wtorek, 10 marca 2015

Rozdział XXVII

Mniej więcej co godzinę poruszałam odrętwiałymi kończynami, sprawdzając, czy wciąż mam w nich czucie. Było to moim jedynym zajęciem, które trwało całą noc. Jake nie żywił do mnie żadnych uczuć i ograniczał nas do przedziwnej przyjaźni, której nikt nie był w stanie pojąć. Ed zaś pałał do mnie wyłącznie popędem seksualnym. Czułam się jak breloczek do kluczy. Teoretycznie wyglądałam jak część konkretnej zbiorowości, lecz w praktyce byłam tylko elementem ozdobnym. Stanowiłam dodatek do relacji Jake-Ed. Dzięki mnie pomiędzy facetami nie było nudno, a chyba o to im chodziło.
Pomieszczenie było ciemne i zimne. Zmarzły mi palce zarówno u rąk jak i stóp, ale nie specjalnie miałam ochotę na okrycie się kocem. Musiałabym na chwilę wstać, zgarnąć materiał, po czym położyć się z powrotem, przykryć i kontynuować leżenie w niewygodnej pozycji oczekując zdrętwienia. Możliwe, że w pewnym momencie zasnęłam na kilkanaście minut, może godzinę. W każdym razie - oczy otworzyłam szerzej dopiero rano. Spojrzałam na telefon, była godzina siódma zero trzy. Starałam się jak najszybciej wydostać z miejsca, które nie napawało mnie optymizmem i energią do życia, dlatego w dosłownie kilka minut zgarnęłam wszystkie rzeczy z którymi przyjechałam, pożegnałam się oschle z Goslingiem i wyszłam na przystanek. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam na twarzy promienie słoneczne, które oślepiały mnie i wywoływały pulsujący ból głowy. Nieprzespana noc już dawała się we znaki. Mimo wszystko ucieszyłam się, że przywitał mnie ten niewielki promyczek, chcący nieco rozjaśnić mój dzień.
Pierwszy uśmiech odnotowałam około godziny czternastej, gdy popijając zieloną herbatę, której resztki uchowały się gdzieś w głębi kuchennej szafki, pakowałam do walizki luźne koszulki. Na moją pierwszą w życiu, kilkudniową wycieczkę, postanowiłam wziąć wyłącznie wygodne rzeczy, które broń Boże nie sprawiałyby, iż wyglądam seksownie i pociągająco. Miałam dość facetów. Tym bardziej po uszy miałam krótkich, bezsensownych flirtów. Na wszelki wypadek dorzuciłam do swojego bagażu luźną sukienkę, gdyż w Budapeszcie mógłby odbywać się akurat jakiś ciekawy koncert, a chciałam jednak zachować resztki kultury i ubrać się stosownie. Ukończyłam przesłodzony miodem napój biorąc głęboki łyk. Muzyka w głośnikach wręcz dudniła na całe mieszkanie. Miałam szczęście, gdyż mieszkańcy kamienicy byli zbyt starzy aby przyjść pod moje drzwi i mnie upomnieć. Zapewne byli również na tyle niedosłyszący, że głośne dźwięki zupełnie im nie przeszkadzały. Rozejrzałam się wokół, badając wzrokiem szare, zakurzone wnętrze, a następnie zasunęłam z rozmachem zamek walizki. Moja radość na myśl o opuszczeniu nudnego, depresyjnego miasta wręcz rozpierała mnie od środka. Zacisnęłam w dłoni skórzaną rączkę odstającą od bagażu i dźwignęłam go w górę. Energicznym krokiem opuściłam mieszkanie, po czym zamknęłam je na klucz, nieustannie się uśmiechając.

Humor na tyle mi dopisywał, że zdecydowałam się nie dzwonić po taksówkę, a zatrzymać jedną z nich przy głównej drodze, oddalonej od kamienicy 10 minut drogi pieszo. Przemierzałam chodnik pełen nierówności zupełnie nie przejmując się tym, że kółeczka mojego bagażu zatrzymywały się w każdej szczelinie betonowych płyt. Nieco zmęczona ciągnięciem ciężkiej walizki w końcu dotarłam do jezdni po której samochody jeździły zdecydowanie szybciej niż pomiędzy starymi gmachami kamienic. Rozglądnęłam się, mrużąc oczy i chroniąc je przed jaskrawym i dość dokuczliwym słońcem. Jak na złość przez kolejne kilkanaście minut w pobliżu nie dostrzegłam ani jednej taryfy. Postanowiłam usiąść na bagażu i poczekać, gdyż zadzwonienie po samochód pożarłoby kilka procent, cennej dla mnie, baterii telefonu. Jak zwykle zapomniałam zabrać ze sobą słuchawek, więc nie pozostało mi nic innego jak obserwowanie wszystkiego wokół i zastanawianie się nad sensem istnienia. Po pewnym czasie słońce zaczęło uciekać za chmury a z zachodu zerwał się nieprzyjemny wiatr. Lekka, skórzana kurtka nie była najlepszą decyzją, gdyż chłód odczuwałam na całym moim ciele. Ignorowałam to jednak i w końcu doczekałam się pięknego, czarnego samochodu, który zatrzymał się tuż przede mną. Wsiadłam do środka spodziewając się natychmiastowego ocieplenia, lecz samochód był zbyt stary aby mówić o mięciutkich siedzeniach i ogrzewaniu. Wrzuciłam walizkę na tylne siedzenie i usiadłam tuż obok niej, podtrzymując ją dłonią, która wydawała się być szaro-fioletowa. Spojrzałam na twarz kierowcy odbijającą się w lusterku i rzuciłam hasło "Heathrow".

Szybko zgarnęłam bagaż, po czym opuściłam pojazd i trzasnęłam drzwiami. Pozostały jeszcze trzy godziny do lotu, ale mój strach przed odwiecznym spóźnianiem się w każde możliwe miejsce był silniejszy od logicznego myślenia. Jako nastolatka nigdzie nie pojawiałam się na czas. Spóźniona do szkoły, dentysty, kina, na autobus. Znając życie spóźniłabym się również na egzamin maturalny gdyby nie mój chłopak, który zadzwonił do mnie kilka godzin wcześniej. Nie zwracając uwagi na ludzi wokół, ruszyłam w stronę wielkiego wejścia, obok którego tłoczyły się tłumy.


~ * ~


Spokojnym krokiem przemierzałam piątą już alejkę galerii handlowej, obserwując wystawy sklepów. Bezskutecznie. Nic co byłoby w guście Niny nie wpadło mi w oko. No może oprócz pary jeansowych, przetartych szortów... No ale szorty na mikołajki? Serio? Zatrzymałam się chwilę przy jednej z gablot, za szkłem dostrzegłam małe, włochate, różowe COŚ. Z zainteresowaniem przekroczyłam próg drzwi i podeszłam do sporych rozmiarów metalowego kosza, który wypchany był po brzegi pluszakami. Dzik, małpa, kurczak, fasola i pluszowa świnia. Tak. To ona mnie zaintrygowała. Wzięłam maskotkę i zaczęłam obracać ją w rękach. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że głupota ludzka nie zna granic. Kto o zdrowych zmysłach produkuje dzieciom maskotki świń? Czy mali ludzie powinni wieczorami tulić się do wieprzka? Z obrzydzeniem odrzuciłam kawałek materiału wypchany watą i rozglądnęłam się wokół. Postanowiłam dać sklepowi drugą szansę. Odwróciłam się w stronę regału z akcesoriami kuchennymi, gdy z głośników wydostał się najbardziej irytujący dźwięk świata - głos Eda Sheerana. W możliwie najszybszym tempie odwróciłam się i skierowałam kroki w stronę wyjścia. Nie miałam zamiaru tolerować jego obecności choćby w radio. Z doszczętnie popsutym humorem stąpałam dalej, odkrywając coraz dalsze zakamarki centrum handlowego. Wszędzie roiło się od sklepów z odzieżą, a na złość nie mogłam znaleźć żadnego, gdzie miałabym możliwość zakupienia ładnego, świątecznego prezentu. Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon, aby sprawdzić godzinę. Szybko pożałowałam, gdyż okazało się, iż za 10 minut spotykam się z moją blond przyjaciółką - Nesbitt. Momentalnie skoczyło mi ciśnienie i starałam się po kolei odtworzyć w pamięci wszystkie przedmioty które wpadły mi w oko podczas poszukiwania podarku. Pluszowa świnia, wieprz z materiału i różowe zwierze obszyte pluszem. To wszystko co zdołałam sobie przypomnieć, no ale cieszyłam się, że mój mózg był w stanie choć tyle z siebie wydobyć. Bez zastanowienia zaczęłam biec do sklepu, do którego obiecałam sobie nie wracać. Świnka ponownie znalazła się w moich rękach i już po kilku sekundach wylądowałyśmy przy kasie. Obok, na stojaku, ustawione były wina o nieznanych mi nazwach. Wzięłam pierwsze lepsze, którego flakonik prezentował się w miarę przyzwoicie. Po zrobionych zakupach powędrowałam prosto do pizzerii, gdzie umówiłam się z przyjaciółką. O dziwo, spóźniłam się jedyne 5 minut, co w moim przypadku było wręcz niemożliwe! Usatysfakcjonowana dobrym czasem weszłam do lokalu, który wypełniał zapach świeżego sosu pomidorowego oraz oregano. Przy stoliku umieszczonym na środku sali znajdowała się ona - blondynka, której usta pomalowane były na kolor krwistoczerwony. Opuszkami palców wystukiwała na ściance szklanki rytm piosenki, która grała jej w słuchawkach. Podeszłam do dziewczyny i cmoknęłam ją z zaskoczenia w policzek wyjmując przy tym z jej ucha słuchawkę, po czym zajęłam miejsce naprzeciwko.
- Witam serdecznie, Panno Nesbitt!
Zaczęłam półgłosem, a Nina natychmiastowo uśmiechnęła się szeroko.
- Tyle czasu! Czekaj... Ile dokładnie?
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który położony był na blacie stolika i zaśmiałam się cicho.
- 65 dni. Odliczałam.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? Mimo tego, że sporo pracuję, wciąż mam mnóstwo czasu dla przyjaciół.
Blondynka uniosła brew kierując w mą stronę spokojnie wypowiadane zdania.
- Potrzebowałam chwili dla siebie, chciałam odetchnąć. No i udało się! Nie wyobrażasz sobie jak dobrze się czuję...
Nina długimi palcami objęła papierosa i skierowała otwartą paczkę w moją stronę, częstując mnie jednym.
- Nie, dziękuję.
- Sulewski odmawia papierosa?! Teraz to dopiero oczekuję wyjaśnień!
Mocno zaciągnęła się dymem, po czym wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
- Kolejna wiadomość do przyswojenia - wznawiam leczenie.
Wyciszyłam nieco głos, po czym uniosłam kąciki ust ku górze. Moja towarzyszka wyglądała na zaskoczoną i nie miała pojęcia co odpowiedzieć, dlaczego wyręczyłam ją i dodałam.
- Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Zobaczymy.
Odchrząknęłam, a następnie ruchem dłoni przywołałam kelnera. Zamówiłyśmy dużą pizzę ze szpinakiem, gdyż głód wręcz pożerał mnie od środka i mogłabym przysiąc, że nawet gdybym była sama bez problemu zjadłabym całe danie. Po odejściu kelnera Nina w końcu postanowiła dodać coś od siebie.
- Dobrze, skoro już chwalimy się newsami... Poznałam Athinę!
Dziewczyna wyglądała na bardzo podekscytowaną, lecz ja nie do końca rozumiałam co wywołuje u niej tyle emocji.
- Przepraszam, że pytam, bo brzmisz jakby miało być to dla mnie oczywiste, ale... Kim jest Athina?
Na moją twarz wkradł się kwaśny uśmieszek, który oznaczał przede wszystkim dezorientację.
- Zapomniałam, że przez 65 dni znajdowałaś się poza "towarzystwem".
W ramach odpowiedzi wzdrygnęłam ramionami, oczekując jak najszybszych wyjaśnień.
- Athina już od jakiegoś czasu chodziła na imprezy organizowane przez Jake'a i Eda, ale od niedawna coraz częściej można było zauważyć ją przy Sheeranie, dlatego razem z Jake'iem snuliśmy pewne domysły. A tydzień temu... Ed zaprosił mnie i Goslinga na kameralny wieczór przy winie, choć oczywiście skończyliśmy pijąc wódkę, ale do rzeczy. W pubie pojawiła się również wspaniała greczynka! Oficjalne - Ed Sheeran w końcu znalazł sobie dziewczynę! Koniec historii.
Nina ułożyła papierosa między wargami i wciągnęła dym.
- Z pewnością będą żyli razem długo i szczęśliwie...
Zaskoczona byłam faktem, że zupełnie nie poruszyła mnie wiadomość o jego coraz lepiej układającym się życiu miłosnym. Nie byłam ani załamana, ani szczęśliwa. Dwumiesięczny odwyk od, jak ujęła to Nesbitt, "towarzystwa", pozwolił mi nieco dojrzeć i zająć się sobą, co odwlekło mnie od problemów Eda, Jake'a i Niny. Usatysfakcjonowana uśmiechnęłam się radośnie i zaczęłam delektować się smakiem pysznej pizzy, która zakryła cały blat stolika.
- Co powiesz na prezenty?
Spytała, żując powoli pizzę i patrząc mi w oczy. Dobrze, że Nesbitt nie ciągnęła tematu niejakiej Athiny.
- Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijesz...
Wzięłam w dłoń sznureczki torebki w której znajdował się pluszak i butelka wina. Podałam ją dziewczynie, odbierając od niej w tym samym momencie prezent dla siebie. Bacznie obserwowałam reakcję Niny. Na widok świni uśmiechnęła się szeroko i przytuliła ją mocno.
- Jesteś genialna!
Nie rozumiałam do końca z jakiej racji zakup prosiaka czynił mnie geniuszem, lecz mimo to odczuwałam satysfakcję z wywołania szerokiego, szczerego uśmiechu na twarzy przyjaciółki. Z papierowej torby, którą odebrałam od blondynki, wysunęłam powoli czarny kapelusz. Zamiast przyglądnąć się nakryciu głowy zerknęłam w stronę czekoladowych oczu towarzyszki przy czym uniosłam jedną brew. Jakoś ciężko było mi sobie wyobrazić siebie w kapeluszu, aczkolwiek nie miałam zamiaru czekać na ową wizję - po prostu nasunęłam go na głowę i zaśmiałam się.
- Muszę wyglądać idiotycznie. Nawet w wełnianej czapce wyglądam jak kretynka...
- Zmartwię Cię - na serio wyglądasz dobrze. 
Nina wzdrygnęła ramionami przeżuwając w ustach brokuły, które wybierała palcami z powierzchni pizzy. Mi pozostało wyłącznie ciasto, ser feta i szpinak. Jako że z owych składników miałam ochotę jedynie na fetę - nabijałam białe kostki na widelec i flegmatycznie wprowadzałam je do ust. Wokół rozlegała się przyjemna, świąteczna muzyka i gwar wywoływany przez ludzi zgromadzonych w lokalu. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, który był moim życiowym towarzyszem, po czym usiadłam prosto na krześle i odchrząknęłam.
- Będę się zbierać.
Nesbitt wyszukiwała wzrokiem malutkich kawałków warzywa i odpowiedziała przy tym półgłosem.
- Aż tak nie podoba Ci się prezent?
- Dokładnie!
Zwinnym ruchem zgarnęłam ostatni brokuł i zaśmiałam się przy tym złośliwie.
- A tak serio mam popołudniową zmianę w pubie. Z resztą też mówiłaś, że masz jakieś plany.
Dziewczyna podparła głowę na łokciach i przyglądała mi się zmęczonym wzrokiem.
- Jestem gwiazdą. Nagrywam album.
Na te słowa obydwie zaśmiałyśmy się smętnie, starając się powstrzymać powieki przed zamknięciem. Atmosfera stała się wyjątkowo spokojna i usypiająca.
- No dobrze gwiazdo, leć do studia i pozwól, że ja zajmę się profesjonalnym nalewaniem piwa. 
Odpowiedziałam, biorąc z oparcia krzesła kurtkę, a następnie nasunęłam ją sobie na ramiona. Wokół szyi owinęłam lekką apaszkę, po czym pstryknęłam w rondo kapelusza. Na słowo uwierzyłam Ninie, że nie wyglądam w nim tak źle i postanowiłam pójść do pracy w owym nakryciu głowy. 
- Żegnam, za minutę mam autobus.
Spóźnienie momentalnie wybiło mnie z melancholijnego nastroju, dlatego w pośpiechu cmoknęłam policzek Nesbitt i wybiegłam. Truchtałam długimi, jasno oświetlonymi korytarzami aż w końcu znalazłam się na zewnątrz i wskoczyłam pomiędzy zamykające się drzwi autobusu. Pub mieścił się nieopodal centrum handlowego, dlatego kilka przystanków dalej wysiadłam i po przemierzeniu kilkuset metrów byłam już na miejscu. W środku znajdowało się kilku klientów, którzy sączyli powoli piwo. Dopiero wieczorami miejsce to tętniło życiem, gdyż cieszyło się popularnością wśród londyńczyków, głównie z racji odbywających się tu, kameralnych koncertów. Właściciel uwielbiał zapraszać nieznanych artystów, którzy bezpłatnie umilali czas klientom swoją muzyką. Od razu po wejściu do pomieszczenia stanęłam za barem, starając się uspokoić szybki oddech. Zmienniczka uśmiechnęła się na mój widok, przecierając jednocześnie kufle.
- Idę do domku!
Zapiszczała triumfalnie swoim wysokim głosem.
- Nawet mnie nie denerwuj! Cholerne nalewanie piwa przez cały wieczór...
Uśmiechnęłam się dysząc i ściągając ubranie wierzchnie. Wszystkie rzeczy schowałam pod ciemnym, drewnianym blatem, a następnie pośpiesznie przejęłam czarny fartuch towarzyszki i przewiązałam go w pasie.
- Leć już, ja się tym zajmę.
Odebrałam z dłoni dziewczyny szklane kufle, uśmiechając się przy tym delikatnie. Chciałam, aby szef który niedługo miał pojawić się z powrotem knajpie, widział mnie nieustannie pracującą. Jakkolwiek.
- Alex, podłącz sprzęt!
Usłyszałam niski, męski głos dobiegający z zaplecza. Nie minęła minuta a na sali pojawił się gruby, stary Greg. Spojrzałam na niego uśmiechając się nienaturalnie, po czym wykonując wydany rozkaz weszłam na niewielkie podwyższenie, nazywane w pubie sceną i podpięłam szybko kilka kabli zakończonych kolorowymi wtyczkami. 
- Kto dzisiaj gra? Zapomniałeś chyba wpisać do księgi...
Zapytałam, przesuwając stopą plątające się na podłodze kable. 
- Niczego nie zapomniałem! Drake załatwił występ swojemu siostrzeńcowi! Mam nadzieję, że chłopak nie przepędzi klientów.
- Spoko...
Greg, jak to miał w zwyczaju, musiał na mnie nakrzyczeć. Unikając kontaktu wzrokowego z mężczyzną, złapałam za pokrętło przy statywie mikrofonu i ustawiłam go. Biorąc głęboki wdech odwróciłam się na pięcie, po czym powróciłam za bar i zaczęłam polerować białą szmatką każdą możliwą powierzchnię. 
- Dobra dobra, coś się tak przyczepiła do tej szmaty? 
- A co mam robić? Nie ma jeszcze klientów.
Zerknęłam na Grega opierającego się o bar i przyglądającego się z irytacją mojej pracy.
- Nalej mi zimnego soku. A jak przyjdzie Jimmy - wprowadź go na zaplecze i daj mu chwilkę na przygotowanie.
- Jimmy?
- Muzyk.
- Spoko.
Użyłam jednej ze standardowych odpowiedzi do szefa, która znajdowała się tuż obok "ok" oraz "dobrze". Po otrzymaniu szklanki z zimnym napojem, mężczyzna zsunął się powoli z wysokiego, drewnianego krzesła, a następnie opuścił lokal. Prawdopodobnie miał zamiar wrócić dopiero w połowie niewielkiego koncertu, gdy cała sala wypełniona będzie klientami. Gdy tylko Greg zniknął z mojego pola widzenia, wysunęłam z kieszeni telefon i wysłałam SMSa do Niny.

