sobota, 17 maja 2014

Rozdział XIV

Jego niespodziewane okazanie mi uczuć wprawiło mnie w niemałe zakłopotanie, czego dowodem były choćby gorące, bordowe policzki na których widniały ogromne rumieńce. Aby uniknąć kontaktu wzrokowego z Sheeran’ em, zabrałam się szybko za wyciąganie zwęglonej pizzy z piekarnika. Potrawa, którą wysunęłam na czarnej blasze, zlewała się z kolorem metalowego podłoża. Nie wyglądała raczej na jadalną, tym bardziej na smaczną, dlatego powiedziałam ze skwaszoną miną.
- No dobrze, dzwoń po pizzę…
Ed wygrał. Mógł zamówić swoje ulubione jedzenie, dzięki któremu rósł raczej wszerz niżeli wzdłuż. Nie podobało mi się moje położenie. Jeszcze jakąś godzinę wcześniej wmawiałam rudzielcowi, że to ja mam rację i ugotuję mu najwspanialszy obiad na świecie, który nie utuczy go tak jak fast food, a teraz mogłam co najwyżej odebrać karton z pizzą w progu drzwi. Postanowiłam się poddać i dać mężczyźnie możliwość zamówienia obiadu.
- Kiedyś ugotowałem makaron dla Jake’ a.
Mentalnie zaczęłam przygotowywać się na najgorsze – opowieść życia. Zazwyczaj takie historie nie kończyły się niczym dobrym. A tak właściwie w ogóle się nie kończyły. Po krótkim monologu zmieniał się temat rozmowy, robiło się drugą herbatę, później piątą. Następnie otwierało się butelkę wina, gdyż herbata w nadmiernych ilościach nie wpływa dobrze na organizm. Po wysączeniu całości, przeszukiwało się wspólnie mieszkanie w celu znalezienia kolejnej butelki trunku. Bez znaczenia jakiego. Po opróżnieniu drugiej butelki do połowy, atmosfera stawała się coraz bardziej spokojna i mętna. Ostatnim, najbardziej przerażającym krokiem, była wspólna noc pod jednym kocem. Na dywanie. W salonie.
Po kilkusekundowym odtworzeniu w myślach mojej najbliższej przyszłości, podparłam głowę na ręce i modliłam się, aby Ed jak najszybciej skończył swoje fascynujące opowiadanie.
- Tak właściwie planowałem ugotować makaron. Wyszła z tego zwykła breja, która nie wyglądała nawet jak karma dla kota. Jake w momencie wyszedł z zamiarem zjedzenia kolacji na mieście. Pamiętam, że było mi wtedy przykro… Ale nie mów mu.
Ed Sheeran gejem? Kolejna myśl przemknęła przez mój niepohamowany umysł. Czyżby wszystkie piosenki napisane przez rudzielca opowiadały przeżycia miłosne związane z… chłopakiem? Sposób w jaki się wypowiadał oraz pewne zachowania, takie jak życie z Gosling’ iem oraz gotowanie mu kolacji, były dość niepokojące.
- Koniec?
