie wyobrażałam sobie, że
mogłabym kiedyś założyć sukienkę dłuższą niż mini. Jesteś za młoda, żeby
przejmować się moimi rodzicami. Uwierz mi.
Annie przechyliła na bok głowę i uniosła
ku górze kącik ust, licząc na przekonanie mnie do założenia sukienki.
Postanowiłam sprawdzić jeszcze drugą opcję, która została mi przygotowana. Kolejna była przynajmniej
bardziej elegancka. Prawie cała wykonana z czarnego, obcisłego materiału.
Jedynie z przodu wszyto w nią beżowy, pionowy, szeroki pas obszyty czarną
koronką. Nie miała ramiączek, a przy biodrach przyszyte były delikatne, również
czarne, baskinki. Bez chwili namysłu wybrałam opcję numer dwa, gdyż nawet nie
śniło mi się wkraczać na parkiet w dwukolorowych cekinach.
Gdy już wcisnęłam się w, o rozmiar
mniejszą, sukienkę, przeglądnęłam się w lustrze i wygładziłam strój rękoma.
Rzeczywiście, nie było tak źle jak przypuszczałam. Annie przyglądała się
każdemu mojemu ruchowi z delikatnym uśmiechem, a następnie z trudem podniosła
się z podłogi i podeszła do mnie od tyłu. Kilkoma zgrabnymi ruchami wyplątała
moje włosy z gumki do włosów i wyciągnęła z nich kwiat. Po tej czynności wbiła
palce w moje gęste włosy i poczochrała je delikatnie.
- No i w końcu wyglądasz na swój wiek.
Uśmiechnęła się do mojego odbicia w
lustrze, po czym spojrzała na zegar, który znajdował się nad drzwiami od
garderoby i wzięła szybko powietrze w płuca.
- O matko, przecież dzisiaj moje wesele…
Zaśmiała się głośno i złapała suknię z
obu stron, po czym wyszła z pomieszczenia. Będąc już na korytarzu, krzyknęła.
- Dołącz do nas za chwilę, musisz być na
rzucaniu bukietem!
- Okej!
Odpowiedziałam, cały czas obserwując
bacznie swoje odbicie. Jeszcze nigdy nie widziałam siebie w takiej odsłonie.
Wyglądałam zarówno drapieżnie i elegancko. Ten strój dodawał mi niesamowitej
pewności siebie oraz sprawiał, iż wyglądałam nieco poważniej. Gdy już wykorzystałam
w myślach wszystkie przymiotniki, jakimi mogłabym określić mój aktualny wygląd,
postanowiłam powrócić z powrotem na imprezę. Od mojego wyjścia zdążyła minąć
godzina jak nie więcej, więc nie chcąc zostawiać Jake’ a samego, przymknęłam do
końca drzwi od szafy. Już miałam wyjść, gdy uświadomiłam sobie, że przecież
wciąż nie miałam na nogach butów. Moje wejście nawet w tej normalnej sukience przykułoby uwagę
gości, gdyż bez obuwia wyglądałabym jak typowa manifestantka na rzecz ochrony
przyrody i środowiska naturalnego. Bez chwili zastanowienia zaczęłam otwierać
kolejno szafy, aby sprawdzić ich zawartość. W ostatniej w sposób estetyczny, na
jasnych półkach, poukładane były buty wyjściowe. W myślach modląc się o mój
rozmiar, sprawdziłam podeszwę pierwszego lepszego sandałka. 37! Strzał w
dziesiątkę! Zdecydowałam, iż wybiorę jakieś znoszone buty najlepiej nieznanej
marki. Nie miałam zamiaru pożyczać od Annie markowych, nowych butów. Z
pewnością ta garderoba była jej największym skarbem. Kolejno sprawdzałam
wkładki butów, aby wybrać jakieś o nieznanej marce. Jimmy Choo, Louboutin, Louboutin, Louboutin,
Valentino, Jmmy Choo, Chanel, Dior, Valentino. Czy ta
kobieta nie znała innych marek?! Zmieszana i zmartwiona obecną sytuacją,
postanowiłam wybrać pierwsze z brzegu. Trafiły mi się klasyczne sandałki od
Valentino w odcieniu nude. Zadowolona z pięknej pary butów włożyłam je na stopy
i uśmiechnęłam się z pełną satysfakcją. Czułam, że mogłam z czystym sumieniem
powrócić do towarzystwa.
Opuściłam niewielki pokoik i znalazłam
się w jednym z nieznanych mi korytarzy. No tak. Przecież moja orientacja w
terenie była na poziomie zerowym. Zgasiłam za sobą światło w pokoju, co było ogromnym
błędem, bo w całym domu panowała ciemność. Opuszkami palców dotykałam ścian,
gdyż starałam się odnaleźć włącznik światła. Szłam wzdłuż ściany w zupełnej
ciszy i jedynym co słyszałam był stukot szpilek o parkiet. Nieoczekiwanie
usłyszałam, iż z drugiej strony korytarza ktoś zmierza w moim kierunku. Kroki
stawiane przez drugą osobę były dość mocne, więc wywnioskowałam, iż był to
mężczyzna.
- Halo?
Usłyszałam męski głos. Przynajmniej w
rozpoznawaniu męskich kroków byłam dobra. Odpowiedziałam, śmiejąc się sama z
siebie.
- Szukam włącznika, ale chyba jeszcze
trochę mi na tym zejdzie. Mógłby Pan włączyć?
Gdy tylko uświadomiłam sobie jak głupio
ta sytuacja musiała wyglądać w oczach mężczyzny, roześmiałam się głośno, gdyż
nie mogłam się powstrzymać. Zawstydzona przeczesałam palcami zmierzwione włosy
i oparłam się o ścianę oczekując na zapalenie się lamp.