Przepraszam Cię, że tak szybko uciekłam. Spotkamy się jakoś niedługo?

Telefon wylądował z powrotem w ciasnej kieszeni jeansów. Rozglądnęłam się wokół, podpierając się dłońmi o blat za barem i poszukując czegoś ciekawego do zrobienia. Jak na zawołanie, próg czerwonych drzwi przekroczył chudy, zdezorientowany chłopak trzymający w dłoni pokrowiec na gitarę.
- Jimmy?
- Jimmy!
Odpowiedział szybko, a następnie uśmiechnął się, odnajdując wzrokiem mnie - niewielką, jakby schowaną za barem blondynkę.
- Masz tu klucze na zaplecze. Nastrój gitarę, rozśpiewaj się, rób cokolwiek chcesz...
Rzuciłam w blat niewielkim kluczykiem, a następnie dodałam grożąc palcem.
- Oprócz kradzieży puszek z piwem!
- Dobra, okej...
Zgarnął z blatu kluczyk, po czym schował się za czarnymi drzwiami. W kieszeni poczułam wibracje.

Przecież nic się nie stało (obraziłam się)! A właśnie, mam propozycję. Gdy skończymy nagrywać urządzamy u Jake'a małą popijawę (małą... kogo ja oszukuję...). Wpadniesz? Pytał, co u Ciebie. 
Odpisuj szybko (najlepiej, że możesz i masz ochotę)!

