17 kwietnia, wtorek
Gdy w końcu w wypełnionej po brzegi szufladzie znalazłam nożyczki, zaczęłam delikatnie nacinać plastikowy worek. Stałam na środku kuchni w pełnym skupieniu starając się nie wyjechać zbyt daleko, bo skutkowało by to... Właśnie tym. Opakowanie wypełnione miodowymi kółeczkami nie wytrzymało i wypuściło swą zawartość na czarne, błyszczące kafelki. Już nie mogłam doczekać się miny mamy, która po drodze w stronę ekspresu do kawy rozgniata szpilkami chrupki. Jak najszybciej sięgnęłam po szpachelkę znajdującą się obok kosza na śmieci, chcąc choć odrobinę ogarnąć pomieszczenie. Już podwijałam moją białą, zwiewną sukienkę, aby móc wziąć się za sprzątanie, gdy Teresa przemknęła przez jadalnię, aby zgarnąć ze stołu klucze do samochodu.
- Zostaw to, jesteśmy spóźnione.
Rzuciła, zupełnie nie przejmując się stanem w jakim była kuchnia. Słysząc jej stanowczy głos wstałam w momencie i założyłam za ucho kosmyk, wyprostowanych do perfekcji, włosów. Z obitego ciemną skórą krzesła wzięłam moją niewielką torbę i ruszyłam za szczupłą brunetką. Przed przekroczeniem progu drzwi, które dzieliły przedpokój i garaż, krzyknęłam.
- Idę, pa!
Odczekałam kilka sekund, a gdy usłyszałam urocze "Do zobaczenia, kochanie!" kierowane w moją stronę od mamy, uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z domu. W grafitowym Porsche Cayenne zajęłam miejsce pasażera, tuż obok wyluzowanej Teresy, która wycofując samochodem słuchała płyty "Mylo Xyloto" grupy Coldplay, puszczonej na maksymalnej głośności. Uśmiechnęłam się na widok podśpiewującej opiekunki, a następnie wyciągnęłam z torebki telefon i wsuwając słuchawki do uszu puściłam moją ulubioną playlistę. Po kilkunastu minutach dojechałyśmy na miejsce. Kobieta wysadziła mnie pod białą kamienicą, gdzie do wejścia prowadziły jasne, marmurowe schody. Ciemne, dębowe drzwi były szeroko otwarte i co jakiś czas wchodzili przez nie uczniowie. W okolicy panowała niesamowita cisza, byłam w stanie usłyszeć śpiew ptaków dobiegający z parku, który znajdował się na końcu ulicy.
Znałam doskonale każdego ucznia, który uczęszczał ze mną na zajęcia. Ciężko było ominąć te wszystkie znajomości, gdyż nasza klasa liczyła zaledwie szesnaście osób. Zajęłam swoje miejsce w jednoosobowej ławce i otworzyłam podręcznik do biologii. Raz jeszcze chciałam zerknąć na ostatni temat, bo wiedziałam, że nielubiący mnie profesor będzie miał ochotę przepytać mnie z każdego słowa, aby w końcu udowodnić mi, że nie da się zapamiętać całej książki. Ku jego rozczarowaniu moja pamięć była niezawodna. Był zmuszony wpisywać mi kolejne piątki i tym samym utwierdzać mnie w przekonaniu, że byłam kujonem.
Po skończonych zajęciach wybiegłam ze szkoły i dorwałam pierwszą lepszą taksówkę. Zerknęłam na telefon, który przypominał mi, że jestem spóźniona już 19 minut. Przewróciłam oczami, wzdychając przy tym głęboko. Spóźnianie się było rzeczą, która irytowała mnie najbardziej. Co dopiero gdy to ja byłam osobą, która miała lekki poślizg czasowy... Nagle telefon leżący tuż obok mnie, na samochodowym siedzeniu, zaczął wibrować. Odebrałam szybkim ruchem palca.
- Co się dzieje?
Spojrzałam przez szybę. Tradycyjnie ujrzałam zakorkowane miasto.
- O której mogę wpaść?
Entuzjastyczny głos Dominika momentalnie poprawił mi humor. Spojrzałam w dół, na moją koronkową sukienkę i wygładziłam materiał ręką.
- Pierwsza. Wracam o dziesiątej, kolacja z rodzicami, uczę się. Później możemy skupić się na nie robieniu niczego.
Zaśmiałam się i usłyszałam, że mój chłopak zareagował tak samo.
Siedziałam po turecku na łóżku, masując zmęczone, po kilku godzinach tańca, stopy i powoli mrugając oczami.
- Powiedziałaś im?
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się, gdyż cieszyłam się, że w końcu mam okazję zobaczyć Dominika. Siedział przy komputerze i co jakiś czas śmiał się głośno, przeglądając nasze stare zdjęcia i popijając wodę.
- Masz zamiar?
Tym razem przytaknęłam. W końcu nie wytrzymując zmęczenia po ciężkim dniu, opadłam na łóżko i przymknęłam oczy.
- To dobrze...
Szatyn odłożył laptop na bok, a następnie przysunął się do mnie i objął ramieniem. Delikatnie cmoknął mnie w czoło, po czym wziął głęboki wdech. Później chyba zasnęliśmy.
27 sierpnia, poniedziałek
Przekręciłam pokrętłem tak, że praktycznie wyciszyłam muzykę. Odetchnęłam głęboko, gotowa zacząć rozmowę z mamą. Zerknęłam w lewo i uśmiechnęłam się, nie mogąc powstrzymać tego uniesienia kącików ust.
- Jak się czujesz?
Spytałam, obserwując uważnie każdy wykonywany przez nią ruch. Odkąd przypadkowo rozjechała jeża przechodzącego przez autostradę, zachowywała się, jakby za każdym razem, gdy siedziała za kierownicą, zdawała egzamin na prawo jazdy.
- Trochę się stresuję, ale raczej pozytywnie...
Odpowiedziała, a następnie, śledząc wzrokiem prawą rękę, zmieniła bieg.
- Ja też.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym ułożyłam głowę wygodnie na oparciu. Ręką odsunęłam pas, aby nie dociskał zbyt mocno brzucha.
Dojechałyśmy w miarę szybko, gdyż gabinet mamy nie znajdował się daleko od domu. W przeciwnym razie zapewne rzadko pojawiałaby się w pracy, bo wręcz nienawidziła długich podróży samochodem. Zwłaszcza, gdy większość czasu musiała spędzać stojąc w korku. Zanim wysiadłam z pojazdu przymknęłam na chwilę oczy, aby móc się zrelaksować. Siedzenie w otoczeniu schłodzonego przez klimatyzację powietrza było niesamowite, gdy na zewnątrz panował niemiłosierny skwar. Mama wolała jak najszybciej wydostać się ze środka i pobiec w stronę budynku, gdzie nie było jeszcze nawet recepcjonistek. Do otwarcia dużych, utworzonych z matowego szkła drzwi użyła kilku kluczy, aż w końcu znalazła się w korytarzu. Chwilę później towarzyszyłam jej i ja. Musiałam kiedyś wyjść z samochodu. Przemknęłam po lśniącej, marmurowej posadzce, aby później wbiec do odświeżonego niedawno gabinetu. Dokładnie czyszczony codziennie sprzęt wyglądał, jakby nigdy nie był używany. Bez pytania usadowiłam się wygodnie w obitym szarą skórą fotelu, który dopasowany był kolorystycznie do ścian. Podłoga wyłożona była jasnymi panelami, a tuż przy ścianach ustawione były czarne blaty, pod którymi znajdowały się białe szafki.
- Napijesz się czegoś?
Wchodząc do gabinetu mama machała energicznie czasopismem, które trzymała w dłoni. Starała się wywoływanym powiewem choć trochę schłodzić twarz.
- Najchętniej zimnego soku.