Spytałam, unosząc jedną brew. Nie wiedzieć czemu czułam się o wiele bardziej męska niż on. A może to ze mną było coś nie tak?
- Chyba koniec. To znaczy… Głównie chciałem Ci przekazać, że nie chcę, żeby Ci było przykro. Dlatego zjem…
Spojrzał na blachę mrużąc delikatnie oczy i dodał.
- To coś.
Nagle zerwał się i podszedł do brudnego blatu, na którym położyłam wcześniej moje dzieło – pizzę. Odsunął machnięciem ręki szufladę i wygrzebał z niej pierwszy lepszy nóż, po czym nierówno odkroił sobie asymetryczny kawałek ciasta i złapał go niedbale.
- Nie rób tego.
Tak, zjedz to Sheeran. Należy Ci się.
- Nie jest tak źle.
Mężczyzna dokładnie zlustrował wzrokiem produkt, który znajdował się w jego dłoni, po czym włożył dość spory kawałek w całości do buzi. Początkowo w dość szybkim tempie przeżuwał, jednak po chwili jego wzrok zamarł w jednym punkcie, a żuchwa przestała pracować. Widząc jego reakcję na przygotowane przeze mnie danie, jeśli daniem mogłam to nazwać, zsunęłam z blatu czystą ścierkę i podałam ją Ed’ owi.
- Wypluj to.
On jednak zaprzeczył kilkukrotnie głową i z trudem przełknął niewielką ilość spalonej pizzy, która znajdowała się w jego jamie ustnej. Większość jednak wciąż zalegała w jego wypełnionych po brzegi policzkach.
- Proszę Cię, nie chce mi się później towarzyszyć Ci przy wymiotowaniu.
Ten argument chyba go przekonał. Posłusznie złapał ścierkę, którą ściskałam w dłoni i momentalnie pozbył się ohydnego, spalonego ciasta z buzi. Z grymasem przyglądałam się działaniom rudzielca, a następnie podeszłam do szafki znajdującej się nad białym, wypełnionym brudnymi naczyniami zlewem i wyciągnęłam z niej dwie szklanki. Napełniłam je sokiem pomarańczowym, który zakupiłam w sklepie jako dodatek do obiadu i podałam jedną Sheeran’ owi. Mężczyzna wziął kilka głębszych łyków, a ostatnią porcją napoju wypłukał dokładnie jamę ustną, by pozbyć się ohydnego smaku. Widząc jego zachowanie uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym upiłam odrobinę soku.
- Dzwoń po tą pizzę. Zdążyłam zgłodnieć.
Oznajmiłam, a moje słowa zabrzmiały raczej jak rozkaz. Jednak Ed bez jakiegokolwiek wzruszenia opierał się o blat, który znajdował się naprzeciw mnie i nie wykazując zainteresowania wpatrywał się w swoje buty.
- Słyszysz?
Spytałam, chcąc upewnić się, iż rudzielec ma jeszcze jakikolwiek kontakt ze światem. Zapewne po przygotowanym przeze mnie posiłku postanowił, iż lepiej przestać się do mnie odzywać i nie utrzymywać ze mną kontaktu.
- Słyszę. Ale nie zadzwonię.