Mimo oczekiwań Niny - nie miałam zamiaru tak szybko udzielać odpowiedzi. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa spotkać się z Jake'iem, Edem i Athiną... ? Telefon wrócił tam skąd został wyciągnięty, postanowiłam przemyśleć propozycję. Do rozpoczęcia niewielkiego koncertu Jimmiego pozostała mniej więcej godzina, czyli nadszedł czas na przetarcie stolików moją ukochaną, białą szmatą. Wzięłam w  prawą dłoń moją "przyjaciółkę", kiedy w lewej trzymałam czekoladowego batonika. Gdy nie wiedziałam co ze sobą zrobić, sięgałam po jedzenie. Odgryzłam spory kawałek, mrucząc pod nosem "Apple Tree" Niny i zmierzając w stronę brudnych blatów. Zaczęłam przecierać, skupiając się na każdej, najmniejszej plamce. Co jakiś czas odłamywałam zębami kawałki batona, aż w końcu nie pozostało po nim nic oprócz brudnych palców. Nowe zajęcie na tyle mnie wciągnęło, że nie zauważyłam kiedy w pubie zaczęli gromadzić się ludzie. Przychodzili głównie grupami przyjaciół i łączyli po kilka stolików, chcąc siedzieć razem. Postrzegając każdego z osobna jako klienta, wróciłam za bar i ustawiłam się przy kranie z piwem. Nie musiałam czekać zbyt długo, po kilkunastu sekundach podeszło do mnie dwóch facetów, którzy zażyczyli sobie osiem piw. Oczywiście zajęli mnie bezsensowną rozmową, a moim zadaniem było ją ciągnąć i uroczo się uśmiechać. Po usłyszeniu od nich kilku komplementów i otrzymaniu zaproszenia na imprezę, nareszcie odeszli i wrócili do stolika. Jako kolejny w kolejce ustawił się Jimmy. 
- Nie musisz czekać aż skończę nalewać, żeby się o coś spytać. Wal śmiało! 
Zaśmiałam się, a następnie zaczesałam palcami włosy.
- Sprzęt jest podpięty czy mam się tym zająć?
Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić Jimmiego poprawnie podpinającego kable, skoro chłopak nie potrafił nawet zadać pytania gdy nalewałam piwo.
- Spokojnie, wszystko jest gotowe. Ty tylko wychodzisz na scenę i dajesz ludziom kawał dobrej muzyki, tak?
Uniosłam brew i obdarzyłam mężczyznę delikatnym uśmiechem, który można by skierować w stronę młodszego brata.
- Tak planuję...
Odpowiedział, a odchodząc w stronę sceny dodał.
- Zobaczymy, czy rzeczywiście tak będzie.
- Dasz radę!
Odkrzyknęłam, chcąc dodać mu otuchy. Wydawał się być całkiem miłym, trochę zagubionym chłopcem. Miał szczęście, że Grega akurat nie było w lokalu, gdyż widząc tak zdezorientowanego i pozbawionego pewności siebie muzyka natychmiast kazałby mu opuścić to miejsce. Spod baru wypadł nagle czarny kapelusz. Wylądował prosto pod moimi nogami. Z szerokim uśmiechem podniosłam go z podłogi i nałożyłam na głowę. 
- Jedenaście kufli na czwórkę.
Usłyszałam dobiegający z zaplecza głos szefa. Bez zastanowienia zabrałam się za nalewanie piwa. Kończąc uzupełniać trzeci kufel na sali rozległ się głośny pisk z głośników, a po chwili męski głos.
- Witam wszystkich serdecznie. Nazywam się Jimmy i dzisiejszego wieczoru mikrofon należy do mnie.
Słuchacze zaśmiali się, co bardzo mnie zdziwiło. Zabawny Jimmy? Tego jeszcze nie było... Korzystając z okazji, gdy szef nie skupiał się na mnie, postanowiłam odpisać Ninie.

No dobrze, na chwilkę.

Kilka akordów sprawnie zagranych na strunach gitary elektrycznej, a następnie głęboki, przeszywający ciało głos.



7 komentarzy:

  1. Wreszcie się doczekałam. Rozdział jak zwykle świetny nie straciłaś talentu :). Ale proszę nie rób już takich długich przerw ok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że była to jednorazowa sytuacja. Więcej takich przerw nie planuję. :)

      Usuń
  2. Podoba mi się ten rozdział. Co prawda musiałam powtarzać ostatni bo już nie pamiętałam co się działo, ale czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu! Pierwszy raz weszłam na tego bloga... z miesiac temu i trochę się załamałam, kiedy zobaczyłam, że ostatni rozdział jest z listopada :/ ale przeczytałam i ani trochę nie żałuję, świetnie piszesz! Bardzo dobrze, że nie zamierzasz zrezygnować, prawdopodobnie tą wiadomością poprawiłaś wszystkim dzień :) rozdział ciekawy, a czuję, że następny będzie jeszcze lepszy... Zaskocz nas xx
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu, tak się cieszę, że mogę przeczytać cós nowego z twojej inicjatywy. Rodział, cóż,
    jest świetny, co tu dużo mówić? Żywię nadzieję, że znikniesz już na tak długo nie dając, żadnego znaku życia, bo ludzie tu chyba wpadnąw nerwicę. Powodzenia w dalszej pracy Ci życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Że nie znikniesz*
    Cholera, ale fail XD Nie, nie chcę żebyś już znikała xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok...
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :D Mam nadzieję, że pojawi się troszkę szybciej ;)
    Pozdrawiam
    Malinowa

    OdpowiedzUsuń