Umieściła gazetę na moim ułożonym niemalże w poziomie tułowiu, a ja przejęłam ją i otworzyłam na pierwszym lepszym artykule. Będąc w połowie strony, mama podała mi szklankę wypełnioną żółtym sokiem, a ja bez zastanowienia wypiłam napój do dna. Nie wzięłam pod uwagę tego, że lodowata ciecz nie potraktowała zbyt łaskawie mojego gardła. Gorąc panujący wokół nie dawał spokoju.
- Sprawdzimy co z maluszkiem...
Usłyszałam spokojny głos kobiety, po czym odpowiedziałam ospale.
- Miejmy nadzieję, że wszystko okej.
Ledwo wydobyłam z siebie te słowa, gdyż, zapewne przez panujący upał, zrobiłam się niesamowicie senna. Odwróciłam głowę na bok, odrywając wzrok od tekstu artykułu, a następnie przymknęłam powieki. Mając świadomość, że mogę spokojnie spać, odpłynęłam.
- Śpij spokojnie. I tak muszę uzupełnić dokumentację.
Gdy przed moimi oczami ukazał się niewyraźny obraz, dotarło do mnie, że moja kariera przedszkolanki była na szczęście tylko okropnym koszmarem. Przeczesałam palcami włosy i uniosłam głowę, mrużąc przy tym brwi. Mama siedziała tyłem do mnie, podpierając się rękoma o blat i czytając jakieś dokumenty.
- Zasnęłam?
Spytałam łamiącym się głosem. Jeszcze nie doszedł do siebie po drzemce.
- Ten upał kiedyś wykończy nas wszystkich.
Kobieta w białym fartuchu rozłożyła ręce, a następnie zaśmiała się uroczo. Postanowiłam kontynuować sen, gdyż nie mogłam sobie wyobrazić jak wychodzę z klimatyzowanego pomieszczenia na taki skwar...
Obudziłam się dopiero, gdy słońce za oknem zaczęło przybierać pomarańczowo-różowe tony. Z przerażeniem, że aż tyle czasu zmarnowałam w gabinecie, rozglądnęłam się wokół w poszukiwaniu mamy. Pomieszczenie było puste. Ześlizgnęłam się z fotela, ale szybko tego pożałowałam. Całe moje ciało było obolałe. Ta drzemka w trakcie dnia nie była dobrym wyjściem. Zazwyczaj po kilkugodzinnym, płytkim śnie czułam się okropnie. Za drzwiami, w korytarzu, dostrzegłam mamę. Chodziła od ściany do ściany, rozmawiając przez telefon.
- Wyjeżdżam wieczorem, będę jutro rano. Pozdrawiam Panie Doktorze.
Rozłączyła się, a na jej twarzy królował uśmiech, który w swoim zawodzie musiała mieć opanowany do perfekcji. Gdy iPhone wylądował z powrotem w jej torbie, zerknęła na mnie i skinęła w stronę drzwi wyjściowych.
- Czas się zbierać, śpiąca królewno.
Podeszła do mnie, stukając przy tym szpilkami o posadzkę, a następnie cmoknęła mnie troskliwie w czoło.
- Jak się ma maleństwo?
Ułożyłam dłoń na brzuchu, a z moich oczu nie uciekała iskierka niepewności.
- Wszystko jest super!
Ukazała zęby w śnieżnobiałym uśmiechu, po czym poprawiła kruczoczarne, krótkie włosy, które błyszczały w zdrowy sposób. Przytaknęłam lekko, a na mojej twarzy finalnie pojawił się cień uśmiechu.
- Mogę jutro posiedzieć u nas z Dominikiem? Tata operuje, Ty masz szkolenie. Nie chcę siedzieć sama.
Gdy wyszłyśmy, mama zamknęła drzwi na klucz, podpierając je stopą.
- Oczywiście, że możesz go zaprosić. Nie zmienia to jednak faktu, że mogłabyś posiedzieć z Teresą...