Uniósł ku górze kącik ust, a następnie spojrzał mi w oczy. Poczułam kłębiące się we mnie nerwy. Może i początkowo spodobało mi się podejście Ed’ a, aczkolwiek w tym momencie już przesadzał. Naprawdę byłam głodna i nie miałam zamiaru już ratować mojej potrawy. A tym bardziej użalać się nad jej okropnym wykonaniem.
- No podaj mi ten telefon. Zostawiłam mój w mieszkaniu.
Znów przybrałam ten ton zrzędliwej matki, czując się przy tym nadzwyczaj dojrzale.
- Nie.
Uparty Sheeran wciąż lustrował wzrokiem swoje obuwie, udając, iż jest bardzo zainteresowany obserwowaniem lekko ubłoconej podeszwy. Zacisnęłam zęby i czując jak mój brzuch domaga się jedzenia, podeszłam do Ed’ a i włożyłam rękę do jego kieszeni. Przez spodnie dostrzegłam prostokątny kształt, który uwypuklał się w kieszeni jeans’ ów. Złapałam gwałtownie za przedmiot, aczkolwiek był to zapewne portfel, gdyż jak na telefon zdawał się być zbyt miękki. Z zażenowaniem wyciągnęłam rękę, lecz mimo małej wpadki, kontynuowałam poszukiwania. Zbliżyłam się do rudzielca, nieco przylegając ciałem do jego tułowia i włożyłam obie dłonie w tylne kieszenie spodni. Ed zaśmiał się cicho.
- Przyznaj się, po prostu chcesz zmacać mi tyłek.
Momentalnie odsunęłam się od niego i marszcząc brwi postawiłam kilka kroków wstecz. To, co powiedział, niesamowicie mnie obrzydziło.
- Nawet tak nie mów, proszę Cię. Niedobrze mi.
Momentalnie przestałam mieć ochotę na jakiekolwiek jedzenie. Jednak gdy tylko mój wzrok powędrował o kilka stopni w prawo, dostrzegłam leżący spokojnie na blacie telefon. Uśmiechnęłam się triumfalnie sama do siebie i wzięłam go z ulgą do ręki. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo. Na ekranie wyświetlało się okienko oznajmiające o konieczności wprowadzenia hasła.
- Kod?
- 7426.
Przewróciłam teatralnie oczami, a następnie dodałam szybko.
- A prawdziwy?
- 1234.
Wybrałam kolejno liczby z klawiatury, a następnie na ekranie ukazały się wszystkie aplikacje Ed’ a. Sheeran podszedł do mnie szybko i lekko zdenerwowany spytał.
- Skąd wiedziałaś, że to ten kod? Większość ludzi mi nie wierzy.
- Własnego imienia byś nie pamiętał, a co dopiero skomplikowany kod do telefonu!
Pstryknęłam go paznokciem w czoło, uśmiechając się przy tym delikatnie. Znów czułam przewagę, co niesamowicie mi odpowiadało. Podświadomie i w sumie automatycznie kliknęłam w ikonę „wiadomości”. Korzystając z okazji, iż znajdowałam się już w „prywatnym archiwum Sheeran’ a” odczytałam nową wiadomość od Niny.

