Gdy tylko otworzyłam oczy podparłam się
na łokciach i zlustrowałam wzrokiem całe pomieszczenie w którym się
znajdowałam. Leżałam na kanapie w salonie, dokładnie tam, gdzie zasnęłam dnia
poprzedniego. Na sobie miałam wczorajsze spodnie, bluzkę oraz wciąż lekko
pokręcone włosy. Za oknem jak zwykle delikatnie padał deszcz, a niebo
zasłonięte było przez grubą warstwę szarych chmur. Wciąż niepewna, czy nadal
mam przedziwne sny, czy też już się obudziłam, wstałam szybko z sofy i na
palcach przeszłam do kuchni. Pusto. Mając stu procentowe przekonanie, że nie
jestem już w mojej dziwnej wyobraźni, podeszłam do płyty elektrycznej i postawiłam
wodę na herbatę. Zerknęłam kątem oka na zegar ścienny, który znajdował się tuż
nad wejściem do kuchni, po czym wyciągnęłam z szafki kubek. Spałam zaledwie
dwie godziny, a już powinnam zbierać się na kurs, gdyż jako mieszkanka tego
wielkiego miasta musiałam wliczać do swojego planu dnia minimum godzinne korki.
Gorący napój, jak nigdy, wypiłam stojąc
bez ruchu przy blacie kuchennym. Zapatrzyłam się w jeden punkt w podłodze i
gryzłam nerwowo dolną wargę. Moje długie i kościste palce oplatały naczynie,
bez przerwy zmieniając swoje położenie. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli,
a wszystkie skupiały się na idiotycznym śnie. Co chwilę przypominałam sobie co
takiego moja bujna wyobraźnia chciała robić z Edem i odczuwałam przy tym
niesamowite zażenowanie. Jedyne co mogłam zrobić to cieszyć się, iż mój sen
skończył się w takim a nie innym momencie. Gdy już opróżniłam kubek, odłożyłam
go do zmywarki i przeszłam kilkoma sporymi krokami do łazienki. Pomieszczenie
jak zwykle pachniało lawendą oraz bzem. Jego zapach w uroczy sposób nawiązywał
do fioletowego wystroju, który przybrany został przez poprzednich właścicieli mieszkania.
Tuż po wejściu do łazienki zrzuciłam z siebie ubranie i włączając po drodze
jednym ruchem dłoni iPod’a szybko wskoczyłam do kabiny prysznicowej. Po kilku
sekundach w głośnikach zabrzmiała głośna muzyka. Oczywiście dobrze znanego
wszystkim wokalisty. Słysząc „You Need Me, I Don’ t Need You” zaczęłam głośno
śpiewać, naturalnie głośniej wyjąc na słowach „I don’ t need you”. Nie miałam
pojęcia skąd we mnie aż tyle irytacji, ale mimo wszystko poranny prysznic z
dołączeniem krzyków i „śpiewu” dodał mi niesamowitej energii. Od razu po
otworzeniu szklanych drzwi kabiny i owinięciu się ręcznikiem uśmiechnęłam się
szeroko i odetchnęłam czując, jak ciepła para wodna dostaje mi się do płuc.
Na kurs postanowiłam założyć coś
skromniejszego. Wolałam pochwalić się moim talentem jako wizażysty, niżeli zaimponować
komisji strojem. Szybko wcisnęłam się w obcisłe, ciemne jeansy, założyłam
białą, dość luźną koszulę i umieściłam na szyi mój ulubiony, srebrny łańcuszek
w kształcie „X”. Moje stopy minionej nocy przeżyły istny dramat, dlatego owego
dnia postanowiłam dać im trochę luzu i ubrałam najwygodniejsze buty na świecie –
czarne, skórzane baleriny. Ostatnim krokiem przygotowań był makijaż. Zbadałam
wzrokiem godzinę, lecz ku mojemu zaskoczeniu teoretycznie powinnam była już
wyjść. Nie chcąc zmarnować ani sekundy wzięłam się do pracy. Na twarz nałożyłam
krem nawilżający, odrobinę korektora i tusz do rzęs. Gdy już chowałam kosmetyki
z powrotem do torebki, w rękę wpadła mi szminka, więc momentalnie musnęłam nią usta
i rzuciłam pomadkę na małą komodę. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się z
rozczarowaniem. Tego dnia mój makijaż powinien był wyglądać idealnie. W końcu
byłam reklamą dla samej siebie. Jednak tego dnia make-up którego użyłam miał
prostszą konstrukcję niż ten, z którego korzystałam w liceum. Niestety czas nie dawał mi możliwości poprawy mojego dzieła, dlatego jak najszybciej
zgarnęłam z komody potrzebne mi rzeczy i wyszłam z mieszkania, po czym przekręciłam klucz w zamku.
Wyjątkowo udało mi się przejechać przez
miasto bez większych korków i w studio, gdzie miały odbyć się kwalifikacje do
kursu, znalazłam się jakieś pół godziny przed czasem. Gmach budynku był większy
niż wydawał mi się na zdjęciach. Miał on osiem pięter oraz był w całości przeszklony. Zapewne postawiono go nie wcześniej niż kilka lat temu, gdyż wyglądał bardzo nowocześnie. Gdy tylko przekroczyłam szklane drzwi,
rzuciła mi się w oczy grupa młodych osób. Z zainteresowaniem podeszłam do owych ludzi,
gdyż widziałam, że również nie byli zaznajomieni z owym obiektem. Byli to
zapewne wizażyści, którzy również przybyli na kwalifikacje.
- Przepraszam, czy Państwo są
kursantami?
Spytałam dość donośnym głosem, aby mieć
pewność, że rozgadani ludzie mnie usłyszą. Szybko uzyskałam odpowiedź od
rudowłosej dziewczyny. Jej oczy były mocno podkreślone przez czarną kredkę oraz ciemnozielone cienie. Na usta naniosła soczystą, czerwoną pomadkę.
- Tak. Pani prowadzi kurs?
Zapytała niepewnie, mrużąc przy tym oczy.
- Nie, skąd. Jestem jedną z kandydatek.
Uśmiechnęłam się uprzejmie i założyłam
dokuczliwy kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech i
wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Nazywam się Juliet, ale mów mi Jules. Chodź,
usiądziesz ze mną i Karolem.
Uścisnęłam delikatnie jej dłoń i
odpowiedziałam.
- Ola, ale mów mi Alex.
Wzdrygnęłam ramionami i przeszłam za
dziewczyną kilka kroków, po czym usiadłam obok niej na posadzce. Obok siebie położyłam walizkę, gdzie schowałam moje palety cieni oraz pojemniczki z
resztą kosmetyków. Zastanawiało mnie, czy Karol, który siedział naprzeciw mnie
nie pochodził przypadkiem z Polski. Nie zastanawiając się zadałam pytanie.
- Skąd pochodzisz?
Odpowiedział prosto i na temat.
- Z Polski.
Strzał w dziesiątkę.
- W końcu jakiś Polak…
Odetchnęłam momentalnie zmieniając język. Karol uśmiechnął się szeroko i zapytał ironicznie.
- Aż tak ciężko spotkać Polaków w
Londynie?
Jules wtrąciła szybko.
- Czyli teraz będziecie bezkarnie
obgadywać mnie w moim towarzystwie?
Spytała uśmiechając się i kręcąc przy tym
lekko głową.
- Dokładnie. Właśnie to ustaliliśmy.
Odpowiedziałam jej z poważną miną, lecz
szybko na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jesteście parą?
Moje pytania zawsze padały
nieprzemyślane i niekiedy mogły być dość krępujące bądź źle odebrane. Najpierw mów, potem myśl. Logika Oli.
- Parą?! To mój brat.
Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, lecz
szybko przekształciło się ono w śmiech. Ja zaczęłam zastanawiać się jakim cudem
mogli być rodzeństwem, skoro jedno mówiło biegle po polsku, a drugie nie
rozumiało nawet słowa w tym języku.
- Rodzice Karola adoptowali mnie jak
miałam 15 lat i jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do nauki polskiego.
Wzdrygnęła ramionami wciąż uśmiechając
się i zerkając to na mnie to na brata. I wszystko jasne.
- Oboje idziecie na kurs?
- Jeżeli się dostaniemy, to jak najbardziej.
Odezwał się chłopak, poprawiając sobie
przy tym ciemne włosy, a na jego twarzy zagościł uroczy uśmiech.
Kwalifikacje do kursu przebiegły znacznie
szybciej niż można by się spodziewać. Asystentka komisji zaprosiła grupę
kandydatów do dużego, jasnego pomieszczenia, gdzie znajdowało się wiele
stolików. Kandydat mógł rozłożyć swoje rzeczy na jednym z nich, a następnie każdemu
została przydzielona modelka. Na karteczkach rozdano nam typ makijażu, jaki
mamy za zadanie przygotować i po pełnej godzinie mieliśmy spakować swoje rzeczy
i opuścić pokój. Zrobienie makijażu na modelce zajęło mi wyjątkowo mało czasu,
gdyż uporałam się z zadaniem w niecałe pół godziny. Jako pierwsza opuściłam
salę i usiadłam w hall’ u, który świecił pustkami. Z kieszeni wyciągnęłam
telefon komórkowy i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Jedna nowa wiadomość.
Jak tam kwalifikacje, makijażystko?
Podejrzewałam, iż nadawcą wiadomości był
nowo poznany Jake, dlatego odpisałam szybko.
Czekam na wyniki, trzymaj kciuki.
Ledwo wysłałam wiadomość, a momentalnie
pojawiła się odpowiedź.
Moje kciuki już zdrętwiały, bo trzymam je
od rana. Mam nadzieję, że nie na marne.
Kłamiesz.
Odpisałam krótko, gdyż zauważyłam, że w
moją stronę zmierzała asystentka komisji. Na jej widok wstałam i gdy w końcu do mnie dotarła, zaczęła.
- Gratuluję Panno Sulewski, została Pani
zakwalifikowana. Zapraszamy w poniedziałek.
Spodziewałam się po sobie reakcji wręcz
wybuchowej, ale jednak wykończony organizm odpowiedział kobiecie delikatnym i
smętnym uśmiechem oraz słowami:
- Dziękuję, bardzo mi miło.
Do domu postanowiłam wrócić taksówką.
Bardzo rzadko zdarzało mi się korzystać z taryfy, ale jednak przystanek
autobusowy znajdował się zbyt daleko, żeby znalazła się we ochota na pomaszerowanie
w owe miejsce. Czekanie przed budynkiem na samochód niesamowicie mnie nudziło,
więc postanowiłam chociażby powiadomić Jake’ a o dostaniu się na kursy.
Znalazłam w telefonie jego numer i kliknęłam zieloną słuchawkę. Po kilku
sygnałach usłyszałam jego głos.
- Halo?
- Może jakiś makijaż dla pana?
- Przyjęli Cię?
Uśmiechnęłam się sama do siebie i
odpowiedziałam dumnie.
- Tak.
- Współczuję wszystkim modelkom.
- Ja też. Spotkamy się?
I kolejne niekontrolowane pytanie!
Dlaczego mój mózg podejmował tak pochopne decyzje. Jeszcze w nocy wmawiałam
sobie, że nie mogę skupiać się na przelotnych znajomościach, a teraz sama
proponowałam bezcelowe spotkania.
- Wiesz co…
I w dodatku on nie miał na to ochoty.
Czułam się jak jedna z tych natrętnych dziewuch, które nie dają facetom
spokoju.
- Jestem teraz w studio, ale skończę za
jakieś dwie godziny i możemy gdzieś pójść. Jak chcesz możesz tu przyjechać, czy
coś.
- Wyślij mi adres.
Odpowiedziałam szybko i rozłączyłam się,
po czym otworzyłam drzwi czarnego samochodu, który właśnie wjechał na podjazd.
Taksówka zatrzymała się przed sporych
rozmiarów kamienicą znajdującą się poza centrum. Rozglądnęłam się przez szybę, po
czym szybko zapłaciłam kierowcy i wysiadłam nie odrywając wzroku od budynku.
Nie mając pewności, czy trafiłam pod dobry adres, wyciągnęłam telefon i
zadzwoniłam do Goslinga.
- Jak to wygląda?
Zapytałam niepewnie i półgłosem. Na ulicy
panował niesamowity spokój. Nie można było dostrzec ani jednej żywej duszyczki.
- Kamienica. Po prostu. Wejdź do środka,
zejdź schodami na dół, przejdź do końca korytarza i w prawo. Trafisz. Jesteś
sprytna.
Nagle się rozłączył. Zapewne nauczył się
tego ode mnie, gdyż ja właśnie w taki sposób kończyłam każdą rozmowę. Jednak nie
byłam przyzwyczajona do tego, że rozmówca kończył rozmowę przede mną.
Poprawiłam sobie włosy i ruszyłam w
kierunku drzwi wejściowych. Dalej podążałam za wskazówkami mężczyzny, aż w
końcu gdy znalazłam się na końcu korytarza skręciłam w prawo, przesuwając przy
tym bordowe drzwi. Za nimi moim oczom ukazał się cienki, nowocześnie urządzony
korytarz, którego ściany stanowiły szyby. Za szkłem występowały różnych
rozmiarów studia nagraniowe. Niektóre przystosowane były dla zespołów, inne dla
solowych wokalistów. Szłam korytarzykiem przed siebie, rozglądając się przy tym
i obserwując dokładnie kolejno mijane studia. Każde z nich świeciło pustkami,
aż w końcu w jednym zapalone było światło. Weszłam do środka i uśmiechnęłam się
szeroko.
- Dzień dobry, pracoholiku.
Jake siedział przy bardzo szerokim
blacie, który w całości wypełniony był kolorowymi pokrętłami oraz przyciskami.
Obok postawione były dwa laptopy oraz kubek zimnej kawy. Wszędzie wokół
porozstawiano głośniki i kolumny, a na stojaku obok wejścia wisiało kilkanaście
zestawów słuchawek. Za szybą znajdował się wytłumiony pokój nagrań. Kątem oka
dostrzegłam za szkłem jakiegoś artystę, który właśnie pakował swój sprzęt.
- Kiedyś trzeba pracować.
Odpowiedział mi nie odrywając wzroku od
monitora, wyglądał na bardzo skupionego.
- Powiedz mi, jakim cudem dostałaś się na
te kursy?! Przyjmują takie beztalencia?!
Zapytał ironicznie, a ja rozsiadłam się
na kanapie, która znajdowała się kilka metrów za jego plecami.
- Przekupiłam ich.
Wzdrygnęłam ramionami i uniosłam ku górze
kącik ust. Bez przerwy rozglądałam się po pomieszczeniu, gdyż co chwilę coś
nowego przykuwało moją uwagę. Nagle drzwi łączące pokój nagrań z pomieszczeniem
technicznym uchyliły się.
- Jest okej, czy wracamy jutro?
Oczywiście w studio przebywał nie kto
inny jak Ed Sheeran. Na jego widok opuściłam wzrok i wbiłam go w podłogę. W
momencie przypomniałam sobie mój beznadziejny sen, który najchętniej
wymazałabym głowy.
- Dzień dobry.
Powiedział sucho nawet nie kierując
wzroku w moją stronę. Z resztą czego mogłam oczekiwać. Ja nawet nie miałam
odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Możemy jeszcze jutro popracować, ale
wydaje się być całkiem przyzwoicie. Usiądź sobie, a ja dogram jeszcze basy.
Jake wskazał Edowi miejsce na kanapie, a
ja momentalnie przesunęłam się na jej drugi koniec. Kanapa. Ja. Ed. Czy
wszystko musiało tak dosłownie do TEGO nawiązywać? Sheeran usiadł na drugim
końcu sofy i przyglądał się pracy Goslinga. Ja nie odzywając się zerknęłam na
dłoń Eda, która spoczywała na jego kolanie. W moim śnie wyglądała całkiem podobnie. Ciekawe czy w ten sam sposób
złapałby… Stop! Musiałam przestać odtwarzać ten sen. Może raczej koszmar.
- Czekaj chwilę pójdę po pendrive’a i Ci
to zgram…
Blondyn zwrócił się do Eda, po czym
wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia i trzasnął za sobą drzwiami. Zapanowała
niezręczna cisza. Wcześniej przełamywał ją chociaż dźwięk klawiatury o którą
stukał Jake. Teraz mogłam usłyszeć w uszach ten charakterystyczny pisk towarzyszący grobowej ciszy.
- Co nagrywaliście?
Pierwsze lepsze pytanie. Nie musiał nawet
odpowiadać. Po prostu stresował mnie ten wszechobecny spokój.
- Byłam dzisiaj na kwalifikacjach do
kursu wizażystów. Dostałam się. Zobaczymy co z tego wyjdzie i czy w ogóle uda
mi się je ukończyć, ale od zawsze chciałam zostać wizażystką. Czuję jakbym
właśnie otwierała nowy rozdział mojego życia.
Opowiadałam gestykulując przy tym
nadmiernie, a wokalista wyciągnął z kieszeni swojego iPhone’a i zaczął do kogoś pisać.
- Jesteś beznadziejnym rozmówcą…
Czułam się urażona, gdyż po raz pierwszy
ktoś aż w takim stopniu ignorował moją wypowiedź. Nie spodziewałam się po nim
takiego zachowania.
- Może po prostu nie mam ochoty słuchać
tego co mówisz… ?
~ * ~
12 dni wolnego oznacza więcej rozdziałów. Szykujcie się.
Ojej, jak to się świetnie czyta. Trochę martwi mnie zachowanie Ed'a, ale liczę na to, że się coś w nim zmieni.. ;) Dobrze, że Oli tak się powiodło. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, trzymam kciuki za dostawę weny! <3 Buziak,
OdpowiedzUsuńMatko, u ciebie Ed jest okropny! Aż odechciewa się chcieć go lubić... No, ale nic, mam nadzieję, że się zmieni. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPS. Super blog, życzę weny i w ogóle chęci do poruszania w sumie trudnego tematu ;)
to jest świetne opowiadanie, cieszę się, że je znalazłam
OdpowiedzUsuńniecierpliwie czekam na następny rozdział :D
Ed jest taki niemiły wrr
dodawaj szybciutko next :D
,,You need me but I don't need you...'' Nadal to nuce! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze :) Olka się dostała, to najlepsze ;)
A Ed jest taki wredny...Nieładnie się tak odnosić do nowo zatrudnionych makijażystek!
Aha, przypomniało mi się...Myślę, że zamiast wyrażenia ,,wzdrygnęła ramionami'' chyba lepiej by było użyć ,,wzruszyła ramionami''. Tak mi się przynajmniej wydaje...chociaż mogłabyś używać to zamiannie :D Tak tylko sugeruję ;)
P.S. Dostajesz nominacje do Liebster Blog Awards. Więcej informacji pod adresem: http://nad-naturalni.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-awards.html
Pozdrawiam!
Dziękuję za wszystkie uwagi, przydadzą się! I oczywiście za dobre słowo. A nominacja to już w ogóle, nie spodziewałam się. Dzięki wielkie raz jeszcze i pozdrawiam :*
Usuń