- I pomyśleć, że jeszcze wczoraj stałam w
pierwszym rzędzie na Twoim koncercie…
Odetchnęłam głęboko i odchyliłam głowę do
tyłu układając ją dzięki temu na wygodnej podpórce. Nieustannie wpatrując się w
sufit zastanawiałam się jakim cudem człowiek uwielbiany przez tylu fanów mógłby
być aż tak chamski. Przecież większość jego słuchaczy uważała, iż jest on
uroczy, naturalny, miły, towarzyski. Aż ciężko było mi uwierzyć w przed chwilą
zaistniałą sytuację.
- Właśnie tracisz jedną fankę.
Dodałam półgłosem bez przerwy kłębiąc w
głowie myśli, które wcale nie tworzyły pozytywnego obrazu Eda.
- Ok.
Odpowiedział szeptem nie przeszkadzając
sobie w pisaniu wiadomości. Każda kolejna czynność którą wykonywał doprowadzała mnie do szału i utwierdzała
w przekonaniu, że najlepszym rozwiązaniem akcji byłoby opuszczenie
pomieszczenia. Niestety nie mogłam wykonać tego działania, gdyż głównym powodem
dla którego pojawiłam się w studio był Jake, którego bardzo lubiłam i nie
chciałam go zostawiać. Jedyne co mogłam to zacisnąć mocno pięści i czekać. Bo
przemoc niestety również nie wchodziła w grę. Po kilku minutach wrócił Gosling,
rozmawiający przez telefon. Gdy tylko wszedł uśmiechnął się do mnie przyjaźnie,
po czym kontynuował rozmowę. W myślach tylko modliłam się, aby skończył już
pracę i wyszedł ze mną gdzieś daleko od tego wrednego rudzielca. Nie minęło
kilkanaście sekund a blondyn skończył rozmawiać i zwrócił się do Sheerana.
- Idziesz z nami?
Spojrzał na niego, a następnie szybko
zerknął na mnie.
- Może iść, prawda?
Słysząc to co właśnie powiedział zbladłam
jak ściana. Moja twarz nie przybrała żadnego konkretnego wyrazu, a gardło
zacisnęło się i nie mogło wydobyć z siebie dźwięku. Czułam na sobie wzrok obu
mężczyzn, którzy oczekiwali odpowiedzi. Hm, może jednak tylko jeden z nich
oczekiwał odpowiedzi. Wredny rudzielec raczej ponaglał mnie, abym na jego
oczach zaakceptowała fakt, iż będzie nam towarzyszył.
- Nie wydaje mi się.
Odpowiedziałam szybko cały czas patrząc w
wyczekujące spojrzenie Goslinga. Gdy czułam, że za długo łapię z nim kontakt
wzrokowy, szybko zerknęłam na Eda, który z powrotem wrócił do przeglądania Twittera.
Zapewne był zaskoczony moją odpowiedzią, ale duma nie pozwalała mu tego po
sobie poznać. Jake raczej nie był zadowolony z uzyskanej odpowiedzi i wyglądało
na to, że oczekiwał jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Umówiłam się z moją przyjaciółką i
chciałam Cię wziąć ze sobą. Caroline na pewno nie umiałaby usiedzieć w spokoju,
gdyby zobaczyła Eda. Jest jego wielką fanką.
Mój sztuczny, udawany uśmiech powędrował
prosto do Sheerana. Powiedzenie tego było chyba najlepszą rzeczą jaką mogłam
zrobić. Dla samej siebie. Jake słysząc moje słowa kilkukrotnie pokręcił głową i
zacisnął wargi spoglądając na przyjaciela.
- No sorry Ed, cena sławy.
- Spoko stary i tak nie chce mi się
nigdzie wychodzić.
Gosling klepnął Sheerana w ramię, a następnie
zgarnął z biurka swój portfel i założył kurtkę, która zawieszona była na
oparciu fotela.
- Zostajesz tu czy wychodzisz? Pamiętaj,
że tylko ja mam klucze do mieszkania…
Jake dodał wyłączając przy tym sprzęt i
gasząc światła. Wciąż trzymał rękę na ostatnim wyłączniku.
- Zostanę jeszcze chwilę. Może nagram coś
akustycznego, zobaczymy.
Odpowiedział zapatrzony w wyświetlacz
telefonu jak w obrazek. Czy on nie miał innych zainteresowań? Ciekawe jak
nagrywał z Jake’iem. Pewnie grał na gitarze jedną ręką, a drugą siedział na
portalach społecznościowych lub pisał SMSy.
- Okej, to do zobaczenia.
Krzyknął entuzjastycznie blondyn, a ja
dodałam.
- Hej.
Oczywiście półgłosem, nie wykazując przy
tym żadnych emocji. Ani negatywnych ani tym bardziej pozytywnych. Ed jak zwykle
sięgnął do swojego obszernego słownika i nic nie odpowiedział.
Gdy tylko opuściliśmy kamienicę, wyciągnęłam
z kieszeni spodni telefon i zaczęłam w jak najszybszym tempie pisać wiadomość.
„W Starbucks’ie obok Twojego mieszkania
za pół godziny. TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI !!!”
Wysłano do Caroline. Tamtego dnia dane mi
było stać się jak najlepszą aktorką, gdyż Jake musiał uwierzyć, że Ed nie
wybrał się z nami z konkretnego powodu.
- Gdzie teraz?
Zapytał, wysuwając z paczki papierosa, a
drugą ręką szukając w kieszeni zapalniczki.
- Do Starbucks’a, czyli… Prawdopodobnie w
lewo.
Uśmiechnęłam się i wzdrygnęłam lekko
ramionami, po czym zaczęłam szperać w torebce. Nie minęło kilka sekund a
wyciągnęłam z niej srebrną zapalniczkę i przyłożyłam ją do papierosa Jake’a,
którego mężczyzna obejmował wargami.
- Nie ma za co.
Zaśmiałam się, po czym ruszyłam we
wcześniej wspomnianym kierunku. Po jakimś czasie, gdy Gosling zdążył się już
kilkukrotnie zaciągnąć, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Przepraszam, czy to nie Ty mówiłaś mi
po koncercie, że nie palisz?
Uniósł brwi i pokręcił głową z teatralnym
załamaniem.
- Nie palę, ale…
Zaczęłam, kiedy on mi przerwał.
- Tak, wiem, ta zapalniczka jest do
świeczek… Które znajdujesz po drodze do pracy.
Zaśmiał się patrząc przed siebie, a ja tracąc
ochotę na jakiekolwiek tłumaczenie również roześmiałam się, przeczesując przy
tym palcami włosy.
- Czy Ty kiedykolwiek dasz mi dojść do
słowa?!
Spytałam wciąż będąc w dobrym nastroju i
uśmiechając się szeroko. Ten uśmiech ni jak nie pasował do mojego pytania
pełnego irytacji.
- Nie wydaje mi się. Lubię głośno myśleć.
Zaciągnął się dymem i zaśmiał się widząc
moją próbę bycia zdenerwowaną.
- Chociaż… Dawaj. Możesz przeprowadzić
swój monolog, a ja postaram się być cicho. To będzie próba życia i śmierci.
Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa, po
czym zaczęłam mówić, dając wolną rękę mojemu słowotokowi.
- Może zacznijmy od momentu, kiedy
wyszłam z baru. Ogólnie rzecz biorąc byłam niesamowicie zmęczona, dlatego zaraz
po powrocie do mieszkania zdjęłam buty i położyłam się spać. Tej nocy, a
konkretnie podczas tego dwugodzinnego snu, miałam obrzydliwy koszmar. Śniło mi
się, że obudziłam się i ktoś był w moim mieszkaniu. W sumie mogłam domyślić
się, że to sen, ponieważ za oknem świeciło słońce. Słońce w Londynie? Nie.
Zaśmiałam się cicho kręcąc głową, po czym
szybko kontynuowałam.
- Myślałam, że w mieszkaniu jest
Caroline, ta przyjaciółka i robi mi śniadanie. Jednak po chwili z kuchni wyszedł
Twój Ed i usiadł obok mnie na kanapie. Chciał „zapewnić mi przyjemny poranek” i
prawie mnie pocałował. Na szczęście mój refleks zadziałał i obudziłam się przed
najgorszym. Gdy tylko wstałam wykąpałam się, ogarnęłam, chociaż i tak wyglądam
beznadziejnie… Ale wyszłam z mieszkania i poszłam na kwalifikacje. Od razu na
wejściu poznałam rodzeństwo. Brytyjkę Jules i jej brata, Polaka, Karola. Też
się zdziwiłam, ale Jules była adoptowana. Byli dość skryci, ale w sumie
mniejsza o to. Później dostałam za zadanie wykonanie makijażu wieczorowego i wyszłam
po 15 minutach, chociaż miałam zdecydowanie więcej czasu. Następnie przyszła do
mnie asystentka komisji, powiedziała, że mnie przyjęli i wyszłam. Zadzwoniłam
do Ciebie i możesz już zacząć się odzywać.
Jake szedł jeszcze chwilę w milczeniu,
widziałam, że nad czymś się zastanawiał. Nie będąc pewna, czy może powiedziałam
coś nie tak, czy też przypomniało mu się coś konkretnego, przyjrzałam mu się
niepewnie.
- Chciałaś zrobić to na kanapie? Z
Sheeranem?
Słysząc jego pytania złapałam się za
głowę i krzyknęłam.
- Na serio tylko to zapamiętałeś z mojego
monologu?!
Nie minęło kilka sekund a roześmiałam się
głośno i nie mogąc przestać usiadłam na krawężniku.
- Wyłapałem najważniejsze informacje.
Jake uśmiechnął się, po czym
uświadamiając sobie jakie idiotyczne pytania zadał sam zaczął się śmiać. Usiadł
obok mnie na chodniku i spojrzał mi w oczy wciąż uśmiechając się lekko.
Zapanowała ta niezręczna cisza, której zazwyczaj nikt nie lubił i każdy jej
omijał. Jednak tym razem brak konwersacji zupełnie mi nie przeszkadzał. Dźwięki
miasta i nieprzerwany kontakt wzrokowy tworzyły niesamowitą atmosferę.
Przyglądając się zielono-niebieskim tęczówkom Goslinga uśmiechnęłam się
delikatnie. Z niesamowitego transu wyrwał nas dopiero głos jakiejś starszej
kobiety.
- Dzieci kochane, przecież ten chodnik
jest brudny!
- I tutaj się z Panią zgodzę!
Jake szybko odpowiedział i uśmiechnął się
szeroko do starszej kobiety. Następnie wyciągnął rękę w moją stronę, a gdy już
chciałam ją złapać odskoczył do tyłu.
- Ale z Ciebie dżentelmen…
Pokręciłam głową i już miałam odepchnąć
się od krawężnika, żeby szybko wstać, gdy nagle Jake zerwał się i wziął mnie na
ręce uśmiechając się przy tym nieustannie. Ja zaskoczona jego działaniem
krzyknęłam głośno, chociaż mój krzyk przypominał raczej pisk pełen przerażenia.
Gdy już postawił mnie na ziemię odpowiedział.
- A taki właśnie dżentelmen.
- Teraz to już się nie liczy!
Pstryknęłam go w nos i uniosłam ku górze
kącik ust, po czym ruszyłam dalej.
Pozostałą część drogi przemierzyliśmy w
ciszy. Gdy w końcu znaleźliśmy się w Starbucks’ie, zaprowadziłam Jake’a do
stolika przy którym zazwyczaj siadałam z Carol i usiadłam na wygodnym, obitym
skórą fotelu. Kawiarnia mimo tego, że należała do ogromnej sieciówki, położona
była na tyle daleko, aby nie każdy mieszkaniec Londynu o niej słyszał. Dlatego
miała kilku swoich stałych klientów, a reszta pojawiała się raz na jakiś czas
gdy przypomniała sobie o istnieniu tego miejsca.
- Czego się napijesz?
Spytałam, zerkając na menu. Nie miałam zielonego
pojęcia dlaczego to zrobiłam. Przecież i tak zawsze zamawiałam średnie latte,
więc reszta napojów zupełnie mnie nie interesowała.
- Nie piję kawy.
Odpowiedział uśmiechając się sam do
siebie. Ja opuściłam menu na stół i odetchnęłam z irytacją.
- I mówisz to gdy już Cię tutaj
przyprowadziłam… Plus za refleks.
Jake rozsiadł się w fotelu i zaśmiał się
przyjaźnie.
- Ale może Ty lubisz kawę? Nie jestem
egoistą.
- To dobrze, bo ja jestem. I nawet gdybyś
powiedział, że nie chcesz tu przyjść – przyszedłbyś.
Uśmiechnęłam się mrużąc przy tym zabawnie
oczy, a Gosling dodał szybko, zbliżając się momentalnie do stolika.
- Jednak w kontakcie z egoistami potrafię
stać się jednym z nich. Wychodzę.
- Nie wyjdziesz, nie chce Ci się.
- Masz rację.
Uśmiechnął się szeroko i ponownie
rozsiadł się w fotelu, opierając ręce na podłokietnikach.
- Co z Twoją przyjaciółką? Carly?
Zapytał z niepewnością.
- Caroline. Pewnie będzie za sekundkę.
Odpowiedziałam, wciąż lustrując wzrokiem
menu, a w międzyczasie do stolika podeszła rudowłosa dziewczyna o urzekającym
uśmiechu. Jej oczy miały w sobie to „coś” co sprawiało, że każdy miał ochotę
spędzać czas w jej towarzystwie. Zdyszana rozpięła płaszczyk i wyciągnęła rękę
w kierunku Goslinga.
- Cześć, Caroline.
Jake odwzajemnił jej uśmiech, na który
ciężko byłoby zareagować obojętnością i wstał.
- Jake Gosling, miło mi.
Odsunął kobiecie krzesło, a ona zajęła
miejsce tuż obok mnie. Gdy tylko do stolika podeszła kelnerka, złożyłam
zamówienie.
- Dwa razy latte, jedno średnie drugie
duże. I czekoladową muffinkę. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam
na Jake’a.
- Jeśli czekolady też nie lubisz, to siłą
zmuszę Cię to zjedzenia tego ciastka.
On uśmiechnął się czując przewagę.
- Masz pecha, czekoladę akurat lubię.
- A więc Jake Gosling, tak? Gdzieś już to
słyszałam. Popularne imię i nazwisko.
Zaczęła Carol, poprawiając swoje
zmierzwione od wiatru, miedziane włosy. Dziewczyna była ode mnie o kilka lat
starsza. Rok po studiach, pracowała w kancelarii. Podobno od zawsze chciała
zostać radcą prawnym, a o dziwo była dość wyluzowana jak na swoje stanowisko i
wykształcenie.
- Był chyba kiedyś taki producent.
Czytałam w gazecie. Nagrywał z… Lady Gagą?
Wyglądała jakby mówiła sama do siebie. W
sumie lubiła prowadzić takie wywody, czuła się wtedy jak detektyw na tropie.
- Z resztą pytaj Alex, ona zna się na tym
lepiej niż ja. Fanka Mozarta.
Zaśmiała się i przechyliła się do tyłu
przekładając ciężar ciała na oparcie krzesła.
- Nagrywałeś z Lady Gagą?
Spytałam półgłosem z akcentem, który z
pewnością nie wykazywał szczególnego zainteresowania.
- Co?
Zdezorientowana Carol uniosła jedną brew
i uśmiechnęła się lekko, udając, iż całkowicie rozumie o co chodzi.
- Tak, trochę.
Odpowiedział Jake i zaczął ściągać
kurtkę.
- W sensie, że co? O co chodzi?
Caroline uśmiechnęła się i bacznie
obserwowała wzrokiem to mnie, to Jake’a. Ja ze wzrokiem nieustannie zawieszonym
na Goslingu odpowiedziałam.
- Nic takiego.
Kilka godzin przy kawie z najlepszą
przyjaciółką oraz Goslingiem pozwoliło mi zupełnie zapomnieć o nieprzyjemnościach
związanych z Edem. Gdy Caroline musiała się już zbierać, gdyż miała jeszcze do
przeglądnięcia jakieś akta, ja spojrzałam na Jake’a i uniosłam kącik ust.
- Mam dzisiaj nocną zmianę, a pracuję w
restauracji niedaleko Twojego studio. Jak chcesz możemy wpaść na chwilę do
mnie, przebiorę się i pójdziemy w stronę knajpy. Może być?
- „Wpaść na chwilę do mnie” brzmi groźnie po tym, jak opowiedziałaś mi Twój sen. Ale zaryzykuję.
- „Wpaść na chwilę do mnie” brzmi groźnie po tym, jak opowiedziałaś mi Twój sen. Ale zaryzykuję.
Zaśmiał się, a ja pokręciłam głową z
lekkim zażenowaniem i uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki, następnie
zbliżając się do niej i dając jej całusa w policzek. Będąc wciąż twarzą przy
jej twarzy powiedziałam szeptem.
- Dziękuję za opiekę nad Gemmą.
Carol odpowiedziała mi uroczym uśmiechem
oraz puszczeniem oczka w moją stronę. Następnie pożegnała się z Jake’iem i
opuściła kawiarnię.
Dojście do kamienicy w której mieszkałam
nie zajęło nam dłużej niż kilka minut. Po drodze jednak zdążyliśmy
przedyskutować parę kwestii, które nie miały najmniejszego znaczenia.
Przykładowo poruszyliśmy sprawę jedzenia nutelli z frytkami oraz aktualną
sytuację finansową najlepszego przyjaciela kolegi brata znajomego Jake’a, który
kiedyś grał w koszykówkę z kuzynem księcia Harrego. Gdy w końcu wbiłam klucz w
zamek i przekręciłam go dwukrotnie, zaprosiłam blondyna do mojego mieszkania.
- Czuj się jak u siebie. Tylko bez aluzji
do kanapy.
Upomniałam go uśmiechając się znacząco.
Jake wszedł szybkim krokiem do środka i odpowiedział.
- Gdzie ona jest? Muszę się na niej
położyć!
- Ej!
Upomniałam go, po czym szybko trzasnęłam
drzwiami i przeszłam kilkoma krokami do salonu. Gosling usiadł wygodnie na
kanapie i szeroko się uśmiechając nie odrywał ode mnie wzroku. Nie raczył się
też odezwać. Zadowolona, że w końcu zaniemówił postanowiłam usiąść obok niego i
odetchnąć po wyczerpującym dniu, zanim miałam zamiar wybrać się do pracy. Jake
nadal nic nie mówił, a tylko spoglądał w moje oczy, co w ogóle mi nie
przeszkadzało i w żaden sposób nie wprawiało mnie w zakłopotanie. Niespodziewanie
mężczyzna zbliżył się do mnie i wyciągnął dłoń, którą złapał mnie w talii.
Powolnym ruchem zbliżył mój tors do swojego na taką odległość, że byłam w
stanie poczuć na twarzy jego przyspieszony oddech. Odczekał kilka sekund, a
następnie drugą rękę ułożył na moim udzie i musnął delikatnie, a zarazem
soczyście moje wargi. Po kilku sekundach idealnej ciszy dodał z uśmiechem.
- Musiałem dokończyć to co zaczął Sheeran…
Ja zaśmiałam się wciąż będąc kilka
milimetrów od jego twarzy.
Rozdział fantastyczny, ale zakończenie niespodziewane. Miałam nadzieję, że Ed przeprosi czy coś, ale dobrze, że zaskakujesz czytelników. Dodatkowo, bardzo fajnie się czyta Twoje opowiadanie, jest w nim taka lekkość. Czekam na następny rozdział bardzo niecierpliwie. :) Weny!
OdpowiedzUsuńWow, nie spodziewałam się takiego zakończenia *.* Kolejny sen...? XD
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że nie dojdzie pomiędzy nimi do czegoś więcej O.O (w sumie nie wiem, czemu mam nadzieję...chociaż nie, jednak wiem. Ed powinien być na miejscu Jake'a!)
Zdziwiło mnie to, jak Sheeran zareagował na słowa Olki. Przedstawiasz go nam w całkiem nowym świetle, a to nawet dobrze, bo nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać :)
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością! Pisz szybko, życzę dużo, dużo weny!
Ściskam
Enough