piątek, 2 maja 2014

Rozdział VI

- I pomyśleć, że jeszcze wczoraj stałam w pierwszym rzędzie na Twoim koncercie…
Odetchnęłam głęboko i odchyliłam głowę do tyłu układając ją dzięki temu na wygodnej podpórce. Nieustannie wpatrując się w sufit zastanawiałam się jakim cudem człowiek uwielbiany przez tylu fanów mógłby być aż tak chamski. Przecież większość jego słuchaczy uważała, iż jest on uroczy, naturalny, miły, towarzyski. Aż ciężko było mi uwierzyć w przed chwilą zaistniałą sytuację.
- Właśnie tracisz jedną fankę.
Dodałam półgłosem bez przerwy kłębiąc w głowie myśli, które wcale nie tworzyły pozytywnego obrazu Eda.
- Ok.
Odpowiedział szeptem nie przeszkadzając sobie w pisaniu wiadomości. Każda kolejna czynność  którą wykonywał doprowadzała mnie do szału i utwierdzała w przekonaniu, że najlepszym rozwiązaniem akcji byłoby opuszczenie pomieszczenia. Niestety nie mogłam wykonać tego działania, gdyż głównym powodem dla którego pojawiłam się w studio był Jake, którego bardzo lubiłam i nie chciałam go zostawiać. Jedyne co mogłam to zacisnąć mocno pięści i czekać. Bo przemoc niestety również nie wchodziła w grę. Po kilku minutach wrócił Gosling, rozmawiający przez telefon. Gdy tylko wszedł uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, po czym kontynuował rozmowę. W myślach tylko modliłam się, aby skończył już pracę i wyszedł ze mną gdzieś daleko od tego wrednego rudzielca. Nie minęło kilkanaście sekund a blondyn skończył rozmawiać i zwrócił się do Sheerana.
- Idziesz z nami?
Spojrzał na niego, a następnie szybko zerknął na mnie.
- Może iść, prawda?
Słysząc to co właśnie powiedział zbladłam jak ściana. Moja twarz nie przybrała żadnego konkretnego wyrazu, a gardło zacisnęło się i nie mogło wydobyć z siebie dźwięku. Czułam na sobie wzrok obu mężczyzn, którzy oczekiwali odpowiedzi. Hm, może jednak tylko jeden z nich oczekiwał odpowiedzi. Wredny rudzielec raczej ponaglał mnie, abym na jego oczach zaakceptowała fakt, iż będzie nam towarzyszył.
- Nie wydaje mi się.
Odpowiedziałam szybko cały czas patrząc w wyczekujące spojrzenie Goslinga. Gdy czułam, że za długo łapię z nim kontakt wzrokowy, szybko zerknęłam na Eda, który z powrotem wrócił do przeglądania Twittera. Zapewne był zaskoczony moją odpowiedzią, ale duma nie pozwalała mu tego po sobie poznać. Jake raczej nie był zadowolony z uzyskanej odpowiedzi i wyglądało na to, że oczekiwał jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Umówiłam się z moją przyjaciółką i chciałam Cię wziąć ze sobą. Caroline na pewno nie umiałaby usiedzieć w spokoju, gdyby zobaczyła Eda. Jest jego wielką fanką.
Mój sztuczny, udawany uśmiech powędrował prosto do Sheerana. Powiedzenie tego było chyba najlepszą rzeczą jaką mogłam zrobić. Dla samej siebie. Jake słysząc moje słowa kilkukrotnie pokręcił głową i zacisnął wargi spoglądając na przyjaciela.
- No sorry Ed, cena sławy.
- Spoko stary i tak nie chce mi się nigdzie wychodzić.
Gosling klepnął Sheerana w ramię, a następnie zgarnął z biurka swój portfel i założył kurtkę, która zawieszona była na oparciu fotela.
- Zostajesz tu czy wychodzisz? Pamiętaj, że tylko ja mam klucze do mieszkania…
Jake dodał wyłączając przy tym sprzęt i gasząc światła. Wciąż trzymał rękę na ostatnim wyłączniku.
- Zostanę jeszcze chwilę. Może nagram coś akustycznego, zobaczymy.
Odpowiedział zapatrzony w wyświetlacz telefonu jak w obrazek. Czy on nie miał innych zainteresowań? Ciekawe jak nagrywał z Jake’iem. Pewnie grał na gitarze jedną ręką, a drugą siedział na portalach społecznościowych lub pisał SMSy.
- Okej, to do zobaczenia.
Krzyknął entuzjastycznie blondyn, a ja dodałam.
- Hej.
Oczywiście półgłosem, nie wykazując przy tym żadnych emocji. Ani negatywnych ani tym bardziej pozytywnych. Ed jak zwykle sięgnął do swojego obszernego słownika i nic nie odpowiedział.