- Jasne, proszę chwilkę poczekać. Nie
tylko Pani ma problem ze znalezieniem włącznika.
Mężczyzna najwyraźniej również był
rozbawiony zaistniałą sytuacją. Słyszałam jego kroki oraz cichy śmiech. Zapewne
szedł tuż przy ścianie, aby znaleźć włącznik. Czy tak ciężko było właścicielom
umieścić w korytarzu więcej niż jeden włącznik światła?! Słyszałam, że ta
tajemnicza osoba znajdowała się już praktycznie obok mnie i wydawało mi się to dość dziwne.
- Mam!
W końcu cały korytarz rozświetlił się dzięki
kilku lampom dającym delikatne, żółtawe światło. W momencie dostrzegłam
naprzeciwko mnie szeroko uśmiechającego się rudzielca ubranego w spodnie od
garnituru oraz lekko rozpiętą, białą koszulę. Gdy tylko uświadomił sobie, iż
tajemniczą „Panią” byłam ja, z jego twarzy znikł uśmiech i zastąpiło go
totalne zaskoczenie. Lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, co wywołało na
mojej twarzy nie mały rumieniec. Jego zdezorientowanie właśnie zaistniałą
sytuacją wprowadzało okropnie krępującą atmosferę.
- Przepraszam… Nie wiedziałam, że to Ty.
Powiedziałam, ledwo wydobywając z siebie
głos. Moje gardło zacisnęło się, a ciało przylegało do ściany, chcąc dać
Sheeran’ owi jak najwięcej przestrzeni. Czułam się, jakby za chwilę miał
przewiercić mnie wzrokiem. Brakowało tylko tego, aby zaczął strzelać laserami z
tych swoich zielono-szarych tęczówek.
- Przepraszam, ale…
Nagle chwycił mnie mocno za nadgarstek i
przyciągnął do siebie. Przerażona i zaskoczona wpatrywałam się w te piękne
tęczówki. W myślach wręcz błagałam, aby przewierciły mnie na
wylot. Sheeran odwrócił mnie i docisnął plecami do ściany, przez co światło na
długości całego korytarza z powrotem wygasło. W zupełnych ciemnościach
słyszałam tylko jego przyspieszony oddech, który wywoływał u mnie palpitacje
serca. I tak mój wzrok na nic się nie zdawał, dlatego przymknęłam powoli
powieki i uchyliłam usta, gdyż inhalacja stawała się dla mnie coraz większym
problemem. Dłoń Eda powędrowała od mojego kolana wzdłuż uda. Druga
naśladowała ją i gdy obie zatrzymały się w tym samym miejscu obu nóg, mężczyzna
uniósł mnie, a ja objęłam dolnymi kończynami jego biodra. Chłodne palce prawej
dłoni ułożył na moim rozpalonym karku i zbliżył się do mnie. Na moich ustach
złożył delikatny i soczysty pocałunek, a ja czując jak nasze usta łączą się,
wbiłam palce lewej dłoni w jego włosy i uśmiechnęłam się delikatnie. To, co
robiłam, było bardzo złe. I chyba właśnie dlatego tak bardzo tego chciałam.
"...a później.obudziłam się na środku garderoby"? :D kobieto, dalej! *-*
OdpowiedzUsuńZnowu, no znowu to zrobiłaś. Jesteś człowiekiem bez serca wiesz? :)))
OdpowiedzUsuńHahahaha "...i nagle zobaczyłam Goslinga z Niną którzy szli w naszym kierunku" xdd :D Pisz dalej <3
No jak wszyscy coś dopisują to ja też: ,,Nagle światło zapaliło się i zza korytarza zaczęła się pojawiać znana mi sylwetka Annie" xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zakładam, że nawet po tej akcji Ed nie stanie się dla Alex lepszy :(
Jezu, w ciągu mojej trzy i pół letniej kariery Sheerio czytałam miliony fanficów o Edzie, większość po angielsku, ale twoje to naprawdę jedno z lepszych! Zakochałam się w tym, a jeżeli znowu zawiesisz bloga na rok to znajdę Cię, przykuję do krzesła i zmuszę do pisania hahaha. Masz cudowny styl, innymi słowy masz ogromny talent! Jeszcze teraz chcę nawiązać do treści więc;
OdpowiedzUsuńa) scfvdbgufgydgtyrtdfctr ja cały czas przeżywam takie sceny i doprowadziłaś mnie do załamania emocjonalnego, bo chcę więcej!
b) wybrałaś do historii moich ulubieńców i kocham Cię za to, ale przyłapuję się, że za Goslinga podstawiam sobie wizerunek Toma Odella haha
I mam prośbę, jeżeli znasz jakieś polskie ff o Edzie (dobre ff o Edzie oczywiście) to proszę o link!:)
Zapraszam Cię na mojego bloga, który nie jest żadnym fanficem, ani opowiadaniem, byłoby mi bardzo miło gdybyś poświęciła na niego kilka chwil.
Pozdrawiam:)
Jezu *-* Znalazłam ten blog niedawno i zakochałam się od pierwszego wrażenia. ♥ Przeczytałam go i cały czas się uśmiechałam :DD niesamowite zakończenie, wspaniałe porównania, zabawne teksty, świetny pomysł. Kocham sposób w jaki piszesz rozdziały. Proszę Cię, znalazłam tylko kilka opowiadań o Ed'zie i naprawdę ten jest moim ULUBIONYM, ale proszę nie pisz rozdziałów jeden na rok, bo się zabije. XD nie wytrzymam po prostu z ciekawości. Kocham Cię ♥
OdpowiedzUsuńWhat the fuck?? Co tu się w ogóle dzieje.. takie ten.. w ogóle się nie lubią ani nic, a tu nagle BUM!! i się całują!!
OdpowiedzUsuń