Wpadaj wieczorem, przyjeżdża moja ciocia. Show time!

Na widok sprecyzowanego, a mimo to niezrozumiałego sms’ a uniosłam jedną brew, po czym spytałam Ed’ a półgłosem.
- O co chodzi z „show time”?
Naturalnie powinnam najzwyczajniej na świecie wyjść z folderu z wiadomościami rudzielca i zadzwonić do pizzerii, ale ciekawość zawsze znajdowała się u mnie na pierwszym miejscu.
- Jesteś bezczelna. Bierzesz sobie mój telefon, wpisujesz hasło i czytasz sms’ y. Będę bał się tu zasnąć…
Irytowało go jego położenie, lecz najwyraźniej czuł się bezsilny w stosunku do mnie. Nie mógł przecież zacząć wyrywać mi telefonu, bo mogłoby się to skończyć istną katastrofą. Zamiast tego ze spokojem i opanowaniem wypełniał pustą szklankę napojem.
- Też bym się bała, będąc na Twoim miejscu.
Słowa te wypowiedziałam raczej sama do siebie. Czując, iż pewnie nie uzyskam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, zaczęłam przeglądać kontakty w poszukiwaniu napisu "pizzeria". Nie wiedząc dlaczego, takowy znajdował się na początku listy...
- Z ananasem, szynką i naturalnym sosem pomidorowym. Bez sera. Dziękuję.
Słysząc składane przeze mnie zamówienie, Ed zastygł w miejscu i patrzył mi prosto w oczy. Wyglądał na wystraszonego, rozzłoszczonego, zbitego z tropu i zdezorientowanego. Nie wiem który z przymiotników mógłby idealnie oddać ową postawę.
- Bez sera?! Jesteś głupia czy nienormalna?!
Te dwa krótkie zdania wykrzyczał mi prosto w twarz. Wyglądał wtedy na człowieka, dla którego pizza stanowiła centrum świata, a w jego marnym życiu była czczona i traktowana z nadmiernym szacunkiem.
- Jestem jak najbardziej normalna. Co najwyżej trochę głupia... A może na odwrót.
Ten krzyk specjalnie mnie nie pobudził. Zupełnie nie przejmując się reakcją mężczyzny, schowałam jego telefon do kieszeni, uważnie śledząc wzrok, który lustrował na bieżąco moje ruchy, a następnie w dłoni ściskając szklankę soku, przeszłam do salonu. Trafiłam na moment, gdy w filmie zaczynały się napisy końcowe, więc wyłączyłam pilotem telewizor i usiadłam na kanapie, sącząc przy tym spokojnie sok. Minęło kilka minut, podczas których skupiałam się na opróżnianiu szklanki, a po tej chwili ciszy, Ed dosiadł się do mnie, trzymając w dłoni gryf gitary. Zlustrowałam wzrokiem instrument, który bardzo dobrze znałam ze zdjęć. O dziwo na nich wydawał się być większy. I czystszy.
- Teraz czas na balladkę o miłości? Proszę Cię, idź z tym do swojego pokoju…
Odetchnęłam cicho i powróciłam do powolnego wypełniania buzi napojem. Skupienie na przełykaniu zdawało się być ciekawsze niżeli słuchanie smętów Sheeran’ a.
- Przy Tobie bym nigdy czegoś takiego nie zagrał. Nie przesadzajmy. Muszę napisać piosenkę.
Musiał napisać piosenkę? Przecież pisanie tekstów było jego pasją i tworzył je wyłącznie dla siebie i swej satysfakcji.
- O czym ma być?
Ciekawość, ciekawość, ciekawość. Temat zupełnie mnie nie dotyczył, ale jednak wolałam wiedzieć co ma napisać mój znajomy. A może potrzebowałabym kiedyś tej informacji?
- Nie wiem. I to jest najgorsze.
Ułożył na udzie pudło rezonansowe i zaczął grać proste akordy. Początkowo zupełnie błądził po tonacjach i nie stroił, ale po chwili ustabilizował melodię i zaczął w G-Dur. Słysząc przyjemną dla ucha harmonię połączoną z szybkim rytmem, odpowiedziałam.
- Napisałam coś niedawno. W sumie był to wpis do pamiętnika…
Tak, dziewczyno, dawaj dalej. Cytuj swój pamiętnik Ed’ owi Sheeran’ owi.
- …bo piszę w tym pamiętniku czasami wiersze. O przypadkowych ludziach. I napisałam coś… Zrymowało się. No i moim zdaniem brzmi fajnie…
Alex, daj sobie już spokój. Skończ to co zaczęłaś i jak najszybciej uciekaj od tego tematu, bo jeszcze spyta…
- Dasz radę wpleść te słowa do tych akordów?
Dobrze wiesz, że nie dasz rady. Jesteś przeciwieństwem muzykalności.