Gdy tylko opuściliśmy kamienicę, wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i zaczęłam w jak najszybszym tempie pisać wiadomość.
„W Starbucks’ie obok Twojego mieszkania za pół godziny. TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI !!!”
Wysłano do Caroline. Tamtego dnia dane mi było stać się jak najlepszą aktorką, gdyż Jake musiał uwierzyć, że Ed nie wybrał się z nami z konkretnego powodu.
- Gdzie teraz?
Zapytał, wysuwając z paczki papierosa, a drugą ręką szukając w kieszeni zapalniczki.
- Do Starbucks’a, czyli… Prawdopodobnie w lewo.
Uśmiechnęłam się i wzdrygnęłam lekko ramionami, po czym zaczęłam szperać w torebce. Nie minęło kilka sekund a wyciągnęłam z niej srebrną zapalniczkę i przyłożyłam ją do papierosa Jake’a, którego mężczyzna obejmował wargami.
- Nie ma za co.
Zaśmiałam się, po czym ruszyłam we wcześniej wspomnianym kierunku. Po jakimś czasie, gdy Gosling zdążył się już kilkukrotnie zaciągnąć, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Przepraszam, czy to nie Ty mówiłaś mi po koncercie, że nie palisz?
Uniósł brwi i pokręcił głową z teatralnym załamaniem.
- Nie palę, ale…
Zaczęłam, kiedy on mi przerwał.
- Tak, wiem, ta zapalniczka jest do świeczek… Które znajdujesz po drodze do pracy.
Zaśmiał się patrząc przed siebie, a ja tracąc ochotę na jakiekolwiek tłumaczenie również roześmiałam się, przeczesując przy tym palcami włosy.
- Czy Ty kiedykolwiek dasz mi dojść do słowa?!
Spytałam wciąż będąc w dobrym nastroju i uśmiechając się szeroko. Ten uśmiech ni jak nie pasował do mojego pytania pełnego irytacji.
- Nie wydaje mi się. Lubię głośno myśleć.
Zaciągnął się dymem i zaśmiał się widząc moją próbę bycia zdenerwowaną.
- Chociaż… Dawaj. Możesz przeprowadzić swój monolog, a ja postaram się być cicho. To będzie próba życia i śmierci.
Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa, po czym zaczęłam mówić, dając wolną rękę mojemu słowotokowi.
- Może zacznijmy od momentu, kiedy wyszłam z baru. Ogólnie rzecz biorąc byłam niesamowicie zmęczona, dlatego zaraz po powrocie do mieszkania zdjęłam buty i położyłam się spać. Tej nocy, a konkretnie podczas tego dwugodzinnego snu, miałam obrzydliwy koszmar. Śniło mi się, że obudziłam się i ktoś był w moim mieszkaniu. W sumie mogłam domyślić się, że to sen, ponieważ za oknem świeciło słońce. Słońce w Londynie? Nie.
Zaśmiałam się cicho kręcąc głową, po czym szybko kontynuowałam.
