wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział XXXI

Spadając musiałam zahaczyć ręką o kant stołu, bo łokieć strasznie piekł, a jak się później okazało - był otarty. Chcąc podnieść się na owym łokciu ponownie upadłam. Czułam, że moje próby wstania z podłogi nie mają najmniejszego sensu. Usłyszałam wtedy zachrypnięty głos Sheerana.
- Moja głowa...
"Co ja mam powiedzieć?". Zapytałam w myślach, uświadamiając sobie, że leżę we wczorajszym ubraniu na zakurzonym dywanie, a moje włosy plączą się gdzieś w kłębkach brudu pod kanapą, znajdującą się tuż obok. Nad sobą ujrzałam nagle bladą twarz otoczoną rudą czupryną. Przez włosy Eda przebijały się promienie słońca, które dopiero co się obudziło.
- Mam nadzieję, że nie robiliśmy niczego, co mogłoby ewentualnie skutkować twoim zajściem w ciążę... ?
Prychnęłam śmiechem, po czym wstałam szybko z podłogi, zupełnie zapominając o bolącym łokciu i przeszłam do kuchni. Wzięłam do ręki kubek i dokończyłam zimną herbatę pozostawioną tam dzień wcześniej.
- Ola?!
Zdenerwowany moim nagłym śmiechem Ed przybiegł szybko do kuchni.
- Zasmucę Cię - na razie twoje dziecko pozostaje jedynakiem.
Wzruszyłam ramionami, kreując na twarzy udawany smutek. Rudy szturchnął mnie dość mocno, przez co o mały włos nie upuściłam kubka.
- To akurat nie jest powód do żartów.
Tym razem postanowiłam powstrzymać się od komentarza. Otworzyłam lodówkę, żeby zrobić sobie śniadanie. Wyciągnęłam z niej dwa jajka, masło i sok pomidorowy.
- O Boże! Która godzina?
Uniósł się Sheeran, patrząc wytrzeszczonymi oczami na zegar.
- Muszę iść. Dzięki za... W sumie nie wiem za co.
Machnął ręką, a następnie przebiegł jak najszybciej pod drzwi wejściowe. Założył pośpiesznie kurtkę wyraźnie się denerwując. A może raczej stresując.
- Co się stało?
Krzyknęłam, wypełniając szklankę sokiem. Gdy była już prawie pełna, usłyszałam odpowiedź.
- Mamy jechać dzisiaj do lekarza. W Londynie jest tylko w czwartki. Spróbowalibyśmy się nie pojawić...
Uśmiechnęłam się sama do siebie słysząc, jak Ed otwiera drzwi i szepcze sam do siebie listę przedmiotów, upewniając się, że ma przy sobie wszystko.
- Mam wiadomość, która może cię zainteresować.
Powiedziałam półgłosem, będąc świadoma, że mężczyzna wszystko słyszy. Dzieliło nas zaledwie kilka metrów, gdyż mieszkanie było niewielkie.
- Teraz jadę. Powiesz mi kiedy indziej.
- Dzisiaj środa.
Podeszłam spokojnie do framugi drzwi, aby móc napawać się widokiem rozczarowanego Sheerana. Upiłam ze szklanki niewielką ilość gęstego soku, po czym wzięłam głęboki wdech, oczekując odpowiedzi Rudego.
- Mhm...
Odczekał w milczeniu kilka sekund, wbijając wzrok w podłogę i widocznie odczuwając zażenowanie.
- To nieco zmienia moje plany.
Z powrotem zamknął drzwi, odwrócił się i podszedł nieco bliżej.
- Co pijesz?
Spojrzał na szklankę wypełnioną czerwonym sokiem, chcąc rozpocząć rozmowę.
- Masz.
Podałam mu ją, a gdy tylko przełknął niewielki łyk, zaśmiałam się widząc obrzydzenie na jego twarzy.
- Smakuje jak zupa pomidorowa. Tylko gorzej, bo jest zimny. Jak można aż tak uprzykrzać sobie życie...
Przeszedł do kuchni, wymijając mnie w progu i wyciągnął z szafki zawieszonej na ścianie kubek. Szybkim ruchem umieścił w nim torebkę herbaty, a następnie zalał świeżo przegotowaną wodą, którą nastawiłam kilka minut wcześniej.
- Z tego co sobie przypominam nie zapraszałam Cię na śniadanie.
Odwróciłam się, przyglądając się dokładnie każdemu ruchowi wykonywanemu przez mężczyznę. Gdy usłyszał moją uwagę, odwrócił na chwilę głowę w moją stronę, ale szybko powrócił do wykonywanych wcześniej czynności. Do napoju dodał odrobinę cukru, po czym złapał za chleb.
- Nigdy byś tego nie zrobiła. Musiałem się wprosić.
W myślach przyznałam mu rację. Mimo tego, że początkowo przeszkadzała mi jego obecność i swobodne zachowanie, teraz już nie zwracałam na to uwagi. Wiedziałam, że nie zdołam go przekonać do wyjścia. Wzięłam składniki, które wcześniej wyciągnęłam z lodówki i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Jak zwykle był to omlet.
- Mi też możesz zrobić.
Dodał Rudy, odgryzając kawałek kanapki z szynką, majonezem, musztardą i ketchupem. Spojrzałam na artystyczny mix sosów, który mimo tego, że musiał smakować obrzydliwie - wyglądał przepięknie.
- Dziękuję za pozwolenie. Wręcz bałam się spytać, czy mogłabym zadowolić Cię omletem...
Odpowiedziałam, ponownie przyglądając się patelni na której umieściłam już jajka.

Po kilkunastu minutach usiedliśmy przy niewielkim stoliku znajdującym się w rogu kuchni, gdzie zazwyczaj nie jadałam. Zdarzało się to tylko wtedy gdy zapraszałam kogoś na noc. A że raczej nie posiadałam sporego grona przyjaciół, którzy chcieliby u mnie zostawać - przy jedzeniu omletów towarzyszyli mi bohaterowie programów śniadaniowych. Ed usiadł na miejscu, gdzie czekała na niego połówka omleta. Jako osoba leniwa nie miałam ochoty przygotowywać kolejnego i postanowiłam podzielić się moim. Widząc jedzenie wystawione przed nim na blacie uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni telefon, po czym położył go obok swojego talerza.
- Jesz to?
Wskazałam palcem na telefon znajdujący się pomiędzy kubkiem pełnym herbaty a widelcem. Zdziwiony Ed spojrzał na wyświetlacz, po czym zaśmiał się cicho.
- Nie koniecznie...
Odpowiedział półgłosem skupiając się na krojeniu omleta. Widocznie jedzenie interesowało go bardziej niż los urządzenia w którym mogłabym znaleźć... właściwie wszystko. Zgarnęłam lewą dłonią telefon oblizując w międzyczasie palce drugiej dłoni, które brudne były od dżemu.
- Podaj kod.
Już na widok zablokowanego ekranu wiedziałam, że włamanie się do wszystkich portali społecznościowych skazane jest na klęskę.
- 5944.
Odpowiedział, biorąc spory łyk herbaty i przyglądając mi się. Mimo tego, że czułam, iż podany kod nie jest prawdziwy, wpisałam go. Jakim cudem telefon się odblokował?
- Nie wiem dlaczego podałeś mi prawdziwy kod, ale coś tu nie gra...
Zerknęłam na Eda znad wyświetlacza starając się wyczytać coś z jego wzroku, jednak ciężko było rozgryźć ten delikatny uśmiech. Pokręciłam głową, po czym wróciłam do zabawy telefonem. Szybko kliknęłam w ikonkę Twittera i momentalnie przytłoczyła mnie ilość powiadomień.
- Pieprzony król Twittera...
Odchrząknął, po czym zaczął smarować kromkę masłem.
- Niestety nie mogę zaprzeczyć.
Poprawiłam się na krześle, aby mieć pewność, że jest mi wygodnie. W końcu rozłożenie nóg na krześle obok, siedzenie w rozkroku i podpieranie głowy dłonią nie było wystarczająco komfortowe... Szybko włożyłam do buzi dość spory kawałek omleta i zaczęłam czytać tweety od fanów. Treść większości przekazywała 'love you, babe' lub 'come to brasil'. Tego typu wiadomości ominęłam. Za to po pewnym czasie znalazłam ciekawy wpis: 'he doesn't read this shit. dont try, idiots'. Aby fani nie tracili nadziei, postanowiłam odpisać na tego jednego. Jednego jedynego.

I do read this shit, idiot

Nie moja wina, że z tweetami było jak z wódką. Po pierwszym szło coraz szybciej. Straciłam kontrolę i zaczęłam odpisywać na wszystkie po kolei. Minęła może godzina. W międzyczasie Ed postanowił przeglądnąć mój telefon, bo zdążył już zjeść śniadanie, zaczynał ze mną rozmowę, lecz zbyt skupiona byłam na swojej 'pracy', aby móc odpowiadać. Próbował nawet przypalić mi włosy zapalniczką, ale doszedł do wniosku, że nawet nie zauważyłabym gdyby wszystkie z nich stanęły w ogniu.
- Czyżby jakieś znajomości z Polski?
Zapytał Rudy, gładząc palcem ekran, aby przewinąć stronę. Na słowo "Polska" oderwałam się od Twittera i zerknęłam na mężczyznę.
- W sensie?
Zmarszczyłam brwi, nie za bardzo rozumiejąc pytanie.
- Masz tu jakąś wiadomość, która nie jest po angielsku, dlatego wnioskuję, że...
- Oddawaj!
Wstałam gwałtownie i nachyliłam się nad stołem, aby móc jak najszybciej odzyskać telefon.
- I tak nie znam polskiego, więc nie mam pojęcia co tam jest napisane, mądra kobieto.
Pokręcił głową, chcąc uświadomić mi, że jestem totalną kretynką. W sumie miał rację. Totalnie zapomniałam, że polski nie jest zrozumiały dla każdego.
- No dobra...
Po kilku sekundach oddałam mu telefon, nie przejmując się tym, że przeczyta przecież resztę moich wiadomości. Wręcz cieszyłabym się, gdybym chowała przed nim jakieś tajemnicze wiadomości lub knuła intrygi z Jake'iem i Niną. Niestety. Większość wiadomości dotyczyła przeniesienia zmiany w pracy lub ustaleń co do godziny spotkania. Po kolejnej godzinie sprawdzania portali społecznościowych Sheerana, spojrzałam na niego, a on zrobił to samo czując, że przytłaczam go wzrokiem.
- Zamawiamy pizzę i oglądamy reklamy?
Po usłyszeniu pytania przytaknęłam głową. Poczułam, jakby w końcu uwolnił mnie od podświadomego głodu i znudzenia.

Rozwaliliśmy się na kanapie, otoczeni kocami i poduszkami najróżniejszych rozmiarów. Przed nami, na niskim stoliku kawowym, znajdował się karton po pizzy z ostatnim kawałkiem w środku. W telewizji leciały kolejno reklamy. Oglądałam je, opierając się wygodnie o podłokietnik i słysząc, jak Sheeran powoli wdycha powietrze nosem. Po zjedzeniu kilku sporych kawałków pizzy i wypiciu puszki coli mój towarzysz momentalnie zasnął, a chwilę później zsunął się z oparcia i wylądował z głową przy moim tyłku. Przesunęłam się nieco, aby dać mu trochę przestrzeni, ale on czując wolność rozłożył się, dzięki czemu rude włosy znajdowały się na wysokości mojego uda. Na zewnątrz zaczęło się ściemniać, niebo przybrało mało atrakcyjny, szaro-niebieski kolor, który gdzieniegdzie pokrywały grafitowe, burzowe chmury. Przyglądałam się starszej kobiecie reklamującej noże, która uśmiechała się, jakby jej zadaniem było zademonstrowanie efektu po użyciu kremu do protez. Słysząc zwolniony oddech Eda zaczynałam coraz wolniej opuszczać powieki, aż w końcu mimowolnie się zamknęły, a czarność przeniosła mnie w możliwie najgłupsze sny...
Otworzyłam oczy i zerknęłam na moje odkryte udo, gdzie poczułam łaskotki. Wywołane były oczywiście przez włosy rudego idioty, który nie mógł się stamtąd ruszyć i normalnie usiąść na kanapie!
- Musisz tam leżeć?
Zapytałam cicho zachrypniętym głosem. Sheeran zerknął w górę odrywając tym samym wzrok od ekranu telewizora, po czym uśmiechnął się lekko. Zapewne też dopiero co się obudził, bo jego powieki mrugały w zwolnionym tempie.
- W sumie to tak. Nie chce mi się ruszać.
Uniosłam brwi ku górze i westchnęłam głośno, bo byłam na tyle zaspana, że nie miałam ochoty na komentarz.
- A właśnie...
Ed szybko zaczął grzebać w kieszeni spodni w poszukiwaniu czegoś, a czynności tej towarzyszyło skupienie na jego twarzy. Po kilku sekundach wyciągnął zaciśniętą dłoń, po czym wyzwolił z objęcia niewielki, pognieciony kawałek papieru. Był cały brudny od ołówkowego grafitu. Wyciągnęłam rękę, aby odebrać mały świstek.
- Potrzebuję Twojej opinii. Potrafisz być krytyczna.
Poruszyłam się, czując się doceniona. Uśmiechnęłam się szybko rozwijając kartkę.
- Dziękuję.
- To nie był komplement.
Dodał Sheeran, zamykając oczy i teoretycznie próbując zasnąć. Tak naprawdę zapewne nie chciał widzieć mojej miny gdy zobaczę zawartość.

You look so wonderful in your dress
I love your hair like that
The way it falls on the side of your neck
Down your shoulders and back
We are surrounded by all of these lies
And people who talk too much
You got the kind of look in your eyes
As if no one knows anything but us
Should this be the last thing I see
I want you to know it's enough for me

Przeczytałam cały tekst nie odrywając wzroku od kartki i wręcz nie mogąc doczekać się co przyniesie kolejny wers. Mimo tego, że Ed Sheeran nie posiadał łatwej osobowości, w pisaniu tekstów był mistrzem. Gdy doszłam do ostatniego słowa, wzięłam spokojny wdech i przeczytałam całość raz jeszcze.
- Jak?
Spytał, wciąż nie otwierając oczu, gdy ja byłam mniej więcej w połowie.
- No cóż...
Wzdrygnęłam ramionami, a moje słowa sprawiły, że Sheeran szybko przeniósł ciało do pozycji siedzącej i przyglądnął mi się niepewnie. Widocznie bardzo zależało mu na mojej opinii. 
- Zmieniać?
Spytał półgłosem, czując, jakby poniósł klęskę.
- Może i nie lubię być dla Ciebie miła, ale ten tekst jest genialny. Nie zmieniaj.
Klepnęłam go z całej siły w udo na co skrzywił się lekko.
- Super.
Zaraz po tym gdy wzięłam dłoń, zabrał się za masowanie bolącego miejsca tuż nad kolanem. Raz jeszcze przyglądnęłam się zawartości kartki, analizując po kolei każde ze słów. W międzyczasie Ed rozglądał się po pokoju, wciąż starając się zneutralizować ból. Nie miałam pojęcia, że jestem aż tak silna.
- Co to?
Wskazał wolną ręką na uchyloną szafkę, znajdującą się przy ścianie. 
- Szafka.
Odpowiedziałam, krzywiąc twarz ze zdziwienia. 
- Tyle wiem...
Pokręcił głową, po czym z zainteresowaniem podszedł do niej i otworzył drzwiczki na oścież, zanim jeszcze zdążyłam go powstrzymać. Na krzyczenie i siłowe przekonanie go do pozostania na kanapie było już za późno.
- Wow...
Sheeran przyglądnął się z zaskoczeniem kilku pudełkom na których wierzchu poukładane były pointy różnych rodzajów, w wielu kolorach.
- Niezła kolekcja...
Mężczyzna przykucnął przy szafce, a następnie delikatnie złapał palcami jedną parę zużytych baletek. Starał się dotykać ich jak najmniejszą powierzchnią dłoni, aby w żaden sposób ich nie naruszyć. Gdy tylko ujrzałam wnętrze szafki, starałam się opanować oddech, aby nie zacząć panicznie krzyczeć. Po kilkunastu sekundach nie ruszania się, podeszłam do Eda i usiadłam po turecku, przyglądając się parze obracanych przez niego w dłoniach point. 
- Powiesz mi coś na ten temat?
Sheeran po kilku minutach ciszy drygnął głową w stronę sterty baletek nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu. Podłapałam entuzjazm i uśmiechając się odpowiedziałam.
- Zapewne ku twojemu zaskoczeniu - też byłam kiedyś utalentowana. 
Odetchnęłam, po czym zwróciłam wzrok w kierunku pary baletek, których markę napisaną na podeszwie Rudy starał się odczytać, lecz napis był zbyt starty.
- Bloch. Jedne z moich ulubionych.
Zaśmiałam się, a następnie wysunęłam z półki wszystkie pudła. Otwarłam je kolejno, a każde było wypełnione po brzegi pointami. 
- Nie wierzę, że potrzebowałaś aż tylu. Może po prostu uzależniłaś się od ich kupowania.
Sheeran zaśmiał się przeglądając kolejno zawartość każdego z nich. 
- Tańczyłam po kilka godzin dziennie przez czternaście lat, co daje jakieś...
Zgarnęłam ze stolika telefon i wykonałam na kalkulatorze jak najszybsze obliczenia.
- Ponad dwadzieścia pięć tysięcy godzin baletu. Mogły się przydać...
Wskazałam na sterty baletek rozłożone wokół. 
- Udowodnij, że aż tyle przetańczyłaś.
Rudy podał mi parę brzoskwiniowych point i uniósł przy tym kącik ust ku górze. Wyglądał na zainteresowanego tym tematem.
- No dobrze, koniec.
Zamknęłam kolejno wieka opakowań, odebrałam od mężczyzny buty i ułożyłam wszystko w szafce, po czym zamknęłam ją, przekręcając kluczyk na zakończenie.
- To wszystko?
Zdziwiony mężczyzna wstał z podłogi i wyprostował się. Wzruszyłam ramionami uśmiechając się przy tym przepraszająco i odpowiedziałam łamiącym się głosem. 
- To wszystko.
Szybko udałam, że złamany głos nie ma nic wspólnego ze smutkiem, który rozsadzał mnie od środka i odchrząknęłam, po czym uniosłam ku górze kącik ust.
- Przepraszam, że zacząłem temat. Rozumiem Cię. Każdy ma porąbaną przeszłość.
Sheeran najwidoczniej zauważył, że lepiej było nie zaczynać przy mnie tematu baletu. Po swojej odpowiedzi rozłożył ręce i uśmiechnął się, jakby doskonale rozumiał mój problem. 
- Odprowadzisz mnie do wyjścia? Jest...
Zerknął na wyświetlacz telefonu, który trzymał w dłoni.
- 22.46. Trochę się zasiedziałem.
Przeszłam kilkoma krokami w stronę wyjścia, a Rudy podążył za mną. Zatrzymałam się obok szafki na której zwykłam kłaść klucze i torebkę, gdy wracałam do mieszkania. Oparłam się o nią i przyglądałam się mężczyźnie zakładającemu buty. 
- Czyli Ty też masz... "porąbaną" przeszłość?
Nie wiedzieć dlaczego postanowiłam kontynuować temat. Zaintrygowało mnie co takiego może mieć za sobą Ed. Podparłam głowę na łokciu i uniosłam ku górze kącik ust, aby rozmowa nie była zbyt poważna.
- Oczywiście.
Odpowiedział wiążąc sznurówki w drugim bucie. Gdy skończył wyprostował się i spojrzał na mnie.
- Co takiego ciekawego skrywa Edward Sheeran?
Zapytałam łamiącym sie głosem który był dość zachrypnięty po krótkiej drzemce. 
- Pamiętasz tą zabawę w szkole... "sekret za sekret"?
Uniósł jedną brew uśmiechając się przy tym zawadiacko i nie odrywając ode mnie wzroku. 
- Może i pamiętam, ale nie za bardzo mam ochotę się teraz bawić...
Przewróciłam teatralnie oczami nie mogąc się doczekać aż Ed zdradzi mi którąś ze swoich tajemnic przeszłości. 
- No widzisz. A ja mam. 
Zaśmiał się, powracając do przygotowania się do wyjścia. Chcąc czegokolwiek się o nim dowiedzieć chyba jednak musiałam uchylić mu rąbka tajemnicy o tym, co spotkało mnie jeszcze w Polsce. 
- Zmieniłam zdanie. 
Uśmiechnęłam się niepewnie, po czym usiadłam powoli na podłodze, opierając się o ścianę. Nagle dopadł mnie stres, gdyż uświadomiłam sobie, iż rozmowa która mnie czeka teoretycznie jest zabawą, ale w praktyce dość ciężkim zwierzeniem. Niekontrolowanie zaczęłam obgryzać skorki okalające paznokcie. Gdy zorientowałam się co robię, szybko przestałam. 
- No to zaczynasz! 
Ed powiedział, po czym usadowił się tuż obok mnie, kreując na twarzy radosny uśmiech. 
- A co jeśli ja się wygadam, a ty nic nie powiesz i pójdziesz do domu? Nie wiem, czy mogę ci ufać. 
Uniosłam ku górze kącik ust i wzięłam głęboki wdech, w głębi duszy wiedząc, ze Rudy nigdy nie zachował by się w tak prostacki sposób. Postanowiłam zacząć, gdyż Sheeran raczej nie miał zamiaru odpowiadać. 
- Tańczyłam odkąd pamiętam i była to jedyna rzecz która, sprawiała mi tyle radości. Nawet podczas wyjść z koleżankami czułam, jakbym znajdowała się w niewłaściwym miejscu... Chyba po prostu kochałam balet.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który ciężko było mi powstrzymać. Spojrzałam w dół, aby móc go ukryć, gdyż nie chciałam przerywać historii.
- Na każdej próbie wyobrażałam sobie, że jestem solistką w rosyjskiej grupie baletu. Było to tylko głupie, dziecięce marzenie, ale przecież każdy jakieś ma. 
Ed uśmiechnął sie mimowolnie i przytaknął głową zerkając co chwile to na mnie to na swoje splecione dłonie.
- Jakoś tak wyszło, że w szkole szło mi całkiem nieźle. Co roku piątki i szóstki na świadectwie, świetne liceum, dużo czasu spędzonego nad książkami. 
Rozłożyłam ręce w geście kapitulacji. 
- W drugiej klasie awansowałam do wyższej klasy w szkole baletu. Był to poziom na którym tańczyli najlepsi tancerze w kraju. Przyznaje nieskromnie, nie byłam zaskoczona. Poświęciłam temu całą siebie. Wszystko dlatego, aby zobaczyć swoje nazwisko na tej liście... Byłam w ścisłej czołówce. Moje oddanie skutkowało nie tylko świetnymi osiągnięciami. Owocowało również w coraz to gorsze oceny. Z chemii spadłam na czwórę, co dla moich rodziców było nieopisanym szokiem i rozczarowaniem. Wiedzieli, że nie ma to związku z moją inteligencją, ale z brakiem przyłożenia do nauki. Nie powiedziałam im o awansie do najwyższej grupy, bo kazaliby mi przepisać się z powrotem na zajęcia dla mniej zaawansowanych. Miałabym wtedy mniej treningów i więcej czasu na naukę. Ukrywając przed nimi prawdę popełniłam ogromny błąd. Nie długo po wpisaniu do grupy zaawansowanych, mistrz baletu z Rosji zaprosił mnie na warsztaty. Jedyny warunek? Zgoda rodziców. Chyba nie muszę tłumaczyć, co stało się dalej...
Sheeran przyglądał mi się utrzymując pełną koncentrację i czekając na część dalszą historii.
- A jednak. Tłumacz. 
Wzięłam głęboki wdech i z ciężkim sercem i zaciśniętym gardłem jak najszybciej chciałam wyrzucić z siebie resztę. 
- Podekscytowana zawiadomiłam rodziców o niesamowitej propozycji, a oni potajemnie wypisali mnie ze szkoły. W końcu Ola musiała skupić się na nauce. Medycyna czekała. 
Rozłożyłam ręce kręcąc bezradnie głową. Czułam jak szybko moje oczy gromadzą łzy.
- Wow...
Ed wbił wzrok w ścianę korytarza, która znajdowała się przed nami i zaniemówił. 
- ... A co z medycyną? 
Zapytał po chwili, chcąc wyciągnąć ze mnie dosłownie wszystko. 
- Nigdy. 
Wymamrotałam cicho i z zauważalną złością na twarzy. 
- A Ty? 
Spojrzałam mu prosto w oczy oczekując ciekawej historii. 
- Ja też nie poszedłem na medycynę, jeśli o to chodzi. 
Zaśmiał się cicho, po czym zaczął szybko, jakby chciał prędko skończyć temat. 
- Nigdy nie byłem z dziewczyną o której napisałem pierwszą płytę. 
- Co?! 
Zszokowana prawie krzyknęłam, przerywając mu moment zwierzenia. Czułam się brutalnie okłamana. 
- Śmieszne, co?
Uśmiechnął się, choć wcale tego nie chciał. Wyglądał na zrezygnowanego. 
- Nie bardzo. Opowiadaj. 
Przekręciłam się tak, aby móc usiąść tuż naprzeciwko Rudego, gdyż historia wydawała się być interesująca. 
- Alice, tak miała na imię, była moją najlepszą przyjaciółką, którą kochałem nad życie. Ona kochała mojego brata. Napisałem o niej 374 piosenki. Gdy dowiedziałem się, że zaczęła spotykać się z moim braciszkiem... Uciekłem do Londynu. Koniec.
Wzruszył ramionami przyjmując wyraz twarzy, który świadczył o tym, że owe wydarzenia zupełnie nie wpłynęły na jego życie. Zauważyłam wtedy po raz pierwszy, iż zarówno ja jak i Ed Sheeran jesteśmy świetnymi aktorami i w sposób perfekcyjny dobieramy sobie maski.
- Nie wiem, co powinnam powiedzieć. Czuję się oszukana.
Uśmiechnęłam się delikatnie mając świadomość, że uśmiech nie był najlepszą reakcją. Może raczej nie byłby najlepszą reakcją gdybym rozmawiała z najzwyklejszym na świecie człowiekiem. Podczas rozmowy z Rudzielcem kwestią wprawy było dobieranie dobrej miny do złej gry. On potrafił rozładować atmosferę w najmniej odpowiednim momencie poprzez użycie sarkazmu czy niestosownego żartu, a ja zazwyczaj uśmiechałam się, choć w ogóle nie miałam ku temu powodów. 
- Uwierz, że też czułem się oszukany...
Zabrzmiało to poważnie. Zbyt poważnie, aby nazwane było bezsensowną gadką na podłodze w przedpokoju. Szare tęczówki mojego towarzysza wbiły się w daleki punkt, ale wcale nie obserwowały niczego konkretnego. Odtwarzały jakieś obrazy z przeszłości. Nieprzyzwyczajona do tak niezręcznej, męczącej ciszy, odwróciłam wzrok i udałam, że mam ubrudzoną bluzkę. Energicznymi ruchami zaczęłam trzeć materiał, który w rzeczywistości był perfekcyjnie czysty. Moja taktyka podziałała, bo po kilku sekundach mężczyzna podniósł się i otworzył, nie mówiąc słowa, drzwi wejściowe.
- Dziękuję za miły wieczór... Właściwie dzień.
Przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym lekko. Myślami wciąż błądził gdzie indziej. Może i było to dziwne, ale stałam się trochę zazdrosna. Miałam nadzieję, że patrząc prosto w moje oczy wróci z powrotem i choć na chwilę zapomni o Alice z przeszłości. Widocznie chciałby, by Alice stała się jego teraźniejszością.
- Ja również.
Dzielił nas mniej więcej metr, ale ciężko było go przełamać. Ed przez chwilę zawahał się na niewidocznej granicy chcąc prawdopodobnie mnie przytulić. Szybko jednak wrócił na swoje miejsce, gdyż pewnie wyczuł, że ja nie miałam takiego zamiaru. Nie było to jednak prawdą, dlatego tuż po jego ruchu zaoferowałam tę samą formę pożegnania. W ostatnim momencie Rudy wystawił w moją stronę dłoń hamując jakiekolwiek zbliżenie. Uścisnęłam ją udając, że w ogóle nie przyszło mi na myśl objęcie go. Gest ten był jednym z najbardziej krępujących jakie przytrafiły mi się w ostatnim czasie. Wciąż przyglądałam się Edowi chcąc znaleźć choć jedną promienną iskierkę w jego oczach. Jedyne co byłam w stanie dostrzec to smutek i ból pozostawione przez Alice, zakryte nienaturalnym uśmiechem. Zrezygnowana wsunęłam ręce do kieszeni, oczekując, aż mężczyzna wyjdzie na klatkę schodową i opuści budynek. Szybko zorientowałam się, że w kieszeni wciąż tkwił skrawek papieru na którym Ed napisał kawałek swojej nowej piosenki.
- O czymś zapomniałeś!
Wyrwałam się gwałtownie chcąc oddać mu kartkę. Wręcz wcisnęłam mu do ręki białą, pomiętą kuleczkę, ale on momentalnie odwrócił moją dłoń upewniając się, że kartka pozostała w moim objęciu.
- Zachowaj to.
Czyżby wyznanie o ciężkich rozterkach sercowych z przeszłości aż tak dotknęło mężczyznę, że zupełnie nie zależało mu na nowo napisanym tekście? A może chciał, abym mogła raz jeszcze dogłębnie go przeanalizować i w końcu dojść do wniosku, że te kilka wersów było wyznaniem miłosnym... ? Znów snułam w głowie głupkowatą komedię romantyczną.
- Musisz ją wziąć. Przyda Ci się. Tekst jest świetny.
Słowa wypłynęły z mych ust, choć w głębi duszy chciałam schować karteczkę głęboko w moim portfelu i spoglądać co chwilę na te pięknie ułożone słowa. Mężczyzna odetchnął głęboko, zsuwając z twarzy udawany uśmiech. Poczułam się, jakbym po raz pierwszy miała okazję zobaczyć prawdziwego Eda.
- Nie piszę piosenek dla własnej korzyści. Piszę je dla ludzi. Ty jesteś osobą, która powinna mieć właśnie tą.
Odwrócił się gwałtownie i truchtem zbiegł w kierunku drzwi wyjściowych. Będąc w połowie schodów dodał.
- Żegnam.


Nie mogłam zasnąć do czwartej rano. Właściwie się sobie nie dziwiłam. Przez pierwsze dwie godziny starałam się zrozumieć czy pobudza mnie zaskoczenie, podniecenie czy złość. Gdy w końcu uświadomiłam sobie, że ostatnie słowa Rudego wywołały u mnie wszystkie z możliwych emocji, położyłam się na kanapie, czytając w kółko słowa piosenki. Analizowałam je kolejno chcąc doszukać się drugiego dna, lecz najwspanialsze było to, że drugie dno nie istniało. Wszystko napisane był w tak piękny, oczywisty sposób... Usnęłam w momencie, gdy udało mi się to zrozumieć. Nie wyspałam się zbytnio, gdyż kilka godzin później obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Jego położenie zmusiło mnie do podniesienia się z kanapy i przebiegnięcia przez salon. Z trudem ominęłam wszystkie znajdujące się po drodze przeszkody i dotknęłam zielonej słuchawki.
- Tak?
Zaczęłam zachrypniętym głosem, przymykając przy tym powieki, które mimowolnie opadały.
- Alexandro przyjedź. Proszę Cię. To bardzo ważne.
Odsunęłam od ucha telefon i zerknęłam na wyświetlacz, nie mając pojęcia z kim rozmawiam. "Jake". Widząc to imię od razu wiedziałam, że nie będę potrafiła odmówić.
- Będę u Ciebie za pół godziny.
Rozłączyłam się, a następnie zabrałam się za szybkie przygotowanie, które miałam opanowane do perfekcji. Nagłe telefony od Goslinga były dla mnie codziennością, dlatego poranne, ekspresowe wyjście z domu było normą. Gdy ubrana byłam w wygodny dres, adidasy i czułam się świeżo, wyszłam z mieszkania i truchtem wyruszyłam w stronę kamienicy, gdzie znajdowało się mieszkanie mojego przyjaciela. Odkryłam, że bieganie zimą nie tylko pomoże mi zadbać o kondycję, ale i poniekąd przyspieszy czas, który spędzałabym w autobusie. Będąc na klatce schodowej powoli wspięłam się w górę, gdyż uprzedni trucht nieco mnie zmęczył. Wcisnęłam dzwonek znajdujący się przy tabliczce z napisem "J. Gosling". Po odczekaniu kilkunastu sekund wbiłam palec raz jeszcze. Powtórzyłam czynność pięć razy aż w końcu trochę zdenerwowana brakiem reakcji postanowiłam wejść do środka. Skoro Jake pilnie mnie wezwał, a teraz nie otwierał, w głowie zaczynałam tworzyć czarne scenariusze. Nie ściągając na wejściu butów ani nie zamykając za sobą drzwi przeszłam w kilku krokach do salonu. W oczy rzuciły mi się uchylone drzwi balkonowe, przez które do pomieszczenia wpadał wiatr poruszający białą zasłoną. Już chciałam wyjść na zewnątrz, gdy moją uwagę odwrócił dźwięk stawianego na blacie kubka. Przekręciłam głowę i zauważyłam blondyna wlewającego do naczynia wrzącą wodę. Na jego widok kamień spadł mi z serca. Podeszłam do niego i przytuliłam go delikatnie.
- Hej. Co się stało? Dlaczego nie otworzyłeś?
Mężczyzna wyglądał blado, a jego twarz nie ukazywała konkretnych emocji. Ułożyłam dłoń na jego ramieniu, aby na wszelki wypadek mógł wyczuć z mojej strony jakiekolwiek wsparcie.
- Trochę się zamyśliłem, przepraszam.
Skupił się na obserwacji parzącej się torebki z herbatą. Chcąc wydusić z niego dlaczego mnie wezwał, wpatrywałam się prosto w jego oczy i czekałam na dalsze wyjaśnienia.
- Ed i Athina przyjechali jakąś godzinę temu. 
Zlustrowałam wzrokiem mieszkanie, ale świeciło pustkami.
- Za długo nie posiedzieli.
Zaśmiałam się i wzdrygnęłam przy tym ramionami. 
- Ed stoi na balkonie i pali fajkę za fajką. Athina chyba poszła się położyć, ale nie zdziwiłbym się, gdyby od godziny wpatrywała się w ścianę...
- Pokłócili się?
Spytałam od razu, marszcząc brwi. Sytuacja prezentowała się przedziwnie i teraz po prostu musiałam wiedzieć co się stało.
- Byli dzisiaj u ginekologa. Po dziesięciu dniach stracili to dziecko. Sheeran to wrak człowieka, a ona... Nawet nie wiem jak to opisać. Pomyślałem, że...
Przytaknęłam, opierając się o blat i wpatrując w mozaikę kafelków ułożoną na podłodze. Poczułam, jak moje dłonie zaczęły drżeć, dlatego automatycznie wycofałam się z kuchni i przesunęłam się powoli w stronę przedsionka, który łączył główną przestrzeń z drzwiami wyjściowymi.
- Nie wydaje mi się...
Odpowiedziałam mu zachrypniętym głosem, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Gdy już zebrałam w sobie na tyle odwagi aby wybiec z mieszkania, blondyn chwycił mocno mój nadgarstek. Rzucił w moją stronę spojrzeniem pełnym troski i spokoju.
- Porozmawiaj z nią. Proszę Cię. W imieniu swoim i Eda. A nawet Athiny.
Mężczyzna przyciągnął do siebie moje, praktycznie pozbawione czucia, ciało i zacisnął je w objęciu. Lewą dłoń uniósł i zaczął gładzić nią moje włosy. Zacisnęłam powieki i przełknęłam głośno ślinę, a następnie odskoczyłam od niego i gwałtownie ruszyłam w kierunku sypialni. Powoli uchyliłam drzwi i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to para butów pozostawiona tuż na wejściu. Rzucone były w niedbały sposób. Na skraju łóżka, tyłem do mnie, siedziała szatynka mająca rozczochrane włosy. Rękoma podpierała głowę, łokcie mając ułożone na kolanach. Jej bose i blade stopy zwisały kilka centymetrów nad podłogą. Przez okno do pokoju wbiegały szare promienie słońca, które starało się przebić ciemne, śniegowe chmury. Stawiałam malutkie kroki, gdyż na widok Athiny w takim stanie, zupełnie straciłam jakąkolwiek pewność siebie. Usiadłam naprzeciwko niej z  nogami zgiętymi tak, że kolanami byłam w stanie dotknąć brody. Przyglądnęłam się wypalonej z jakichkolwiek emocji twarzy. Pod oczami dostrzegłam maskarę zmieszaną z zaschniętymi łzami. Od jakiegoś czasu kobieta już nie płakała. Jej powieki były szeroko otwarte a wzrok wbił się we mnie. Mimo tego, że spoglądała prosto w moje źrenice, zachowywała się, jakby mnie nie widziała.
- Nie musisz nic mówić. Chcę tylko żebyś wiedziała, że Cię rozumiem. Wysłuchaj tego co mam Ci do powiedzenia, a później wyjdę. 
Szatynka zupełnie nie reagowała, dlatego odchrząknęłam i postanowiłam zacząć.

~*~

Dwoma palcami złapałem filtr ostatniego papierosa z paczki. Jak najszybciej umieściłem go między wargami i odpaliłem kolejną zapałkę. Zaciągnąłem się jak najmocniej i nie wypuszczałem dymu dopóki nie poczułem, że trochę kręci mi się w głowie. Siedziałem na balkonowej, lodowatej posadzce z której chwilę wcześniej zsunąłem warstwę śniegu. Mimo tego, że nie miałem na sobie butów ani kurtki, zupełnie nie przeszkadzał mi chłód. Wręcz pomagał mi zamaskować chociaż fizyczne odczucia. Rozglądnąłem się wokół, lecz jedyne co zobaczyłem to kilka zasypanych białym puchem kamienic i ośnieżony taras na który wkradała się ze środka szalejąca na wietrze zasłonka. Wypuściłem ostatnią chmurę dymu, po czym podniosłem się i nerwowo kopnąłem w barierkę. Pod wpływem uderzenia spadła z niej cała biała pokrywa. Ze środka w momencie przyszedł do mnie mój przestraszony przyjaciel. Pewnie myślał, że rzuciłem się z tarasu. Aż tak nie zgłupiałem, ale gdyby nie jego pojawienie się w progu, zapewne cały balkon runąłby na ulicę, gdyż złość wręcz mnie rozsadzała i chciała przejąć kontrolę nad mym ciałem. Spojrzałem w spokojne oczy Goslinga i wtedy zacząłem mieć jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie dość, że przez moją głupotę i niedbalstwo straciłem własne dziecko to jeszcze wciągałem w tą paranoję nic nie winnego niczemu przyjaciela. Jakim byłem człowiekiem...
- Wejdź do środka, zaparzyłem Ci herbatę. Może prześpisz się na kanapie... 
Mężczyzna przeczesał palcami włosy znajdujące się tuż nad czołem.
- Zrób cokolwiek co robisz zazwyczaj. Nie poznaję Cię.
Zrezygnowany Jake stał w progu i przyglądał mi się nieustannie. Jeśli się przyjrzeć, w jego oczach gromadziły się łzy. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby najsilniejszy psychicznie człowiek jakiego przyszło mi poznać, okazywał jakąkolwiek słabość.
- Nie przejmuj się mną! Daj mi czas i wszystko wróci do normy!
Poniosło mnie i przez przypadek na niego nakrzyczałem. Tylko chciałem, żeby chociaż mój przyjaciel pozostał tą osobą, którą był. Żeby jako jedyna część mojego życia się nie zmieniał.
- Sprawdzę co z...
Nie dokończyłem zdania, bo sam nie wiedziałem jak. Jeszcze w drodze do Goslinga ogłosiła, że najlepiej będzie to wszystko zakończyć, ale nawet na to nie zareagowałem. Nie chciałem jej odpowiadać, bo nie daj Boże pociągnęłaby temat i zostawiła mnie tuż po tym jak odeszło ode mnie dziecko. Miałem nadzieję, że chciała się ze mną rozstać, gdyż poniosły ją emocje, a w głębi duszy bezgranicznie mnie kochała. To tej wersji się trzymałem. Była dla mnie najwygodniejsza. 
- Poczekaj.
W progu zatrzymał mnie Jake, chcąc zagrodzić mi drogę.
- Alex z nią rozmawia. Daj im czas.
Poczułem jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować, mimo tego, że od około godziny siedziałem na mrozie. 
- Czy ona musi być, kurwa, wszędzie?!
Przepchałem się mimo tego, że blondyn starał się zablokować mi drogę. Nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Musiałem pozbyć się tej idiotki.

~*~

Usłyszałam głośne kroki dobiegające zza drzwi. Nie musiałam czekać zbyt długo, aby skrzydło drzwiowe otwarło się na oścież, uderzając przy tym klamką o ścianę. Pierwsze co ujrzałam to rozzłoszczona twarz Sheerana, który szedł w moją stronę. Jeszcze nigdy nie miałam okazji zobaczyć aż tak zdenerwowanego człowieka. Jedyne co pamiętam to jakieś przebłyski. Ed mocno zacisnął dłonie na moich ramionach i mimo tego, że nie chciałam, pomógł mi wstać. W miejscu gdzie ułożył wcześniej dłonie czułam okropny ból. Zerknęłam tylko na Athinę z której oczu wypływały łzy. Cała się trzęsła i nie potrafiła tego powstrzymać. Odbiegła wzrokiem od tego co robił Rudy. Nie minęła chwila, a w pokoju pojawił się Gosling starający się powstrzymać zirytowanego mężczyznę. Bezskutecznie. Sheeran wypchnął mnie gwałtownymi ruchami z pokoju, a następnie pociągnął za łokieć w stronę wyjścia. Nawet się nie broniłam. Jedyne co przyszło mi do głowy to się rozpłakać. Wciąż wytrącona z formy po rozmowie z Athiną nie dałam rady wziąć się w garść.
- O co Ci chodzi, kretynie?! Rozumiem wszystko, ale panuj nad sobą! Nic o niej nie wiesz! 
Zza drzwi usłyszałam głos Goslinga, który głośno krzyczał na swojego przyjaciela. Chcąc uniknąć rozmowy z blondynem zbiegłam po schodach w dół i nie zatrzymując się ruszyłam w kierunku mojego mieszkania. W połowie drogi powstrzymała mnie myśl, że będąc już u siebie pewnie położyłabym się na łóżku i przepłakała dwa dni. Ewentualnie dłużej. Nie potrzebowałam kolejnej depresji. Zwolniłam tempo i dużymi krokami przeszłam przez pobliski park. Po przemknięciu przez kilka przecznic, znalazłam się nad Tamizą. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, chcąc uspokoić oddech i móc poukładać myśli.


Nie spodziewałam się, że kilka tygodni później powrócę na ławkę, która początkowo nic dla mnie znaczyła. Właściwie wciąż nic dla mnie nie znaczyła. Jedyne co się zmieniło to to, że tym razem gdy zbliżałam się do konstrukcji z desek pomalowanych na zielono, była ona zajęta przez jedną osobę. Usiadłam na drugim końcu, by dać Edowi przestrzeń. Dać przestrzeń jemu, ale też zachować dystans, gdyż nasze ostatnie spotkanie nie było przeze mnie najlepiej wspominane. Wsunęłam dłonie pomiędzy uda, aby trochę się ogrzały. Od strony rzeki do mojej twarzy dobiegał mroźny wiatr. Po kilku minutach ciszy, usłyszałam.
- Wyjechała do Walii.
Wzdrygnęłam się, gdy w końcu się odezwał. Odpowiedziałam, zupełnie nie przejmując się, jak zareaguje.
- Dobrze dla niej.
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i w jego oczach byłam w stanie dostrzec zalążek tego, co widziałam parę tygodni wcześniej, gdy brutalnie wypchał mnie z apartamentu.
- Wspaniale. W końcu nauczyłem się kochać kogoś innego niż Alice, a chwilę później ta osoba mnie zostawiła. Czuję się niesamowicie. 
- Może byłoby Ci łatwiej, gdybyś nie był takim egoistą.
Odpowiedziałam mu szybko, gdyż jego zachowanie cholernie mnie zdenerwowało. 
- Co Ty o mnie wiesz?!
Wplótł palce we włosy i zaśmiał się ironicznie. 
- Mogłabym zadać Ci to samo pytanie, gdy wyrzucałeś mnie z mieszkania Goslinga...
Uśmiechnęłam się, wbijając wzrok w falującą taflę wody.
- Jeżeli chcesz coś powiedzieć - mów teraz. Możliwe, że później nie będziesz miała okazji, bo mam zamiar Cię unikać. Do końca życia.
Po ostatnich wypowiedzianych przez niego słowach wstałam i ruszyłam w kierunku przejścia dla pieszych. Odczekałam chwilę, czekając aż wszystkie auta przejadą, a następnie weszłam na jezdnię. Gdy znalazłam się po drugiej stronie zaczęłam maszerować w kierunku mieszkania. Zanim zaczęłam analizować w głowie spotkanie do którego doszło chwilę wcześniej, u mojego boku pojawił się Sheeran z łagodnym wyrazem twarzy.
- Poczekaj chwilę. 
Już chciał mnie dotknąć, kiedy automatycznie wykonałam unik. Wciąż bałam się, że znowu zaciśnie mnie w swoich dłoniach i raz jeszcze pozostawi na moich ramionach sińce. 
- Na co? Na gówniarza, który nawet nie potrafi rozmawiać? Myślałam, że ciężkie doświadczenia zmieniają podejście do życia, ale widocznie nie w każdym przypadku.
Wzruszyłam ramionami, spoglądając mu głęboko w oczy. Miałam świadomość, że sama nie wierzyłam we własne słowa. Sheeran się zmienił. I to bardzo. Po prostu jeszcze tego nie uporządkował i w jego głowie wciąż panował bałagan. 
- Opowiedz mi wszystko.
Odpowiedział spokojnym głosem.

10 komentarzy:

  1. Tak myślałam, że dziecka nie będzie ale wybuchu Eda się nie spodziewałam. Smutny rozdział choć jak zawsze ŚWIETNY! Warto tyle czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, rozdział jest niesamowity. Nie wiem nawet, co powiedzieć. Nieprzewidywalna, niepospolita - te słowa określają twoją twórczość.

    Moim jedynym zastrzeżeniem jest czas dodawania rozdziałów. To naprawdę boli, że są one tak rzadko, bo jako odbiorca czuję ogromny niedosyt i żal ze świadomości, iż następny będzie za miesiąc. Rozumiem, że masz inne zajęcia. Mimo że długość kolejnych fragmentów tej historii mi absolutnie odpowiada, to wolałabym, żeby było one krótsze, a częstsze. Tylko moja opinia. Z niecierpliwością czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten blog to mistrzostwo... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest niesamowity, zresztą jak wszystkie inne. Śmiało mogę przyznać, że to najlepsze ff o Edzie jakie czytałam, a mam ich już sporo za sobą. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh błagam, nie karz długo czekać na następny rozdział! To jest genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Weszłam na to opowiadanie przypadkowo i z ciekawości zaczęłam czytać pierwszy rozdział... potem drugi... trzeci i skończyłam czytać o jakiej 2.00 w nocy hahah. Genialnie wszystko piszesz i byłam zaskoczona, że w taki sposób jest przedstawiony Ed. Czekam na kolejne rozdziały, a w tym czasie zacznę czytać wszystko od nowa bo mogło mi cos umknąć. Jestem zaskoczona jego zachowan wiadomo nerwy... co mnie najbardziej irytuje to to ze jednego dnia dogaduje się z Ola (mam takie same imie hihi) a nastepnego dni znow sprzeczki. Naprawde wszytsko cudnie piszesz i co najwazniejsze wszytsko przemyslane! Kocham tego bloga <3 Czasami sobie mysle czy Alex nie dała jej rady wyjechania Walii, teraz to wszytskiego mozna sie spodziewac :D Czekam na nastepne rozdziały. Podesle wszystkim moim znajomym twojego bloga, musza tu wejsc. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Natknęłam się na Twojego bloga przypadkiem i jak próbowałam się oderwać żeby wreszcie iść spać, ale nie mogłam, więc zasnęłam dopiero gdy zaczęło świtać, a o 8 rano obudziłam się i zaczęłam myśleć o tym ff. To jest GENIALNE, . Pozdrawiam i życzę mega dużo weny. W życiu nie wymyśliłabym czegoś tok genialnego jak Ty :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedziałam! Wiedziałam, że poroni i wyjedzie! Nie to żeby mnie to cieszyło czy coś bo ta dziewczyna (wybacz, ale nie zdołałam zapamiętać jej imienia) wydawała się być bardzo miłą osóbką, ale no wiesz..
    Ed kocha Olę.
    Ola kocha Eda.
    To musiało się tak skończyć.
    Czekam na kolejny rozdział, tylko błagam, pisz go szybko, bo w przeciwnym razie czeka mnie śmierć w męczarniach!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Więcej! Chcemy więcej!

    Zgadzam się z Shy Waters, żeby wstawiać częściej ale krótsze fragmenty bo to naprawdę przemyślane i dobrze napisane ff chociaż ja to trochę traktuje i czytam jako książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoje opowiadanie jest moim narkotykiem!!!

    OdpowiedzUsuń