All I know is we said hello, your eyes looking like coming home, all I know it’ s a simple name and everything has changed…


Sheeran pokręcił lekko głową, a następnie wziął spory łyk soku ze szklanki, którą chwilę wcześniej trzymałam w dłoni. Wiedziałam, że nie warto chwalić się swoim brakiem umiejętności.
- Kto normalny zakochuje się w dopiero co spotkanej osobie?! Myśl!
Czy to dziwne, iż zaczęły mnie dopadać wyrzuty sumienia? Poczułam się, jakbym źle wykonała swoją pracę. Chociaż tak naprawdę nie była to moja praca. Nie była to nawet prośba. Tym razem postanowiłam, że nie będę się już odzywać. Moje słowa i tak nie wniosłyby nic konkretnego do konwersacji.

Po piętnastu minutach, nic nie wnoszącego do dalszej pracy, brzdąkania, Sheeran wstał i spojrzał na zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku, przeciągając się przy tym.
- Musimy już jechać. Masz za dwadzieścia minut kursy, a ja wbijam do Niny. Nici z pizzy.
Wstałam z kanapy marszcząc brwi, a następnie założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Skąd wiesz, że mam dzisiaj kursy? I dlaczego miałabym jechać z Tobą?
- Gosling do mnie dzwonił, gdy poszedłem po gitarę.
Wysunęłam z kieszeni spodni iPhone’ a i pomachałam nim Ed’ owi przed oczami. Czyżby kłamał mi w żywe oczy, a tak naprawdę wypytywał o mnie Jake’ a?
- Nie chcę Cię martwić, ale mam trzy telefony. Albo cztery.
Ed mrużąc oczy zawiesił wzrok w jednym punkcie na ścianie i policzył szybko na palcach, szepcząc przy tym pod nosem, ilość telefonów komórkowych jakie posiadał. Po krótkich przemyśleniach wyrwał mi z ręki iPhone’ a i dodał.
- Cztery.
Z kanapy zgarnął gitarę, a następnie przeszedł przez salon do przedpokoju, gdzie podparł instrument o ścianę, tuż przy wieszaku. Zapiął pod szyję bluzę, a na głowę narzucił kaptur.
- Pośpiesz się, zostało Ci osiemnaście minut.
- Co?!
W drodze do drzwi wyjściowych z trudem naciągnęłam na stopy balerinki i przyjmując nie najpiękniejszy wyraz twarzy, otworzyłam z rozmachem skrzydło drzwiowe. Oczywiście, z moim szczęściem, po otwarciu na oścież musiałam uderzyć klamką o bordową ścianę, z której posypał się gips. Na widok szkody jaką wyrządziłam, Ed zaśmiał się głośno, a następnie opuścił mieszkanie i zamknął na drzwi na klucz.
- Będziesz się tłumaczyła Jake’ owi…
Odetchnęłam głośno, czując, jak powoli przegrywam tę bitwę z Sheeran’ em.
Bardzo szybko potruchtałam w dół po schodach, wręcz się z nich zsuwając. Cudem nie poleciałam na dół, zabijając się przy tym na marmurze.
- Czym w ogóle jedziemy?
Po opuszczeniu klatki schodowej, rozglądnęłam się wokół i uniosłam ku górze kącik ust. Jake. W tym cudownym samochodzie. Na środku jezdni. Czując, jak deszcz dopada powoli moją fryzurę i stara się ją doszczętnie zniszczyć, podbiegłam z szerokim uśmiechem do pojazdu i otworzyłam szeroko drzwi. W ostatnim momencie złapałam je przed dokonaniem kolejnej inwazji, tłukąc drzwiami o samochód zaparkowany obok. Odetchnęłam głośno z ulgą, prawie tak głośno jak Jake. Gdy tylko usiadłam obok niego, cmoknęłam go w policzek i uśmiechnęłam się lekko.
- Jak wrócisz do domu sprawdź ścianę. Wygląda dość ciekawie.
- Chyba nie chcę jej sprawdzać…
Zaśmiał się spoglądając w dół, a w międzyczasie do auta wsiadł Ed. Usadowił się na środkowym miejscu, z tyłu. Jego towarzystwo było dla mnie dość dokuczliwe. Pokręciłam głową i spojrzałam na zewnątrz przez szybę, gdyż wolałam nie wdawać się w jakiekolwiek konwersacje z Sheeran’ em.