Poruszyła kilkukrotnie brwiami, a ja widząc jej mimikę zaśmiałam się głośno, po czym klepnęłam ją w rękę.
- Racja. Po co mi Dominik, kiedy mam Teresę.
- Dokładnie córeczko!
Krzyknęła, gdy ja zajmowałam już miejsce od strony pasażera, a ona dopiero kierowała kroki w stroję samochodu.
28 sierpnia, wtorek
Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Oblizałam palce, które ubrudzone były kremem czekoladowym, a następnie odwróciłam się gwałtownie i wskoczyłam na Dominika, obejmując go nogami w okolicy bioder.
- No nieźle, kucharko.
Chłopak zaśmiał się, po czym pocałował mnie delikatnie. Posadził mnie na blacie kuchennym i dopiero wtedy zorientowałam się, że przecież cała powierzchnia osypana jest mąką. W pośpiechu zeskoczyłam z powrotem na podłogę i z nerwowym uśmiechem na twarzy zaczęłam poprawiać ułożenie składników. Omal nie zsunęłam przypadkowo miseczki z kawałkami masła.
- I tyle by było z naszego ciasta...
Odetchnęłam, po czym raz jeszcze spojrzałam na mojego chłopaka.
- Oj tam ciasto.
Machnął dłonią, a następnie stanął tuż obok mnie, również opierając się o blat. Spojrzałam mu prosto w oczy nie mając zamiaru przestać się uśmiechać. Nagle poczułam okropne ukłucie.
- Matko!
Krzyknęłam, czując, jak moje ciało zalewa zimny pot. Pulsujące uderzenia gorąca chyba nie miały zamiaru przestać mi dokuczać, gdyż z każdą sekundą coraz bardziej się nasilały. Ułożyłam, wciąż brudną, dłoń na czole i starałam się oddychać powoli.
- Co się dzieje?
Mężczyzna przyglądnął mi się oczami wypełnionymi po brzegi przerażeniem.
- Nie mam pojęcia...
Dominik delikatnie uniósł mnie w górę i przytulając do siebie, przeniósł do salonu, który znajdował się blisko otwartej kuchni. Nie wykonując gwałtownych ruchów ułożył moje ciało na miękkiej kanapie. Nieustannie mi się przyglądał, jakby co najmniej oczekiwał wyjaśnień. Ból na tyle rozchodził się po moim ciele, że nie byłam w stanie określić, gdzie znajduje się jego źródło. Przymknęłam oczy, czując jak robi mi się zimno. Musiałam jak najszybciej zlokalizować miejsce w mym ciele, które chciało mnie wykończyć. Odetchnęłam głęboko, aby uspokoić tętno, po czym wyczułam ostre kłucie w okolicach brzucha.
- Telefon.
Z mych zaschniętych ust z trudem wydostało się to jedno słowo. Mój towarzysz bez zastanowienia wysunął z kieszeni spodni telefon i zamknął go w mojej dłoni. Jak najszybciej wyszukałam numer mojej mamy i skierowałam opuszek na zieloną słuchawkę. Już po jednym sygnale usłyszałam spokojny głos.
- Słucham?
Gdy tylko odnalazłam w sobie siłę, zaczęłam mówić.
- Cholernie boli mnie brzuch. Pomóż mi. Nie wiem co się dzieje.
Przez chwilę nic nie mówiła. Myślałam nawet, że straciłam zasięg i nas rozłączyło. Dopiero po kilkunastu sekundach odpowiedziała.
- Połóż się i ograniczaj ruchy. Wracam jutro rano i się Tobą zajmę. Czekaj na mnie. Kocham Cię.
Rozłączyła się, a ja poczułam jak ból we mnie coraz bardziej się kumuluje. Zamiast stopniowo się wycofywać, chciał mnie wykończyć. Dominik uważnie przyglądał się mojej twarzy i mimice, która wskazywała na to, że niesamowicie cierpię. Odzwierciedlała dokładnie to, co czułam.
- Jedziemy do szpitala.
Wziął mnie na ręce i szybkim krokiem powędrował w stronę garażu. Przyglądnęłam mu się wystraszonymi oczami.
- Mama kazała mi czekać, więc pewnie za chwilę przejdzie.
- Uwierz mi. W szpitalu nikt Cię nie skrzywdzi. Co najwyżej Ci pomogą.
Chłopak starał się zachować resztki optymizmu, dlatego przełamując negatywne emocje uśmiechnął się troskliwie i cmoknął mnie w czoło. Chciałam jakoś odpowiedzieć, ale ból promieniował nawet przez przełyk do gardła. Zamknęłam oczy i chciałam jak najszybciej znaleźć się pod wpływem leków przeciwbólowych.
- Jakieś choroby przewlekłe?
Wypuściłam z siebie powietrze, wciąż patrząc na śnieżnobiały sufit.
- Ciąża. Jeśli to choroba.
Dominik uśmiechnął się delikatnie, stojąc obok okna i przyglądając się rozmowie mojej i lekarza, który stał nade mną i zapisywał coś, gdy tylko udzieliłam jakiejś informacji. Leżałam na twardej, niewygodnej leżance, która zupełnie nie pomagała zapomnieć o kłuciu w podbrzuszu. Czułam, jak po moim czole spływają niewielkie krople potu.
- Natychmiast na ginekologię.
Lekarz rzucił notatnikiem na biurko, a pielęgniarka znajdująca się obok drzwi w momencie wywiozła mnie z pomieszczenia. Jedynym co widziałam był sufit korytarza i pojawiające się co jakiś czas ładne, nowe lampy. Prywatne szpitale przynajmniej ładnie wyglądały. Gdy tylko kobieta wwiozła mnie do sali, lekarka przyglądnęła się bacznie ekranowi komputera i zerknęła na mnie mrużąc oczy.
- Pani Aleksandra Sulewska?
Przytaknęłam. Na słowa zabrakło mi siły. Młoda blondynka podeszła do mnie i uniosła delikatnie moją bluzkę. Podbrzusze posmarowała zimnym żelem, który odwrócił nieco moją uwagę od cholernego kłucia. Minęło kilka minut, a kobieta już przyglądała się ekranowi USG, z którego ja nie byłam w stanie niczego rozszyfrować. Czekałam cierpliwie, aż lekarka w końcu się odezwie. Bez słowa, z kamienną twarzą obserwowała czarno-biały obraz.
- Który to miesiąc?
Przełknęłam głośno ślinę.
- Czwarty, piąty... Początek piątego.
Drobna jasnowłosa obróciła się na krześle i szybko wstała. Z szafki obok biurka wyciągnęła niewielką buteleczkę, z której wysypała jedną tabletkę. Przejęłam ją i przełknęłam, po czym popiłam kilkoma, sporymi łykami wody.
Po kilku godzinach ból ustał. Lekarze zaprowadzili mnie do niewielkiego pokoju, gdzie znajdował się jedynie stół oraz kilka krzeseł. Początkowo miejsce to uważałam za poczekalnię w której miałam siedzieć do czasu właściwych badań. Kwadrans później próg przekroczył starszy mężczyzna. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na krześle, naprzeciwko mnie.
- O co chodzi?
Spytałam, uśmiechając się niepewnie, po czym założyłam kosmyk włosów za ucho. Nie mogłam doczekać się, aż zobaczę Dominika, który jako jedyny w szpitalu wydawał się być normalny.
- Czy oprócz dzisiejszego badania odwiedzała Pani ostatnio ginekologa?
Każde kolejne słowa wypowiadane przez każdą kolejną osobę w moim otoczeniu stawały się coraz dziwniejsze.
- Oczywiście. Wczoraj badała mnie moja mama. Jest jednym z lepszych ginekologów w tym kraju.
Zaśmiałam się chcąc uświadomić mężczyźnie, że pytanie było wręcz śmieszne.
- Teraz proszę o zachowanie spokoju, choć będzie to trudne...
Ułożył ręce razem i zerknął w dół, po czym przyglądnął się dokładnie mojej twarzy, chcąc powstrzymywać emocje.
- Na podstawie przeprowadzonego przez Doktor Hańczak badania, mamy prawo podejrzewać, że dokonano aborcji Pani dziecka. Wiedziała Pani o tym?
Mężczyzna starał się uciec myślami od tego, co rzeczywiście wypowiadał. Ukrywał emocje, ale czułam, jakbym była w stanie dostrzec je wszystkie. Moja dolna warga zaczęła drżeć. Nie miałam pojęcia jak nad nią zapanować. Po chwili dołączyła do niej cała szczęka. Przypadkowo kilkukrotnie przygryzłam ją, przez co moja ślina mieszała się z krwią. Nie zauważyłam kiedy dłonie zaczęły okropnie drżeć. Ciężko było tego nie zauważyć, dlatego wzrok mężczyzny momentalnie powędrował w stronę moich kolan, gdzie ułożyłam palce. Zaczęłam histerycznie płakać i nawet nie miałam zamiaru się powstrzymywać, gdyż myślami uciekłam gdzieś w przeszłość. Do momentu, gdy razem z mamą jechałyśmy na badanie. Uśmiechała się do mnie. Była szczęśliwa. Kim był ten facet?!
- Dlaczego Pan tak mówi? Dlaczego Pan o to pyta?
Zapytałam wyjącym głosem, czując, jak stukam dolną szczęką o górną.
- Dlaczego?
Mój głos cichł i zastępował go szaleńczy płacz. Chwilę później wraz ze mną trzęsło się całe krzesło. Przypomniałam sobie, gdy tuż po wysączeniu soku odleciałam... Tak strasznie chciało mi się spać... Tak niesamowicie chciało mi się spać...
- Co się dzieje?!
Zacisnęłam dłonie, które zatopiłam w gęstych włosach. Chciałam wyrywać je garściami, ale jedyne co osiągnęłam to kilka pojedynczych, które opadły na moje spodnie. Mężczyzna, którego oczy zaczęły się szklić, jak najszybciej wyszedł z pomieszczenia i zostawił mnie samą. Miałam nadzieję, że już niedługo się obudzę i wtulę się mocno w mojego Dominika.
30 września, niedziela
Dorzuciłam do walizki jeszcze jedną bluzkę, dzięki czemu wszystkie szuflady komody były już puste. Spojrzałam na ekran telewizora, gdzie akurat zaczynały się wiadomości. Szybko tego pożałowałam.
...oskarżona o aborcję Maria S., na którą zgody nie wyraziła poszkodowana, jej własna córka, została skazana na dwadzieścia lat pozbawienia wolności. Kobieta...
Obraz wygasł. Odwróciłam się, a za moimi plecami, podpierając się o framugę stała Teresa. Miała podkrążone oczy, a w ręce trzymała kubek świeżo zaparzonej herbaty.
- Co Ty robisz? Dlaczego się pakujesz?
- Daj spokój.
Podeszłam do drzwi i zamknęłam je tuż przed kobietą. Moja opiekunka nie zrobiła niczego złego. Wręcz przeciwnie. Starała się pomóc mi przetrwać, gdy prawie codziennie musiałam spotykać się z adwokatem, co kilka dni na sali sądowej z Doktor Sulewską, w domu z pozbawionym uczuć ojcem. Nie byłam jednak w stanie jej zaufać, jakkolwiek by się nie starała zaufania zdobyć. Sulewska, niegdyś moja matka, postarała się o to, aby zabić we mnie wszelkie dobro w tym samym momencie, gdy postarała się aby zabić moje dziecko. Zasunęłam ogromną walizkę i chwilę później wyszłam z pokoju, upewniając się, że o niczym istotnym nie zapomniałam.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i przymknęłam z trudem oczy. Panika, jaka malowała się w moich zielonych tęczówkach nie znała granic, więc aby nie wywrzeć kiepskiego wrażenia na nieznajomym, zajmującym miejsce tuż obok, opuściłam powieki, grając przy tym zupełnie wyluzowaną laskę. Czym miałabym zająć się w Londynie? Gdzie miałabym mieszkać? Doskonale wiedziałam, że zmiana miejsca zamieszkania w niczym nie pomoże. Maria Sulewska równie dobrze mogła zabić i mnie, przynajmniej nie musiałabym teraz udawać, że jestem młodą, piękną kobietą, która ma przed sobą całe życie. Z bagażem doświadczeń, który pakowałam ze sobą do samolotu, czułam, jakbym była osiemdziesięciolatką. Nie słodką osiemnastką. Okazało się, że aktorstwo nie było moją mocniejszą stroną.
