czwartek, 1 maja 2014

Rozdział V

Gdy tylko otworzyłam oczy podparłam się na łokciach i zlustrowałam wzrokiem całe pomieszczenie w którym się znajdowałam. Leżałam na kanapie w salonie, dokładnie tam, gdzie zasnęłam dnia poprzedniego. Na sobie miałam wczorajsze spodnie, bluzkę oraz wciąż lekko pokręcone włosy. Za oknem jak zwykle delikatnie padał deszcz, a niebo zasłonięte było przez grubą warstwę szarych chmur. Wciąż niepewna, czy nadal mam przedziwne sny, czy też już się obudziłam, wstałam szybko z sofy i na palcach przeszłam do kuchni. Pusto. Mając stu procentowe przekonanie, że nie jestem już w mojej dziwnej wyobraźni, podeszłam do płyty elektrycznej i postawiłam wodę na herbatę. Zerknęłam kątem oka na zegar ścienny, który znajdował się tuż nad wejściem do kuchni, po czym wyciągnęłam z szafki kubek. Spałam zaledwie dwie godziny, a już powinnam zbierać się na kurs, gdyż jako mieszkanka tego wielkiego miasta musiałam wliczać do swojego planu dnia minimum godzinne korki.
Gorący napój, jak nigdy, wypiłam stojąc bez ruchu przy blacie kuchennym. Zapatrzyłam się w jeden punkt w podłodze i gryzłam nerwowo dolną wargę. Moje długie i kościste palce oplatały naczynie, bez przerwy zmieniając swoje położenie. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli, a wszystkie skupiały się na idiotycznym śnie. Co chwilę przypominałam sobie co takiego moja bujna wyobraźnia chciała robić z Edem i odczuwałam przy tym niesamowite zażenowanie. Jedyne co mogłam zrobić to cieszyć się, iż mój sen skończył się w takim a nie innym momencie. Gdy już opróżniłam kubek, odłożyłam go do zmywarki i przeszłam kilkoma sporymi krokami do łazienki. Pomieszczenie jak zwykle pachniało lawendą oraz bzem. Jego zapach w uroczy sposób nawiązywał do fioletowego wystroju, który przybrany został przez poprzednich właścicieli mieszkania. Tuż po wejściu do łazienki zrzuciłam z siebie ubranie i włączając po drodze jednym ruchem dłoni iPod’a szybko wskoczyłam do kabiny prysznicowej. Po kilku sekundach w głośnikach zabrzmiała głośna muzyka. Oczywiście dobrze znanego wszystkim wokalisty. Słysząc „You Need Me, I Don’ t Need You” zaczęłam głośno śpiewać, naturalnie głośniej wyjąc na słowach „I don’ t need you”. Nie miałam pojęcia skąd we mnie aż tyle irytacji, ale mimo wszystko poranny prysznic z dołączeniem krzyków i „śpiewu” dodał mi niesamowitej energii. Od razu po otworzeniu szklanych drzwi kabiny i owinięciu się ręcznikiem uśmiechnęłam się szeroko i odetchnęłam czując, jak ciepła para wodna dostaje mi się do płuc.
Na kurs postanowiłam założyć coś skromniejszego. Wolałam pochwalić się moim talentem jako wizażysty, niżeli zaimponować komisji strojem. Szybko wcisnęłam się w obcisłe, ciemne jeansy, założyłam białą, dość luźną koszulę i umieściłam na szyi mój ulubiony, srebrny łańcuszek w kształcie „X”. Moje stopy minionej nocy przeżyły istny dramat, dlatego owego dnia postanowiłam dać im trochę luzu i ubrałam najwygodniejsze buty na świecie – czarne, skórzane baleriny. Ostatnim krokiem przygotowań był makijaż. Zbadałam wzrokiem godzinę, lecz ku mojemu zaskoczeniu teoretycznie powinnam była już wyjść. Nie chcąc zmarnować ani sekundy wzięłam się do pracy. Na twarz nałożyłam krem nawilżający, odrobinę korektora i tusz do rzęs. Gdy już chowałam kosmetyki z powrotem do torebki, w rękę wpadła mi szminka, więc momentalnie musnęłam nią usta i rzuciłam pomadkę na małą komodę. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się z rozczarowaniem. Tego dnia mój makijaż powinien był wyglądać idealnie. W końcu byłam reklamą dla samej siebie. Jednak tego dnia make-up którego użyłam miał prostszą konstrukcję niż ten, z którego korzystałam w liceum. Niestety czas nie dawał mi możliwości poprawy mojego dzieła, dlatego jak najszybciej zgarnęłam z komody potrzebne mi rzeczy i wyszłam z mieszkania, po czym przekręciłam klucz w zamku.

Wyjątkowo udało mi się przejechać przez miasto bez większych korków i w studio, gdzie miały odbyć się kwalifikacje do kursu, znalazłam się jakieś pół godziny przed czasem. Gmach budynku był większy niż wydawał mi się na zdjęciach. Miał on osiem pięter oraz był w całości przeszklony. Zapewne postawiono go nie wcześniej niż kilka lat temu, gdyż wyglądał bardzo nowocześnie. Gdy tylko przekroczyłam szklane drzwi, rzuciła mi się w oczy grupa młodych osób. Z zainteresowaniem podeszłam do owych ludzi, gdyż widziałam, że również nie byli zaznajomieni z owym obiektem. Byli to zapewne wizażyści, którzy również przybyli na kwalifikacje.
- Przepraszam, czy Państwo są kursantami?
Spytałam dość donośnym głosem, aby mieć pewność, że rozgadani ludzie mnie usłyszą. Szybko uzyskałam odpowiedź od rudowłosej dziewczyny. Jej oczy były mocno podkreślone przez czarną kredkę oraz ciemnozielone cienie. Na usta naniosła soczystą, czerwoną pomadkę.
- Tak. Pani prowadzi kurs?
Zapytała niepewnie, mrużąc przy tym oczy.
- Nie, skąd. Jestem jedną z kandydatek.
Uśmiechnęłam się uprzejmie i założyłam dokuczliwy kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Nazywam się Juliet, ale mów mi Jules. Chodź, usiądziesz ze mną i Karolem.
Uścisnęłam delikatnie jej dłoń i odpowiedziałam.
- Ola, ale mów mi Alex.
Wzdrygnęłam ramionami i przeszłam za dziewczyną kilka kroków, po czym usiadłam obok niej na posadzce. Obok siebie położyłam walizkę, gdzie schowałam moje palety cieni oraz pojemniczki z resztą kosmetyków. Zastanawiało mnie, czy Karol, który siedział naprzeciw mnie nie pochodził przypadkiem z Polski. Nie zastanawiając się zadałam pytanie.
- Skąd pochodzisz?
Odpowiedział prosto i na temat.
- Z Polski.
Strzał w dziesiątkę.
- W końcu jakiś Polak…
Odetchnęłam momentalnie zmieniając język. Karol uśmiechnął się szeroko i zapytał ironicznie.
- Aż tak ciężko spotkać Polaków w Londynie?
Jules wtrąciła szybko.
- Czyli teraz będziecie bezkarnie obgadywać mnie w moim towarzystwie?
Spytała uśmiechając się i kręcąc przy tym lekko głową.
- Dokładnie. Właśnie to ustaliliśmy.
Odpowiedziałam jej z poważną miną, lecz szybko na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jesteście parą?
Moje pytania zawsze padały nieprzemyślane i niekiedy mogły być dość krępujące bądź źle odebrane. Najpierw mów, potem myśl. Logika Oli.
- Parą?! To mój brat.
Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, lecz szybko przekształciło się ono w śmiech. Ja zaczęłam zastanawiać się jakim cudem mogli być rodzeństwem, skoro jedno mówiło biegle po polsku, a drugie nie rozumiało nawet słowa w tym języku.
- Rodzice Karola adoptowali mnie jak miałam 15 lat i jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do nauki polskiego.
Wzdrygnęła ramionami wciąż uśmiechając się i zerkając to na mnie to na brata. I wszystko jasne.
- Oboje idziecie na kurs?
- Jeżeli się dostaniemy, to jak najbardziej.
Odezwał się chłopak, poprawiając sobie przy tym ciemne włosy, a na jego twarzy zagościł uroczy uśmiech.

Kwalifikacje do kursu przebiegły znacznie szybciej niż można by się spodziewać. Asystentka komisji zaprosiła grupę kandydatów do dużego, jasnego pomieszczenia, gdzie znajdowało się wiele stolików. Kandydat mógł rozłożyć swoje rzeczy na jednym z nich, a następnie każdemu została przydzielona modelka. Na karteczkach rozdano nam typ makijażu, jaki mamy za zadanie przygotować i po pełnej godzinie mieliśmy spakować swoje rzeczy i opuścić pokój. Zrobienie makijażu na modelce zajęło mi wyjątkowo mało czasu, gdyż uporałam się z zadaniem w niecałe pół godziny. Jako pierwsza opuściłam salę i usiadłam w hall’ u, który świecił pustkami. Z kieszeni wyciągnęłam telefon komórkowy i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Jedna nowa wiadomość.

Jak tam kwalifikacje, makijażystko?

Podejrzewałam, iż nadawcą wiadomości był nowo poznany Jake, dlatego odpisałam szybko.

Czekam na wyniki, trzymaj kciuki.

Ledwo wysłałam wiadomość, a momentalnie pojawiła się odpowiedź.

Moje kciuki już zdrętwiały, bo trzymam je od rana. Mam nadzieję, że nie na marne.

Kłamiesz.

Odpisałam krótko, gdyż zauważyłam, że w moją stronę zmierzała asystentka komisji. Na jej widok wstałam i gdy w końcu do mnie dotarła, zaczęła.
- Gratuluję Panno Sulewski, została Pani zakwalifikowana. Zapraszamy w poniedziałek.
Spodziewałam się po sobie reakcji wręcz wybuchowej, ale jednak wykończony organizm odpowiedział kobiecie delikatnym i smętnym uśmiechem oraz słowami:
- Dziękuję, bardzo mi miło.

Do domu postanowiłam wrócić taksówką. Bardzo rzadko zdarzało mi się korzystać z taryfy, ale jednak przystanek autobusowy znajdował się zbyt daleko, żeby znalazła się we ochota na pomaszerowanie w owe miejsce. Czekanie przed budynkiem na samochód niesamowicie mnie nudziło, więc postanowiłam chociażby powiadomić Jake’ a o dostaniu się na kursy. Znalazłam w telefonie jego numer i kliknęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
- Halo?
- Może jakiś makijaż dla pana?
- Przyjęli Cię?
Uśmiechnęłam się sama do siebie i odpowiedziałam dumnie.
- Tak.
- Współczuję wszystkim modelkom.
- Ja też. Spotkamy się?
I kolejne niekontrolowane pytanie! Dlaczego mój mózg podejmował tak pochopne decyzje. Jeszcze w nocy wmawiałam sobie, że nie mogę skupiać się na przelotnych znajomościach, a teraz sama proponowałam bezcelowe spotkania.
- Wiesz co…
I w dodatku on nie miał na to ochoty. Czułam się jak jedna z tych natrętnych dziewuch, które nie dają facetom spokoju.
- Jestem teraz w studio, ale skończę za jakieś dwie godziny i możemy gdzieś pójść. Jak chcesz możesz tu przyjechać, czy coś.
- Wyślij mi adres.
Odpowiedziałam szybko i rozłączyłam się, po czym otworzyłam drzwi czarnego samochodu, który właśnie wjechał na podjazd.

Taksówka zatrzymała się przed sporych rozmiarów kamienicą znajdującą się poza centrum. Rozglądnęłam się przez szybę, po czym szybko zapłaciłam kierowcy i wysiadłam nie odrywając wzroku od budynku. Nie mając pewności, czy trafiłam pod dobry adres, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Goslinga.
- Jak to wygląda?
Zapytałam niepewnie i półgłosem. Na ulicy panował niesamowity spokój. Nie można było dostrzec ani jednej żywej duszyczki.
- Kamienica. Po prostu. Wejdź do środka, zejdź schodami na dół, przejdź do końca korytarza i w prawo. Trafisz. Jesteś sprytna.
Nagle się rozłączył. Zapewne nauczył się tego ode mnie, gdyż ja właśnie w taki sposób kończyłam każdą rozmowę. Jednak nie byłam przyzwyczajona do tego, że rozmówca kończył rozmowę przede mną.
Poprawiłam sobie włosy i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Dalej podążałam za wskazówkami mężczyzny, aż w końcu gdy znalazłam się na końcu korytarza skręciłam w prawo, przesuwając przy tym bordowe drzwi. Za nimi moim oczom ukazał się cienki, nowocześnie urządzony korytarz, którego ściany stanowiły szyby. Za szkłem występowały różnych rozmiarów studia nagraniowe. Niektóre przystosowane były dla zespołów, inne dla solowych wokalistów. Szłam korytarzykiem przed siebie, rozglądając się przy tym i obserwując dokładnie kolejno mijane studia. Każde z nich świeciło pustkami, aż w końcu w jednym zapalone było światło. Weszłam do środka i uśmiechnęłam się szeroko.
- Dzień dobry, pracoholiku.
Jake siedział przy bardzo szerokim blacie, który w całości wypełniony był kolorowymi pokrętłami oraz przyciskami. Obok postawione były dwa laptopy oraz kubek zimnej kawy. Wszędzie wokół porozstawiano głośniki i kolumny, a na stojaku obok wejścia wisiało kilkanaście zestawów słuchawek. Za szybą znajdował się wytłumiony pokój nagrań. Kątem oka dostrzegłam za szkłem jakiegoś artystę, który właśnie pakował swój sprzęt.
- Kiedyś trzeba pracować.
Odpowiedział mi nie odrywając wzroku od monitora, wyglądał na bardzo skupionego.
- Powiedz mi, jakim cudem dostałaś się na te kursy?! Przyjmują takie beztalencia?!
Zapytał ironicznie, a ja rozsiadłam się na kanapie, która znajdowała się kilka metrów za jego plecami.
- Przekupiłam ich.
Wzdrygnęłam ramionami i uniosłam ku górze kącik ust. Bez przerwy rozglądałam się po pomieszczeniu, gdyż co chwilę coś nowego przykuwało moją uwagę. Nagle drzwi łączące pokój nagrań z pomieszczeniem technicznym uchyliły się.
- Jest okej, czy wracamy jutro?
Oczywiście w studio przebywał nie kto inny jak Ed Sheeran. Na jego widok opuściłam wzrok i wbiłam go w podłogę. W momencie przypomniałam sobie mój beznadziejny sen, który najchętniej wymazałabym głowy.
- Dzień dobry.
Powiedział sucho nawet nie kierując wzroku w moją stronę. Z resztą czego mogłam oczekiwać. Ja nawet nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Możemy jeszcze jutro popracować, ale wydaje się być całkiem przyzwoicie. Usiądź sobie, a ja dogram jeszcze basy.
Jake wskazał Edowi miejsce na kanapie, a ja momentalnie przesunęłam się na jej drugi koniec. Kanapa. Ja. Ed. Czy wszystko musiało tak dosłownie do TEGO nawiązywać? Sheeran usiadł na drugim końcu sofy i przyglądał się pracy Goslinga. Ja nie odzywając się zerknęłam na dłoń Eda, która spoczywała na jego kolanie. W moim śnie wyglądała całkiem podobnie. Ciekawe czy w ten sam sposób złapałby… Stop! Musiałam przestać odtwarzać ten sen. Może raczej koszmar.
- Czekaj chwilę pójdę po pendrive’a i Ci to zgram…
Blondyn zwrócił się do Eda, po czym wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia i trzasnął za sobą drzwiami. Zapanowała niezręczna cisza. Wcześniej przełamywał ją chociaż dźwięk klawiatury o którą stukał Jake. Teraz mogłam usłyszeć w uszach ten charakterystyczny pisk towarzyszący grobowej ciszy.
- Co nagrywaliście?
Pierwsze lepsze pytanie. Nie musiał nawet odpowiadać. Po prostu stresował mnie ten wszechobecny spokój.
- Byłam dzisiaj na kwalifikacjach do kursu wizażystów. Dostałam się. Zobaczymy co z tego wyjdzie i czy w ogóle uda mi się je ukończyć, ale od zawsze chciałam zostać wizażystką. Czuję jakbym właśnie otwierała nowy rozdział mojego życia.
Opowiadałam gestykulując przy tym nadmiernie, a wokalista wyciągnął z kieszeni swojego iPhone’a i zaczął do kogoś pisać.
- Jesteś beznadziejnym rozmówcą…
Czułam się urażona, gdyż po raz pierwszy ktoś aż w takim stopniu ignorował moją wypowiedź. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania.

- Może po prostu nie mam ochoty słuchać tego co mówisz… ?


~ * ~
12 dni wolnego oznacza więcej rozdziałów. Szykujcie się. 

5 komentarzy:

  1. Ojej, jak to się świetnie czyta. Trochę martwi mnie zachowanie Ed'a, ale liczę na to, że się coś w nim zmieni.. ;) Dobrze, że Oli tak się powiodło. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, trzymam kciuki za dostawę weny! <3 Buziak,

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko, u ciebie Ed jest okropny! Aż odechciewa się chcieć go lubić... No, ale nic, mam nadzieję, że się zmieni. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
    PS. Super blog, życzę weny i w ogóle chęci do poruszania w sumie trudnego tematu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest świetne opowiadanie, cieszę się, że je znalazłam
    niecierpliwie czekam na następny rozdział :D
    Ed jest taki niemiły wrr
    dodawaj szybciutko next :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,You need me but I don't need you...'' Nadal to nuce! :D
    Świetny rozdział, jak zawsze :) Olka się dostała, to najlepsze ;)
    A Ed jest taki wredny...Nieładnie się tak odnosić do nowo zatrudnionych makijażystek!
    Aha, przypomniało mi się...Myślę, że zamiast wyrażenia ,,wzdrygnęła ramionami'' chyba lepiej by było użyć ,,wzruszyła ramionami''. Tak mi się przynajmniej wydaje...chociaż mogłabyś używać to zamiannie :D Tak tylko sugeruję ;)
    P.S. Dostajesz nominacje do Liebster Blog Awards. Więcej informacji pod adresem: http://nad-naturalni.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-awards.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie uwagi, przydadzą się! I oczywiście za dobre słowo. A nominacja to już w ogóle, nie spodziewałam się. Dzięki wielkie raz jeszcze i pozdrawiam :*

      Usuń