Dojechaliśmy pod budynek, w którym odbywały się moje kursy makijażu. Pod wejściem zebrała się spora liczba ludzi w moim wieku, wyszli zapewne po to, aby zapalić jeszcze przed zajęciami. Ed na widok tłumu założył na głowę kaptur i opuścił głowę. Zauważyłam to w lusterku, które znajdowało się pomiędzy mną a Jake’ iem. Oczywiście nikt nie dostrzegłby, iż na tylnym siedzeniu znajduje się nie kto inny jak Ed Sheeran, aczkolwiek już sam dobrze wyglądający samochód przykuwał uwagę.
- Spadam. Zadzwonię wieczorem, okej?
- Okej.
Odpowiedział Ed śmiejąc się pod nosem, a ja przewróciłam teatralnie oczami, po czym zwróciłam spojrzenie w kierunku blondyna.
- Spoko.
Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, po czym nachylił się nade mną i przyciągnął klamkę drzwi w swoją stronę, dzięki czemu się otworzyły. Opuściłam pojazd trzymając nad głową torbę i podbiegłam drobnymi krokami pod daszek.
- Alex?
Rudowłosa, mocno pomalowana dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów, które kontrastowały z czerwoną pomadką. Jules, tak się nazywała. Oczywiście z tego co udało mi się zapamiętać.
- No cześć. Gdzie zgubiłaś Karola?
Na szczęście w dość szybkim tempie przypomniałam sobie jak nazywał się jej brat. Ta improwizacja wyszła mi wyjątkowo dobrze. Rudowłosa zaciągnęła się szybko, rozglądając się przy tym wokół, lecz w tym samym momencie obok nas stanął szeroko uśmiechnięty chłopak.
- Hej Ola. Mam dzisiaj urodziny. Co powiesz na imprezę?
Wow. Tutaj mnie zaskoczył. Czyżby myślał, że po krótkiej konwersacji przeprowadzonej kilka dni wcześniej miał prawo zapraszać mnie na swoje urodziny? Dobrze myślał. Przecież nie mogłam odmówić słowu „impreza”.
- Jak najbardziej.
Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem, po czym przekroczyłam próg drzwi. Budynek był oświetlany przez mocne, białe światło, które w godzinach wieczornych potrafiło być bardzo dokuczliwe dla wzroku. Jednak mimo niekomfortowemu dla oczu oświetleniu, uśmiechałam się do siebie nieustannie, gdyż kursy były prawdopodobnie najlepszym co przytrafiło mi się w Londynie. Gdy tylko wraz z nowymi znajomymi znaleźliśmy się pod sporych rozmiarów salą, gdzie miały odbyć się zajęcia, do grupy kursantów podeszła kobieta przyjmująca na twarzy szeroki, nie koniecznie szczery, uśmiech. Stanęła ona pośród młodych wizażystów i zaczęła.
- Witam Was moi drodzy. Zanim wejdziecie na zajęcia, chciałam przekazać Wam wiadomość od przewodniczącej jury, która odpowiadała za Wasze dostanie się tutaj. Musicie wiedzieć, że po tygodniu od dostania się na kurs, musicie znaleźć sobie miejsce, gdzie odbędziecie swoje praktyki. Praktyki muszę trwać rok lub półtora. Zależy to od miejsca, jakie wybierzecie. Nie ma praktyk – nie ma kursu. To tyle. Zapraszam na salę.
Po słowach „odbędziecie swoje praktyki” wszyscy przestali słuchać i zaczęli pomiędzy sobą szeptać. W myślach już pożegnałam się z dyplomem wizażystki, gdyż byłam przekonana, że w tym wielkim, nieznanym mi do końca, mieście, z pewnością nie znajdę miejsca do odbycia roku praktyk. Odetchnęłam głośno, a z twarzy zmył się szeroki uśmiech, który zastąpiła zupełna rezygnacja. Reakcja moich znajomych była całkiem podobna. Karol złapał się za głowę zastanawiając się od czego zacząć, a Jules tłumaczyła mu coś, lecz zapewne sama nie była do końca przekonana o czym mówi. Wszyscy przestraszeni i zdezorientowani przekroczyli próg sporych, białych drzwi i rozglądnęli się niepewnie po wnętrzu pełnym stołów i krzeseł. Czy jeszcze kiedykolwiek je zobaczę?
Po skończonych zajęciach opuściłam salę wciąż będąc zszokowana i przerażona. Nie odzywając się do nikogo, trzymałam torbę pełną kosmetyków kurczowo przy nodze i wpatrywałam się w wypolerowane kafelki.
- Jednak rezygnujemy z imprezy. Tak jakby… Nie mamy już ochoty.
Karol pojawił się u mego boku i po wypowiedzeniu tych słów zaśmiał się, a w jego tonie można było wyczuć zawód.
- Rozumiem. Ale… Może wpadniecie do mnie na herbatę? Porozmawiamy, przemyślimy sobie wszystko na spokojnie?
Z drugiej strony szybko wyrównała mi kroku Jules, która odpowiedziała zdecydowanym tonem.
- Jasne, czemu nie. Nie przejmujcie się tak! To tylko kursy!
To tylko kursy, dzięki którym mogłabym rzucić stanie po nocach za barem i użeranie się z pijanymi, półprzytomnymi klientami.