- Boi się pani?
Zapytał z brytyjskim akcentem anglik, po czym zaśmiał się szarmancko otwierając, pachnące papierem i świeżym drukiem, czasopismo. Czy się bałam? Nie... Uświadomiłam sobie, że już nic nie było w stanie mnie przestraszyć.
- Aż tak to widać?
Spektakl czas zacząć.
~*~
Uśmiechnęłam się szeroko do Eda, który spoglądał gdzieś przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że jego policzki wilgotne były od łez. Nie mogłam pozwolić, aby emocje wdarły się do mojego serca i rozszarpały je na strzępy. Wysunęłam z kieszeni telefon i szybko puściłam muzykę. Ułożyłam iPhona na ławce, pomiędzy mną a mężczyzną. "One Day" zespołu Kodaline rozchodziło się po najbliższej okolicy.
- Dlaczego "One Day"?
Rudy zerknął na mnie unosząc przy tym jedną brew. Zaśmiałam się, powstrzymując łzy. Mój głos trochę się złamał, ale musiałam się powstrzymywać.
- Nie lubisz tej piosenki. Dlatego.
Wzruszyłam ramionami, a Ed przytaknął powoli po usłyszeniu mojej odpowiedzi. Nad czymś się zastanawiał. Ile ja bym dała, aby wiedzieć o czym myśli.
- Jest okropna.
Dodał, gdy doszliśmy do refrenu, po czym nakierował palec na ekran telefonu i kliknął znaczek pauzy. Bałam się, że powróci do tematu, o którym opowiadałam przez ostatnie dwie godziny. Najgorsze było to, że miałam pewność, iż będzie chciał wiedzieć więcej.
Wooow :o Nie spodziewałam się czegoś takiego! Chcę więcej! Jesteś wspaniała i wróżę Ci wydanie niejednej bestsellerowej książki :)
OdpowiedzUsuńSerio, nawet nie wiem co powiedzieć. Po prostu czekam na każdy kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się wszystkiego, ale tego nigdy. Prawie się popłakałam (a to prawie to dużo , bo nie jestem osobą często roniącą łzy). Tego się nie da opisać nawet gdybym użyła nieskończonej liczby przymiotników i tak by to było za mało
OdpowiedzUsuńKolejny wspaniały rozdział :) Już nie umiem się doczekać następnego :*
OdpowiedzUsuńPotrafisz zdołować człowieka, oj potrafisz. Nie wiem skąd bierzesz wene ale rób to dalej bo jesteś w tym zajebista
OdpowiedzUsuńWow... no nieźle...
OdpowiedzUsuńJestem w szoku :o
No.. jestem w szoku.. Nasza Ola, niby zawsze wesoła, pełna energii, sarkastyczna i zabawna, a nagle okazuje się że zanim ją poznaliśmy jej życie wcale nie było kolorowe.. Szczerze mówiąc.. nie wiem co powiedzieć.. Mam teraz w głowie tyle myśli i nie mogę ułożyć tego w jedną spójną wypowiedź.. Ale wiedz, że rozdział oczywiście mi się podoba, nie mogłoby być inaczej. To wszystko co aktualnie mogę Ci napisać. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w miarę szybko..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.