- Myślałam, że w mieszkaniu jest Caroline, ta przyjaciółka i robi mi śniadanie. Jednak po chwili z kuchni wyszedł Twój Ed i usiadł obok mnie na kanapie. Chciał „zapewnić mi przyjemny poranek” i prawie mnie pocałował. Na szczęście mój refleks zadziałał i obudziłam się przed najgorszym. Gdy tylko wstałam wykąpałam się, ogarnęłam, chociaż i tak wyglądam beznadziejnie… Ale wyszłam z mieszkania i poszłam na kwalifikacje. Od razu na wejściu poznałam rodzeństwo. Brytyjkę Jules i jej brata, Polaka, Karola. Też się zdziwiłam, ale Jules była adoptowana. Byli dość skryci, ale w sumie mniejsza o to. Później dostałam za zadanie wykonanie makijażu wieczorowego i wyszłam po 15 minutach, chociaż miałam zdecydowanie więcej czasu. Następnie przyszła do mnie asystentka komisji, powiedziała, że mnie przyjęli i wyszłam. Zadzwoniłam do Ciebie i możesz już zacząć się odzywać.
Jake szedł jeszcze chwilę w milczeniu, widziałam, że nad czymś się zastanawiał. Nie będąc pewna, czy może powiedziałam coś nie tak, czy też przypomniało mu się coś konkretnego, przyjrzałam mu się niepewnie.
- Chciałaś zrobić to na kanapie? Z Sheeranem?
Słysząc jego pytania złapałam się za głowę i krzyknęłam.
- Na serio tylko to zapamiętałeś z mojego monologu?!
Nie minęło kilka sekund a roześmiałam się głośno i nie mogąc przestać usiadłam na krawężniku.
- Wyłapałem najważniejsze informacje.
Jake uśmiechnął się, po czym uświadamiając sobie jakie idiotyczne pytania zadał sam zaczął się śmiać. Usiadł obok mnie na chodniku i spojrzał mi w oczy wciąż uśmiechając się lekko. Zapanowała ta niezręczna cisza, której zazwyczaj nikt nie lubił i każdy jej omijał. Jednak tym razem brak konwersacji zupełnie mi nie przeszkadzał. Dźwięki miasta i nieprzerwany kontakt wzrokowy tworzyły niesamowitą atmosferę. Przyglądając się zielono-niebieskim tęczówkom Goslinga uśmiechnęłam się delikatnie. Z niesamowitego transu wyrwał nas dopiero głos jakiejś starszej kobiety.
- Dzieci kochane, przecież ten chodnik jest brudny!
- I tutaj się z Panią zgodzę!
Jake szybko odpowiedział i uśmiechnął się szeroko do starszej kobiety. Następnie wyciągnął rękę w moją stronę, a gdy już chciałam ją złapać odskoczył do tyłu.
- Ale z Ciebie dżentelmen…
Pokręciłam głową i już miałam odepchnąć się od krawężnika, żeby szybko wstać, gdy nagle Jake zerwał się i wziął mnie na ręce uśmiechając się przy tym nieustannie. Ja zaskoczona jego działaniem krzyknęłam głośno, chociaż mój krzyk przypominał raczej pisk pełen przerażenia. Gdy już postawił mnie na ziemię odpowiedział.
- A taki właśnie dżentelmen.
- Teraz to już się nie liczy!
Pstryknęłam go w nos i uniosłam ku górze kącik ust, po czym ruszyłam dalej.

Pozostałą część drogi przemierzyliśmy w ciszy. Gdy w końcu znaleźliśmy się w Starbucks’ie, zaprowadziłam Jake’a do stolika przy którym zazwyczaj siadałam z Carol i usiadłam na wygodnym, obitym skórą fotelu. Kawiarnia mimo tego, że należała do ogromnej sieciówki, położona była na tyle daleko, aby nie każdy mieszkaniec Londynu o niej słyszał. Dlatego miała kilku swoich stałych klientów, a reszta pojawiała się raz na jakiś czas gdy przypomniała sobie o istnieniu tego miejsca.
- Czego się napijesz?
Spytałam, zerkając na menu. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego to zrobiłam. Przecież i tak zawsze zamawiałam średnie latte, więc reszta napojów zupełnie mnie nie interesowała.
- Nie piję kawy.
Odpowiedział uśmiechając się sam do siebie. Ja opuściłam menu na stół i odetchnęłam z irytacją.
- I mówisz to gdy już Cię tutaj przyprowadziłam… Plus za refleks.
Jake rozsiadł się w fotelu i zaśmiał się przyjaźnie.
- Ale może Ty lubisz kawę? Nie jestem egoistą.
- To dobrze, bo ja jestem. I nawet gdybyś powiedział, że nie chcesz tu przyjść – przyszedłbyś.
Uśmiechnęłam się mrużąc przy tym zabawnie oczy, a Gosling dodał szybko, zbliżając się momentalnie do stolika.
- Jednak w kontakcie z egoistami potrafię stać się jednym z nich. Wychodzę.
- Nie wyjdziesz, nie chce Ci się.
- Masz rację.
Uśmiechnął się szeroko i ponownie rozsiadł się w fotelu, opierając ręce na podłokietnikach.
- Co z Twoją przyjaciółką? Carly?
Zapytał z niepewnością.
- Caroline. Pewnie będzie za sekundkę.
Odpowiedziałam, wciąż lustrując wzrokiem menu, a w międzyczasie do stolika podeszła rudowłosa dziewczyna o urzekającym uśmiechu. Jej oczy miały w sobie to „coś” co sprawiało, że każdy miał ochotę spędzać czas w jej towarzystwie. Zdyszana rozpięła płaszczyk i wyciągnęła rękę w kierunku Goslinga.
- Cześć, Caroline.
Jake odwzajemnił jej uśmiech, na który ciężko byłoby zareagować obojętnością i wstał.
- Jake Gosling, miło mi.
Odsunął kobiecie krzesło, a ona zajęła miejsce tuż obok mnie. Gdy tylko do stolika podeszła kelnerka, złożyłam zamówienie.
- Dwa razy latte, jedno średnie drugie duże. I czekoladową muffinkę. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Jake’a.
- Jeśli czekolady też nie lubisz, to siłą zmuszę Cię to zjedzenia tego ciastka.
On uśmiechnął się czując przewagę.
- Masz pecha, czekoladę akurat lubię.
- A więc Jake Gosling, tak? Gdzieś już to słyszałam. Popularne imię i nazwisko.
Zaczęła Carol, poprawiając swoje zmierzwione od wiatru, miedziane włosy. Dziewczyna była ode mnie o kilka lat starsza. Rok po studiach, pracowała w kancelarii. Podobno od zawsze chciała zostać radcą prawnym, a o dziwo była dość wyluzowana jak na swoje stanowisko i wykształcenie.
- Był chyba kiedyś taki producent. Czytałam w gazecie. Nagrywał z… Lady Gagą?
Wyglądała jakby mówiła sama do siebie. W sumie lubiła prowadzić takie wywody, czuła się wtedy jak detektyw na tropie.
- Z resztą pytaj Alex, ona zna się na tym lepiej niż ja. Fanka Mozarta.
Zaśmiała się i przechyliła się do tyłu przekładając ciężar ciała na oparcie krzesła.
- Nagrywałeś z Lady Gagą?
Spytałam półgłosem z akcentem, który z pewnością nie wykazywał szczególnego zainteresowania.
- Co?
Zdezorientowana Carol uniosła jedną brew i uśmiechnęła się lekko, udając, iż całkowicie rozumie o co chodzi.
- Tak, trochę.
Odpowiedział Jake i zaczął ściągać kurtkę.
- W sensie, że co? O co chodzi?
Caroline uśmiechnęła się i bacznie obserwowała wzrokiem to mnie, to Jake’a. Ja ze wzrokiem nieustannie zawieszonym na Goslingu odpowiedziałam.
- Nic takiego.

Kilka godzin przy kawie z najlepszą przyjaciółką oraz Goslingiem pozwoliło mi zupełnie zapomnieć o nieprzyjemnościach związanych z Edem. Gdy Caroline musiała się już zbierać, gdyż miała jeszcze do przeglądnięcia jakieś akta, ja spojrzałam na Jake’a i uniosłam kącik ust.
- Mam dzisiaj nocną zmianę, a pracuję w restauracji niedaleko Twojego studio. Jak chcesz możemy wpaść na chwilę do mnie, przebiorę się i pójdziemy w stronę knajpy. Może być?
- „Wpaść na chwilę do mnie” brzmi groźnie po tym, jak opowiedziałaś mi Twój sen. Ale zaryzykuję.
Zaśmiał się, a ja pokręciłam głową z lekkim zażenowaniem i uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki, następnie zbliżając się do niej i dając jej całusa w policzek. Będąc wciąż twarzą przy jej twarzy powiedziałam szeptem.
- Dziękuję za opiekę nad Gemmą.
Carol odpowiedziała mi uroczym uśmiechem oraz puszczeniem oczka w moją stronę. Następnie pożegnała się z Jake’iem i opuściła kawiarnię.

Dojście do kamienicy w której mieszkałam nie zajęło nam dłużej niż kilka minut. Po drodze jednak zdążyliśmy przedyskutować parę kwestii, które nie miały najmniejszego znaczenia. Przykładowo poruszyliśmy sprawę jedzenia nutelli z frytkami oraz aktualną sytuację finansową najlepszego przyjaciela kolegi brata znajomego Jake’a, który kiedyś grał w koszykówkę z kuzynem księcia Harrego. Gdy w końcu wbiłam klucz w zamek i przekręciłam go dwukrotnie, zaprosiłam blondyna do mojego mieszkania.
- Czuj się jak u siebie. Tylko bez aluzji do kanapy.
Upomniałam go uśmiechając się znacząco. Jake wszedł szybkim krokiem do środka i odpowiedział.
- Gdzie ona jest? Muszę się na niej położyć!
- Ej!
Upomniałam go, po czym szybko trzasnęłam drzwiami i przeszłam kilkoma krokami do salonu. Gosling usiadł wygodnie na kanapie i szeroko się uśmiechając nie odrywał ode mnie wzroku. Nie raczył się też odezwać. Zadowolona, że w końcu zaniemówił postanowiłam usiąść obok niego i odetchnąć po wyczerpującym dniu, zanim miałam zamiar wybrać się do pracy. Jake nadal nic nie mówił, a tylko spoglądał w moje oczy, co w ogóle mi nie przeszkadzało i w żaden sposób nie wprawiało mnie w zakłopotanie. Niespodziewanie mężczyzna zbliżył się do mnie i wyciągnął dłoń, którą złapał mnie w talii. Powolnym ruchem zbliżył mój tors do swojego na taką odległość, że byłam w stanie poczuć na twarzy jego przyspieszony oddech. Odczekał kilka sekund, a następnie drugą rękę ułożył na moim udzie i musnął delikatnie, a zarazem soczyście moje wargi. Po kilku sekundach idealnej ciszy dodał z uśmiechem.
- Musiałem dokończyć to co zaczął Sheeran…

Ja zaśmiałam się wciąż będąc kilka milimetrów od jego twarzy.

2 komentarze:

  1. Rozdział fantastyczny, ale zakończenie niespodziewane. Miałam nadzieję, że Ed przeprosi czy coś, ale dobrze, że zaskakujesz czytelników. Dodatkowo, bardzo fajnie się czyta Twoje opowiadanie, jest w nim taka lekkość. Czekam na następny rozdział bardzo niecierpliwie. :) Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie spodziewałam się takiego zakończenia *.* Kolejny sen...? XD
    Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie pomiędzy nimi do czegoś więcej O.O (w sumie nie wiem, czemu mam nadzieję...chociaż nie, jednak wiem. Ed powinien być na miejscu Jake'a!)
    Zdziwiło mnie to, jak Sheeran zareagował na słowa Olki. Przedstawiasz go nam w całkiem nowym świetle, a to nawet dobrze, bo nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać :)
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością! Pisz szybko, życzę dużo, dużo weny!
    Ściskam
    Enough

    OdpowiedzUsuń