Usiedliśmy wokół niskiego stolika w salonie. Każde z nas trzymało po kubku gorącej, zielonej herbaty. Na środku blatu zapaliłam świeczkę, która tworzyła przyjemną atmosferę i roznosiła po pokoju zapach jaśminu.
- Czego słuchasz?
Spytał półgłosem Karol, uśmiechając się delikatnie. Dzięki przyjemnemu wieczorowi w ciemnym pomieszczeniu, nerwy nieco opadły i mogliśmy spokojnie porozmawiać. O niczym.
- On cały czas włącza Ed’ a Sheeran’ a. Można zwariować.

Wtrąciła się rudowłosa, która przewróciła przy tym teatralnie oczami. Zapewne nie tylko ją irytował Sheeran. Poczułam, iż możemy się zaprzyjaźnić. Niespodziewanie usłyszałam dzwonek do drzwi. Unosząc jedną brew wstałam z podłogi, gdzie usadowiłam się w dość niewygodnej pozycji, przeciągnęłam się leniwie i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Gdy znalazłam się przy nich, poprawiłam sobie włosy, odchrząknęłam i uchyliłam je. O ścianę na klatce schodowej opierał się Ed. Na jego widok odwróciłam się, by upewnić się, że nie ma za mną nikogo z moich towarzyszy. Po tym ruchu ponownie spojrzałam na Sheeran' a i przyjmując dziwny wyraz twarzy, spytałam.
- Czego chcesz? Co tu robisz?
Musiałam mówić szeptem, gdyż Karol podobno był jego wielkim fanem. 
- Jednak wykorzystam ten Twój tekst. Dopisałem do niego resztę. Chciałem Cię po prostu powiadomić. 
Tutaj mnie zaskoczył. Nie byłam do końca pewna czy pozytywnie czy negatywnie. Gdy już przez głowę przemknęło mi kilka myśli, odpowiedziałam stanowczo.
- Nie ma mowy.
Teraz mogłam odzyskać przewagę. Już widziałam Ed' a, który jest zależny tylko i wyłącznie od mojego tekstu.
- Ale... 
Proś o ten tekst, rudzielcu. I tak się nie zgodzę. Ale proś. Zrobię Ci nadzieję.
- ...już wysłałem go do Taylor. 
A kim do cholery była Taylor?! Myślał, że znam wszystkich jego zleceniodawców?!
- Co mnie obchodzi jakaś Taylor. Powiedz tej Taylor, że tekst nie jest Twój. Powiedz, że go ukradłeś. 
Napawałam się moimi pięcioma minutami triumfu. 
- Taylor Swift. Miałem z nią napisać piosenkę i jedziemy z tym w trasę. Proszę Cię, nie rób teraz scen. Nie da się tego odwołać.

7 komentarzy:

  1. Ok, wyobraź sobie pokłony. Kobieto, jesteś po prostu niesamowita! Rzuć szkołę, pisz ff! xD głupio jest w każdym komentarzu pisać "super, czekam na więcej", ale nic więcej nie można dodać ;-; więc... super, czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałabym "dziękuję", ale to najgłupsze co można napisać. No ale napiszę - dziękuję. :)
    Robię to co kocham i w dodatku Wam się to podoba. Przecież mogę w tym momencie umrzeć ze szczęścia... DZIĘKUJĘ BARDZO I NIE MACIE POJĘCIA JAK DOCENIAM. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No to ten :) super czekam na więcej :)) <3
    Pani Trzecia xd.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu... Kocham twojego bloga *u*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, wow, wow!

    Czekam na 15! ;3

    Perfect! 😍

    OdpowiedzUsuń
  6. *U* uhuhu, niech Alex nie zapomni o gościach xD
    Super się czyta, czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  7. HUHU *-* urodziny mam 17 maj i wieczorkiem sobie weszłam. "a może dodała rozdział" i patrze JEST !! i ten Karol ma urodziny :DD przyjemnie mi się zrobiło:)) a tak co do rozdział to genialny ^_^ Ciągle mam jeszcze przed oczami Ed'a opierającego się o ścianę jak Alex otworzyła drzwi *-* Czekam z niecierpliwością na następny <33 Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń