sobota, 16 maja 2015

Rozdział XXIX

Tuż po wypiciu szklanki orzeźwiającej, zimnej wody pomaszerowałam do sypialni i wygrzebałam z szafy wygodne ubrania. Gruby sweter, schodzone jeansy i para puszystych skarpet szybko znalazły się na mnie, a gdy nasunęłam na siebie puchową kurtkę i nogi wsunęłam do Emu, które wyglądem od zawsze przypominały mi kapcie. Może dlatego uważałam je za takie wygodne. Makijaż uznałam za zbędny, bo jedynym planem na cały dzień było przejście się do przytulnej restauracji, gdzie mogłabym zjeść śniadanie i wypić kubek gorącej czekolady. No, może kilka kubków. Gdy wzięłam głęboki wdech po przekroczeniu progu drzwi wyjściowych z kamienicy, moje nozdrza wręcz zamarzły. Mimo wspaniałych promieni słonecznych rozświetlających całe miasto, pogoda nie nadawała się na spacer. O dziwo, po zażyciu tabletek pozostawionych przez Sheerana, ból głowy dość szybko ustał. Czymś mi zaimponował, a był to wybór leków na migrenę. Szurałam powoli w stronę ulubionej, niewielkiej restauracji. Znudzona widokiem rozmawiających i śmiejących się ludzi, których mijałam co chwilę, wyciągnęłam telefon i postanowiłam zaprosić kogoś, aby potowarzyszył mi przy jedzeniu. Grupy przyjaciół które mnie otaczały sprawiały, że czułam się niezwykle samotna, a co więcej, nie lubiłam wchodzić sama do restauracji. Czułam się wtedy jak wdowa, która wraca do ulubionego lokalu do którego zawsze chodziła z mężem, albo feministka, której nie pozostawało nic innego jak jedzenie w towarzystwie pustych krzeseł. Wysłałam smsy o tej samej treści do Niny i Jake'a.

Co robisz? Masz czas na szybkie śniadanie?

Postanowiłam dać im równe pięć minut na odpowiedź, gdyż zależało mi na czasie. W końcu z każdym krokiem byłam coraz bliżej wejścia do restauracji, a nie mogłam przekroczyć progu sama!

Od kilku dni nie mam czasu na jedzenie. NAGRYWAMYYY!!!! Smacznego xx

Zupełnie zapomniałam o tym, że Nesbitt już od dłuższego czasu pracuje nad albumem i poświęca się temu w stu procentach. Mogłam pomarzyć o spontanicznym spotkaniu z przyjaciółką. Niestety odpowiedzi od Goslinga się nie doczekałam, chociaż dałam mu na nią całe pięć minut, co w jego napiętym grafiku było wiecznością. W akcie desperacji napisałam do faceta, który kilka godzin wcześniej spał w moim salonie.

Cześć. Mógłbyś być za 10 minut w Food Station? Powinniśmy porozmawiać.

Szybko wysłałam wiadomość, aby nie mieć czasu na rozmyślenie się. Oczywiście po kilku sekundach żałowałam. Nawet nie samego faktu, że chciałam umówić się z Sheeranem, a raczej sposobu w jaki zaprosiłam go na jedzenie. Dokładnie, nie miałam zamiaru prowadzić z mężczyzną poważnych rozmów. Po prostu musiałam mieć towarzysza przy stole.

Spałem pół godziny.

Odpowiedź przyszła momentalnie. Oczywiście musiałam napisać kolejną wiadomość.

Tak czy nie?

Po tym smsie Rudy pozostawił mnie w napięciu przez dobre kilka minut. Byłam już coraz bliżej Food Station, a wciąż towarzyszyłam sama sobie.

Ubrałem buty i wychodzę.

Odetchnęłam głęboko, czując ulgę. Teraz pozostawał tylko jeden problem - o czym miałabym rozmawiać z Sheeranem, z którym łączyło mnie kilka pocałunków i zdecydowanie więcej kłótni? Kompletnie tego nie przemyślałam. Czując jak marzną mi palce, potruchtałam nieco szybciej w stronę szklanych drzwi, które akurat były otwarte, gdyż jedna z kelnerek wyszła na zewnątrz zapalić. Wsunęłam się zgrabnie w przestrzeń między framugą a skrzydłem drzwi, a następnie niepewnie rozglądnęłam się wokół, mając nadzieję, że Rudy jest już na miejscu. Nie zniosłabym samotnego wybierania kawy z długiego menu (swoją drogą - zbyt długiego! Podejmowanie decyzji o rodzaju kawy nie powinno trwać tyle czasu!). W rogu sali dla palących dostrzegłam czerwoną bluzę, która mogła należeć tylko do Sheerana, bo sznureczki od kaptura zarzuconego na głowę były obrzydliwie pogryzione. Ed zazwyczaj gdy się denerwował albo ekscytował szarpał zębami biedny materiał. Był to jeden ze szczegółów, który dostrzegłam zapewne tylko ja. Śmieszne. Wzruszyłam ramionami, po czym powędrowałam w stronę mężczyzny, przyglądając się, jak pali papierosa, praktycznie zasypiając na siedząco.
- Hej, możemy przejść do sali dla niepalących?
Rudy wzdrygnął się nerwowo i uchylił powieki. Chyba rzeczywiście starał się zasnąć.
- Od kiedy przeszkadza Ci gdy ktoś pali?
Zmrużył oczy, gdyż drażniło go światło padające wprost na jego twarz ze strony okna, a następnie zsunął z głowy kaptur i potrzepał włosami.
- No chodź.
Wstał niechętnie z krzesła i powędrował w stronę drugiej sali, w której przeważała biel oraz szarości. Wybrał stolik, choć to ja chciałam zadecydować, gdzie usiądziemy, a następnie rozłożył się wygodnie na miękkiej kanapie. Usadowiłam się naprzeciwko i posłałam mu chłodne spojrzenie. Nie minęło kilka sekund, a przy naszym stoliku znalazła się dziewczyna. Miałam poprosić ją o chwilę czasu na zastanowienie, gdyż jak zwykle problemem był dla mnie wybór śniadania, ale ona odezwała się nieśmiało.
- Przepraszam, Ed Sheeran?
Przyglądnęła się Rudemu, który umierał na kanapie. Gdy tylko usłyszał swoje nazwisko, natychmiast przebudził się i wyprostował, a następnie posłał nastolatce przemiły uśmiech. Gdyby nie był on niemożliwie wymuszony, może nawet zaryzykowałabym stwierdzeniem, że mi się podobał.
- Tak się składa, że to ja.
Zerknął w moją stronę, wciąż się uśmiechając, odgrywając przed fanką scenkę w stylu "przyszedłem z przyjaciółką na śniadanie i nagle spotykamy moją fankę! Co za przygoda!". Nie chcąc zepsuć iluzji przygotowanej specjalnie dla uroczej blondynki, odwzajemniłam jego uśmiech i przyglądnęłam się dziewczynie. Ed nachylił się, aby zrobić sobie z nią zdjęcie. Ją jeszcze byłam w stanie znieść. Gorzej było po kilku minutach, gdy wszyscy w pomieszczeniu nabrali odwagi, gdyż nastolatka przełamała pierwsze lody. Sprawdziła, czy Rudy na pewno jest Sheeranem i teraz każdy chciał mieć jego autograf, choć pewnie połowa tych ludzi nie do końca była w stanie stwierdzić, czy Sheeran to imię czy nazwisko.
- Słuchaj, serio zgłodniałam...
Westchnęłam, nie chcąc, aby ktokolwiek z robiących sobie zdjęcie usłyszał co mówię.
- Już.
Odpowiedział, a następnie jak najszybciej z powrotem przykleił sobie do twarzy ten udawany uśmieszek.
- Przepraszam, ale już wychodzimy.
Z rozpromienioną twarzą pożegnał się ze wszystkimi i skierował się do wyjścia, a ja niezmiernie się irytując, powędrowałam za nim, po drodze nasuwając na siebie kurtkę.
- I jak ja mam teraz zjeść?!
Krzyknęłam, gdy już znaleźliśmy się na zewnątrz. Mina zrzedła mi w momencie.
- Najpierw odejdźmy od okien przez które wszyscy na nas patrzą...
Odpowiedział mi półgłosem, szczerząc się przy tym w niesamowicie głupi sposób do fanów machających mu zza szyby i robiących zdjęcia.
- A teraz pójdziemy do baru, gdzie nigdy nikogo nie ma. Po co zapraszasz mnie na śniadanie do najbardziej obleganej knajpy w tej części miasta?!
- Skąd mam wiedzieć, że masz tylu fanów?!
- Może stąd?!
Wskazał dyskretnie palcem na etui telefonu dziewczyny, która stała na przystanku autobusowym. Widniała na nim twarz Eda. Była nieźle przerobiona, bo na tym zdjęciu prezentował się całkiem nieźle. Podczas gdy jakaś biedna nastolatka przeglądała coś i zamknięta była w swoim świecie, tuż obok przechodziła żywa wersja jej etui. Życie potrafi rozczarowywać.
- Dobra, nie ważne.
Przewróciłam teatralnie oczami. Przecież nie przyznałabym mu racji. Nawet gdy miał rację, mylił się. Była to jedna z moich podstawowych zasad, których nieugięcie się trzymałam.
- Pewnie chciałaś porozmawiać o tym moim nocnym wtargnięciu? No dawaj, krzycz.
Uniósł dłonie w geście poddania się, starając się powstrzymać uśmiech. Zapewne nie mógł się doczekać aż zaprezentuję jeden z moich pokazowych monologów. Zdążył się do nich przyzwyczaić.
- Dobra, w sumie nie chciałam o niczym rozmawiać.
W momencie spoważniał i po kilku kolejnych krokach zatrzymał się.
- Stało się coś?
Spojrzałam na niego, unosząc brew i przy okazji czując jak zaczyna burczeć mi w brzuchu. Musiałam coś zjeść. Natychmiast.
- Posłuchaj...
Zaśmiał się, a następnie na jego twarzy ukazały się ogromne rumieńce. Jasna karnacja nie pomagała mu tego ukryć.
- No dobrze, nad ranem Cię odwiedziłem, zasnąłem na kanapie, odkupiłem orzeszki. Spoko. Ale... Na serio jestem teraz w szczęśliwym związku i raczej nie...
- STOP!
Krzyknęłam jak najgłośniej, a echo rozniosło się po okolicy. Czy naprawdę kolejny raz musiałam nawalić i moje intencje po raz kolejny musiały zostać źle odczytane? Czy nie mogłam choć raz wyrazić gestami tego, co naprawdę czuję? Już chciałam wszystko wyjaśnić najdłuższym monologiem świata, lecz postanowiłam ograniczyć się do kilku zdań.
- Friendzone. Tylko tyle mam Ci do powiedzenia. W ogóle... Fu! Dlaczego sądzisz, że chciałabym z Tobą być?
- Wow, to nie było miłe...
Zaśmiał się nerwowo, po czym odwrócił głowę w drugą stronę.
- Tylko nie mów, że mam Cię przepraszać.
Prychnęłam.
- Nie mówię, że masz mnie przepraszać. Nie będę Ci mówił, co masz robić. Po prostu potrafisz być złośliwą suką.
- Ważne, że Ty jesteś taki przyjazny! Spędzanie z Tobą czasu to czysta przyjemność. A sposób w jaki o mnie mówisz - dziękuję, przyjacielu.
Nie odrywałam wzroku od oczu Sheerana, które emanowały podobnym poziomem wściekłości co moje.
- Odwołuję to co powiedziałam, to nie Friendzone. Po prostu Cię nie chcę.
- Super! Dziękuję. Pomogłaś mi uświadomić sobie, że jesteś bo prostu bezczelną świnią. Nawet urocza twarz tego nie uratuje.
- Super! Dziękuję. Pomogłeś mi doszczętnie zepsuć sobie urodziny.
Odwróciłam się i zaczęłam iść dość szybkim krokiem przed siebie. Na mojej twarzy znajdował się szeroki uśmiech. Gdy wstawałam rano z łóżka i sprawdzałam w telefonie datę, wiedziałam, że siódmy grudnia z czymś mi się kojarzył. Dobrze, że przypomniałam sobie o dacie moich urodzin akurat gdy potrzebowałam mocnej odpowiedzi dla Sheerana. Byłam z siebie dumna.
- Ej!
Usłyszałam za sobą krzyk. O nie, tego się nie spodziewałam. Oby nie zaskoczył mnie jakimś równie dobrym tekstem.
- Co?! Teraz będziesz się przede mną płaszczył i przepraszał?!
Słowa najzwyczajniej w świecie płynęły z moich ust i o dziwo nie brzmiały tak źle jak zazwyczaj podczas spontanicznych kłótni.
- Chciałabyś...
Zaśmiał się złośliwie, po czym podbiegł w moją stronę.
- Co powiesz na urodzinowe... frytki? Masz urodziny, powinno być fajnie. Mimo tego, że wciąż Cię nienawidzę.
Odetchnął głośno, wzruszając ramionami i starając się ukazać zupełną obojętność. Zdecydowanie wolałam, gdy był w stosunku do mnie niemiły. Wtedy przynajmniej jego osobowość wydawała się być ciekawsza.
- Mhm...
Przytaknęłam, zachowując się, jakbym łaskawie przystąpiła na jego propozycję. Szczerze powiedziawszy głód wręcz zżerał mnie od środka i nie mogłam doczekać się, aż zobaczę przed sobą pyszne jedzenie. Słowo "frytki" wypowiedziane przez Eda tylko wyostrzyło apetyt. Zaczęłam powoli, leniwie spacerować w kierunku najbliższej knajpy. Nawet nie wiedziałam co to za miejsce, ale szyld prezentował się nieźle. Usłyszałam denerwujący głos dobiegający zza moich pleców.
- Tym razem ja wybieram miejsce, ty się na tym nie znasz.
Rudy poszedł w drugą stronę, zdecydowanie pewniejszym krokiem.
Zaprowadził mnie do niewielkiej restauracji, która nie wyglądała na popularną. Znajdowała się przy najprawdopodobniej zapomnianej ulicy Londynu, a kolor szyldu znajdującego się nad drzwiami zlewał się z murem na którym został umieszczony, co gwarantowało perfekcyjny kamuflaż. Wewnątrz dostrzegłam  trzy stoliki, postawione w niewielkiej sali, w której znajdowało się również podwyższenie służące za scenę. Ed opowiedział mi o odbywających się tam występach znanych artystów podczas wieczorów Open Mic, gdy nie byli oni jeszcze popularni. Kto wie, może gdybym wiedziała o tym miejscu wcześniej, zaprzyjaźniłabym się z Jessie J... ? Mimo tego, że teoretycznie byłam zła na Rudzielca, całkiem zainteresowała mnie rozmowa o muzyce. Chociaż w tym temacie miał dużo wartościowych rzeczy do powiedzenia.
- W sumie interesuje mnie jak poznałaś moją muzykę.
- To super, że Cię to interesuje.
Odpowiedziałam krótko, przyglądając się świeczce, której płomień odbijał się w szklanych ściankach lampionu, w którym została umieszczona.
- Dobra, może tak...
Odchrząknął, a następnie spojrzał na mnie przez kilka sekund, po czym powrócił wzrokiem do przyglądania się świeczce.
- Jak poznałaś moją muzykę?
Uniósł jedną brew, a ja odpowiedziałam momentalnie.
- Przeglądałam Spotify w poszukiwaniu muzyki przy której będę mogła pokroić marchew. Znalazłam.
Wskazałam wyrafinowanym ruchem dłoni na siedzącego naprzeciw Sheerana. Słysząc wspaniałą i wzruszającą historię, zaśmiał się, po czym westchnął cicho.
- No cóż, czego mogłem się spodziewać...
Mimo, że historia o marchewce była kłamstwem, nie czułam wyrzutów sumienia. Właśnie takie wrażenie powinien mieć o mnie Ed Sheeran. Powinien myśleć, że jestem jedną ze zwykłych dziewczyn, które nie mają wyjątkowych historii do opowiedzenia. Gdyby usłyszał z moich ust coś kreatywnego, mógłby się mną zainteresować, a tego raczej nie chciałam. Złapałam dwoma palcami frytkę zamoczoną w ketchupie obserwując, jak Sheeran odpisuje na smsa.
- Słuchaj, moja Athina chce zorganizować jutro coś w rodzaju grilla. Zaprosi kilku swoich znajomych, ja też mam kogoś zgarnąć. Wpadniesz?
Zaśmiałam się jedząc frytkę, a gdy przełknęłam odpowiedziałam pretensjonalnie.
- Czyli mówisz, że TWOJA Athina chce organizować grilla w grudniu? W dodatku w Londynie?
Ed wzruszył ramionami, nie rozumiejąc mojej reakcji. Wydawało mi się, że trochę się oburzył.
- Co to za problem włączyć grilla elektrycznego? Poza tym - moja Athina ma domek w Northampton.
Zaczęłam zastanawiać się, czy właśnie nie weszłam w kolejną kłótnię z Sheeranem. A może raczej ostrą wymianę zdań. Ja starałam się wyśmiać niedorzeczny sposób myślenia dziewczyny Eda, a on za wszelką cenę jej bronił, dodając przymiotnik "moja", żebym przypadkiem nie zapomniała, iż Andrelos należy do niego.
- Okej, to fajnie.
Zgrabnie wycofałam się z rozmowy, nie chcąc wkopać się w kolejną, niezręczną konwersację.


Otworzyłam niechętnie oczy po prawie dwóch godzinach drogi. Okryta byłam moją kurtką a pod głową miałam szalik.
- Jesteśmy.
Szepnął Jake, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Zerknęłam szybko na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić czas. 14.20.
- To jej dom?
Uciekłam ospałym wzrokiem w kierunku niewielkiego, ceglanego domku, który gdzieniegdzie porośnięty był bluszczem. Czerwoną dachówkę przykrywała spora warstwa śniegu. Wokół budynku, w ogrodzie, zasadzona była niezliczona ilość krzewów, choinek oraz drzew, a wszystkie oprószone były białym puchem. Całość tworzyła magiczne i tajemnicze miejsce. Nie mogłam uwierzyć, że Athina spędzała czas wolny w tak uroczym, mającym swoje lata domeczku, znajdującym się dość daleko od centrum Northampton. Była zbyt młoda, aby móc mieć dom poza miastem! Była zbyt młoda, aby mieć tak piękną posiadłość o której ja marzyłam!
- Świetny, no nie?
- No tak.
Starając się poskromić zazdrość i nie dać po sobie poznać, że cholernie chciałabym być właścicielką owego miejsca, wysiadłam z samochodu, ubierając kurtkę. Razem z Goslingiem byliśmy jednymi z pierwszych gości, co trochę mnie stresowało. Byłam sceptycznie nastawiona do dziewczyny Eda, a zarazem nie lubiłam siedzieć długo na imprezach. Preferowałam scenariusz w którym pojawiałam się chwilę po ustalonej godzinie i wychodziłam jako pierwsza. W progu powitała nas Andrelos, mająca na sobie czarne jeansy oraz pasujący top, który odrobinę odsłaniał jej płaski brzuch. Czyżbym znalazła kolejny powód do zazdrości? Szybko przedstawiła nas swojej siostrze oraz przyjaciółce, które przygotowywały coś w kuchni i nie mogły się z nami przywitać, bo miały brudne ręce. Następnie podała nam po lampce wina.
- Alira Rose?
Spytałam, przyglądając się butelce wina, które dziewczyna trzymała w dłoni.
- Tak, moje ulubione. Wolisz inne?
Spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem, a ja szybko odpowiedziałam jej uśmiechem, aby nie sprawiać jej przykrości.
- To moje ulubione. Zastanawiałam się skąd wiedziałaś.
Zaśmiałam się cicho, nie dowierzając. Jakim cudem mogłyśmy lubić to samo wino? Przerażona faktem, że aż tyle łączy mnie z osobą, od której chciałabym uciec jak najdalej, wzięłam kieliszek i powędrowałam do salonu. Miejsce to urządzone było w starym stylu, a meble stanowiły głównie antyki. Na ogromnym kominku poustawiane zostały rodzinne fotografie. Pomiędzy nimi postawiłam mój kieliszek i postawiłam go tam zostawić, gdyż nie mogłam pić alkoholu. Nie żebym o tym zapomniała częstując się trunkiem nalanym przez Athinę. Po prostu chciałam wyjść na uprzejmą. Po kilku minutach, gdy oglądałam obrazy powieszone na ścianach pomalowanych w kolorze oliwkowej zieleni, zerknęłam w stronę drzwi, skąd wszedł do pomieszczenia Ed.
- Hej, co słychać?
Uśmiechnął się, susząc ręcznikiem mokre włosy.
- Nic.
- Uwielbiam z tobą rozmawiać.
Odpowiedział półgłosem, po czym rozsiadł się na kanapie.
- No przecież widzisz, że oglądam obrazy, które w sumie w ogóle mnie nie interesują. Po co pytasz? Poza tym - nie powinieneś pomagać teraz TWOJEJ Athinie?
Sheeran zaśmiał się głośno, a następnie odpowiedział mi, szczerząc przy tym zęby.
- Widzę, że jak zwykle jesteś w świetnym nastroju.
Poczułam, jak na twarzy wyskakują mi wypieki. Ciężko było mi odróżnić, czy wywołane były złością czy też zażenowaniem. Jak mogłam tak łatwo wybuchnąć? W dodatku przy Edzie? Rudy wstał z kanapy, a następnie podszedł z moją stronę i spoważniał.
- Wszystko okej?
Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem, a co więcej, dostrzegłam w jego oczach nutę zmartwienia. Czując, jak swoimi szaro-zielonymi tęczówkami wbija się w moją duszę, wstrzymałam oddech i niekontrolowanie rozpłakałam się niczym małe dziecko. Przerażona tym co wyprawiam, stałam bez ruchu i nie miałam nawet siły uciec spojrzeniem.
- Eeeej...
Zaśmiał się nerwowo, po czym przyciągnął mnie do siebie, obejmując ramionami. Przytulił mnie dociskając moje ciało jak najmocniej do swojego. Płakałam prosto w jego świeży podkoszulek, co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Nie dość, że zrobiłam z siebie ofiarę, to dodatkowo psułam jego ubiór. A skąd to wszystko? Z czystej zazdrości. Chcąc zakończyć akt żałosności, powoli się od niego odsunęłam. Jego dłonie były ułożone na moich ramionach.
- Nie płacz. Zjemy sobie mięso. Będzie super.
Zaśmiał się, chcąc wywołać na mojej twarzy choć cień uśmiechu. Udało mu się. Roześmiałam się, choć po moich czerwonych, piekących policzkach wciąż płynęły łzy, których nie byłam w stanie powstrzymać. Zza pleców Rudego wyłoniła się Athina, która widząc jak ryczę, zasmuciła się i przyjrzała mi się troskliwie, w ogóle nie przejmując się tym, że Ed trzyma mnie dość blisko siebie.
- Co się stało?
Spytała, biegając wzrokiem pomiędzy twarzą moją a niespokojnym spojrzeniem Rudego, które powoli się rozpromieniało.
- Ola nam się trochę rozkleiła...
- Chodź, pójdziemy po chusteczki.
Andrelos uśmiechnęła się niepewnie, po czym wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do kuchni. Byłam jej wdzięczna, że nie starała się ze mną rozmawiać. W pomieszczeniu o blat opierał się Gosling, który zagadywał do przyjaciółki Athiny, znając życie flirtując. Gdy tylko zobaczył jak wchodzę zapłakana, zerwał się i podbiegł w moim kierunku. Widząc, jak wszyscy skupiają swoją uwagę wyłącznie na moim płaczu, zrobiło mi się cholernie głupio. Byłoby łatwiej, gdybym znała chociaż powód tego wybuchu. Jedyne co przychodziło mi na myśl to zazdrość o styl życia Athiny, który bardzo mi imponował.
- Co jest?
Zaczął Jake.
- W sumie nic.
Zaśmiałam się, ocierając łzy i odbierając od dziewczyny Sheerana paczkę chusteczek.
- Chodź na chwilkę.
Gosling objął mnie ramieniem i wyprowadził z kuchni. Znaleźliśmy się w niewielkim korytarzu, gdzie pachniało wanilią oraz cynamonem. Blondyn zaczął mówić szeptem.
- Rozmawiałaś z Edem o leczeniu?
- Co? Nie. Dlaczego?
- Bo płaczesz.
Uniósł jedną brew, mierząc mnie pretensjonalnym wzrokiem.
- Nie ważne, już nie płaczę.
Przetarłam szybko twarz, a następnie uśmiechnęłam się szeroko, chcąc udowodnić Goslingowi, że nic mi nie jest.

Po kilku godzinach zaczęło się ściemniać. Cały salon wypełniony był ludźmi, a oprócz tego na oszklonym tarasie, pełnym zielonych roślin, gromadziły się grupki palaczy. Sączyłam wodę, spacerując po domu i rozglądając się wokół. Wszyscy zajęci byli rozmową, a ja nie miałam zbytnio ochoty na zawieranie znajomości. Wolałam obejrzeć dom o którym zawsze marzyłam i wyobrażać sobie jak ja bym go urządziła... W pewnym momencie usłyszałam uroczy głos Athiny dobiegający z salonu.
- Przepraszam, czy mogłabym prosić wszystkich o zgromadzenie się tutaj?
Już chciałam zignorować jej prośbę, gdy uświadomiłam sobie, że może dziać się coś ciekawego. Co więcej - możliwe, że podawali deser. Przeszłam dość szybko do pokoju, gdzie wszyscy stali odwróceni twarzą w stronę Andrelos, która obejmowana była przez Eda i uśmiechała się szeroko. Nie chcąc czuć się samotnie, stanęłam obok Jake'a i szturchnęłam go lekko.
- Bardzo cieszymy się, że znaleźliście czas i ochotę, aby nas dzisiaj odwiedzić.
I zaczęło się to tradycyjne mówienie w liczbie mnogiej... Stop! Musiałam skończyć z pałaniem nienawiścią do Athiny. Nic mi nie zrobiła.
- Korzystając z okazji, że jest tutaj większość naszych przyjaciół, chcielibyśmy coś ogłosić. Jestem w ciąży.
Wypowiadając ostatnie zdanie uśmiechnęła się szeroko, z trudem powstrzymując śmiech radości, a następnie wtuliła się w Eda, który objął ją mocno. Zupełnie tak, jak mnie kilka godzin wcześniej. Przyglądając się zakochanej parze, która emanowała szczęściem, poczułam, jak Jake ściska moją dłoń.
- Trzymaj się.
Szepnął mi do ucha. A może powiedział to głośno. Nie byłam w stanie tego stwierdzić, bo dopadł mnie zbyt ciężki szok. Rozglądnęłam się wokół, po czym wyszłam bez słowa na taras, gdzie akurat nikogo nie było i zamknęłam za sobą drzwi. Starałam się oddychać jak najgłębiej, bo stracenie przytomności w takim momencie nie byłoby zbyt stosowne.

4 komentarze:

  1. Łołołołoł, co to się stanęło... Szczerze mówiąc nie spodziewałam się :D
    Szeranowa rodzinka :o
    nie mogę się doczekać do dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O MATKO! Ciaza? Serio? No to sie porobilo :o jestem chyba w takim samym szoku co Ola... Co bedzie dalej?!
    Skoro juz po maturach, to mam cicha nadzieje, ze rozdzialy beda dodawane czesciej, chociaz teraz i tak nie moge narzekac, bo sa swietne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, tego się nie spodziewałam... Już się nie mogę doczekać co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń