poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział XXV

Minęło kilka sekund, zanim palce mojej prawej dłoni delikatnie drgnęły i uświadomiły mi, iż odzyskałam już czucie. Mrugnęłam kilkukrotnie oczami, unikając ich zaschnięcia i niepotrzebnego uronienia łez, które wskazywałyby na wzruszenie z mojej strony. Sheeran nie odpuszczał i nieustannie obejmował mnie mocnym uściskiem, a ja czułam, jakby jego ręce coraz mocniej zaciskały się na moich ramionach. Gdy tylko mężczyzna poczuł, iż staram się wyplątać, odsunął się delikatnie, a jego twarz nie przyjęła żadnego konkretnego wyrazu. Siedząc już swobodnie i opierając się o ścianę, opuściłam głowę z zażenowaniem i zacisnęłam wargi, zastanawiając się nad tym, co powinnam powiedzieć. Po zaczerpnięciu świeżego powietrza, spojrzałam na dłoń Eda znajdującą się na ziemi, nie mając na tyle odwagi, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Wydaje mi się...
Słowa wyleciały mi z ust, choć w myślach nie przygotowałam jeszcze żadnego, konkretnego tekstu. Ta krępująca sytuacja wymagała powiedzenia czegoś delikatnego a zarazem wystarczająco dosadnego. Tak właściwie nie miałam nawet zdania na temat tego, co właśnie zaszło. Było to dla mnie nierealne. Dotychczas zdążyłam oswoić się z okropnym zachowaniem ze strony Sheerana i traktowałam je jako nieodłączną część tego człowieka. O dziwo, wykonany przez niego gest oznaczający, iż mnie co najmniej lubi, zupełnie mi się nie spodobał. Nie byłam w stanie tolerować takiego zachowania mężczyzny! Tym podsumowaniem, jednym, konkretnym przemyśleniem, zaskoczyłam samą siebie. Chciałabym móc odpowiedzieć na objęcie Rudego choćby uśmiechem, lecz nie potrafiłam tego zrobić. Byłoby to nieszczere. Brak akceptacji z mojej strony względem uczuć Sheerana niesamowicie mnie zasmucił. Chciałam uciec. Jak najdalej.
- Wydaje mi się, że źle to wszystko odbierasz.
Powiedziałam oschle, gdyż byłam zbyt zmieszana, aby móc dodatkowo zapanować nad barwą głosu. Podniosłam się szybko z podłoża i stojąc przodem do Eda wykonałam kilka powolnych kroków w tył, wyglądając, jakby przerażała mnie jego osoba.
- Źle to odbierasz, to nie powinno tak wyglądać.
Odwróciłam się i ruszyłam szybkim krokiem w stronę schodów. Wtedy zupełnie nie przeszkadzał mi fakt, iż klatka schodowa była wielką, czarną otchłanią. Jedyne co się liczyło, to diametralna zmiana podejścia Eda. W momencie zmieniłam swój pogląd na świat i otaczających mnie ludzi, a Sheeran stał się człowiekiem, którego dopiero co poznałam. Zawsze pragnęłam jego uwagi i wręcz domagałam się zainteresowania z jego strony, ale gdy już je otrzymałam, dostałam go zbyt wiele. Uciekając od mężczyzny starałam się zmniejszyć tą absurdalnie wysoką dawkę. Liczyłam na to, iż następnego dnia wszystko wróci do normy.

Leżałam na łóżku z telefonem w ręku do wpół do siódmej nad ranem. Na zewnątrz zaczęło świtać, a w mojej sypialni stopniowo stawało się coraz jaśniej. Czułam, iż moje powieki samowolnie opadają, lecz gdy tylko oczy zamykały się, myśli zaczynały tworzyć coraz to ciekawsze historie związane oczywiście z Panem Sheeranem. Z tego powodu wolałam mieć za sobą nieprzespaną noc niżeli pokłady męczących, przykrych rozważań. Powoli ułożyłam telefon na poduszce, tuż obok głowy i zerknęłam na ekran. Jedną ręką napisałam krótkiego SMSa do Goslinga.

Kiedy będziesz?

Ponownie rozluźniłam się, a moja dłoń opadła spokojnie na materac. Ku mojemu zaskoczeniu, odpowiedź przyszła w momencie.

Bardzo przepraszam, ale nie dam rady po Ciebie przyjechać.

- Nie!
Krzyknęłam ze złości zaciskając zęby, po czym uderzyłam telefonem o sprężysty materac. Pod wpływem odbicia się od podłoża wylądował na panelach, pod łóżkiem. Byłam na tyle skołowana, iż nie miałam nawet ochoty pochylić się, by sprawdzić, czy poprzez gwałtowną reakcję nie rozbiłam ekranu. Zanim zdążyłam przemyśleć, czy znajdę w sobie chęci na szukanie komórki, otrzymałam kolejną wiadomość. Tym razem gwałtownie podniosłam się i rozłożyłam na drewnianej podłodze zmęczone, wycieńczone ciało, wymachując pod łóżkiem rękoma w poszukiwaniu telefonu. W końcu złapałam za kawałek plastiku i odblokowałam szybko ekran. Znów napisał Gosling.

Co godzinę jeździ tu bus. Mogłabyś nim przyjechać.


- Dziękuję, Jake. Właśnie uratowałeś mi życie.
Poczułam się, jakby swoim jednym SMSem uwolnił mnie od pokładów okropnych myśli. Odpowiedziałam do ekranu telefonu, szeroko się uśmiechając, a następnie wyskoczyłam z łóżka i poszłam w stronę łazienki. Byłam wykończona. Nie miałam pojęcia jak miałabym przetrwać całonocną imprezę urodzinową Jake'a, gdzie pewnie miałabym dodatkowo opiekować się pijanymi luźmi. Mimo wszystko wyjście z mieszkania na ponad dobę wydawało się być lepszym rozwiązaniem niżeli spędzenie tylu godzin w towarzystwie wyłącznie własnego, dokuczliwego umysłu.



Zatłoczony bus utknął w popołudniowym korku. Co jakiś czas przesuwał się o kilka metrów, dając pasażerom nadzieję na wydostanie się z zatkanego Londynu. Miałam szczęście, gdyż wsiadłamm na pierwszym przystanku. Udało mi się zająć dogodne miejsce siedzące, które choć w minimalnym stopniu dawało uczucie komfortu. Odkąd przyjaźniłam się z Goslingiem nie musiałam martwić się o załatwienie sobie transportu - mężczyzna zawsze był w stanie zawieźć mnie swoim pachnącym, nowym samochodem w każde miejsce. Podwożenie mnie sprawiało mu nie lada przyjemność. Mieliśmy wtedy kolejne kilka minut na rozmowę. Tym razem, po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy, skazana byłam na skorzystanie z transportu publicznego. Rozejrzałam się wokół, aby móc zlustrować wzrokiem towarzyszy podróży. Nie robiłam tego za często, gdyż myśl o tym, iż mogłabym zetknąć się z kimś wzrokiem wręcz mnie paraliżowała. Bardzo nie lubiłam tego uczucia. Wokół siedzieli przede wszystkim elegancko ubrani, zmęczeni pracownicy biur, którzy wracali zapewne do domów znajdujących się poza miastem. Niektórzy z nich spali, inni słuchali muzyki i czytali książki. Spośród kilkunastu biało-czarnych postaci dostrzegłam czuprynę platynowych włosów. Posiadaczką takiej fryzury mogła być jedynie Nina Nesbitt. Napisałam do dziewczyny szybką wiadomość.

Odwróć się.

Kilka sekund później ujrzałam piękny uśmiech i radosne oczy dziewczyny. Odwzajemniłam uśmiech, lecz nie wyglądałam zapewne tak uroczo jak ona. W ogóle nie wyglądałam uroczo.


Podróż zakończyła się dwie godziny później. Na zewnątrz zdążyło się ściemnić i ochłodzić. Latarnia znajdująca się na przystanku końcowym zaświeciła delikatnym światłem. Tuż obok znajdował się rozkład jazdy autobusu, lecz maleńka żarówka nie była w stanie oświetlić umieszczonego tam wydruku. Tuż po przekroczeniu progu pojazdu, dopadł mnie nieprzyjemny chłód. Z północy zaczął wiać zimny wiatr, przed którym nie była w stanie ochronić mnie lekka jeansówka. Stanęłam obok rozpiski i zrobiłam zdjęcie rozkładu jazdy, a następnie przyglądałam się wychodzącym pasażerom, oczekując na Nesbitt. Gdy tylko mnie zobaczyła, zapiszczała radośnie, szeroko się przy tym uśmiechając. Przytuliła mnie do siebie przyjaźnie, zachowując się, jakby znała mnie od lat. W okazywaniu radości zupełnie nie przeszkadzała jej niska temperatura, choć dziewczyna miała na sobie jedynie poszarpane szorty, koszulę oraz niezliczone ilości biżuterii.
- Gotowa na imprezę życia?
Spytała, śmiejąc się z niesamowitą ekscytacją. Byłam przekonana, że moje podkrążone oczy i blada cera mówią same za siebie, ale widocznie Nesbitt liczyła na inną odpowiedź.
- Jasne!
Krzyknęłam, choć chrypka sprawiła, iż moje słowa nie zabrzmiały autentycznie. Swoją drogą, zastanawiało mnie dlaczego dziewczyna aż tak cieszyła się na imprezę, którą spędzić miała ze swoim byłym i jego przyjacielem... ?
Ruszyłyśmy powoli w stronę ciemnego lasu, gdzie nie świeciła się ani jedna latarnia. Nawet taka, która nie byłaby stanie rzucić światła na rozkład jazdy. Z okazji imprezy, Gosling mógłby zapalić na trasie choćby świeczki! Spacerem przemierzałyśmy niedawno odnowioną, asfaltową drogę. W ciągu dziesięciu minut nie przejechał po niej ani jeden samochód. Otaczały nas stare drzewa, które budowały nastrój rodem z Zakazanego Lasu. Rozejrzałam się wokół, po czym zaczęłam rozmowę, chcąc uniknąć krępującej ciszy.
- Jak tam sprawy z Edem?
Nie powinnam była pytać o prywatne sprawy Niny, ale tak bardzo chciałam wiedzieć...
- Zależy.
Odpowiedziała krótko, po czym przykuła swoje oczy do moich, oczekując szybkiej reakcji.
- Zależy od czego?
- Od tego, którą wersję Ci opowiedziano.
Zaśmiała się, wyglądając na odurzoną narkotykami czy też innym badziewiem. Wciąż się uśmiechała, spoglądając na mnie jak na głupiutkie dziecko. Uniosłam jedną brew, oczekując dalszej części wypowiedzi.
- No nie! Nasza Alex posługuje się "wersją oficjalną"?!
Czymkolwiek była "wersja oficjalna", wyglądało na to, iż właśnie z nią miałam styczność.
- To znaczy? Nie rozstaliście się?
Pierwszym i jedynym skojarzeniem było to, że Nina i Ed w ogóle się nie rozstali. Ale dlaczego mieliby ukrywać swój związek? Nesbitt zatrzymała się, wciąż uśmiechając się uroczo. Postanowiła mi wszystko wytłumaczyć, a ja czułam, iż będę jej za to wdzięczna.
- Tak na serio nigdy nie byliśmy razem.
Wzruszyła ramionami w bezradnym geście. Ja przyglądałam się jej twarzy mętnym wzrokiem, wciąż nie rozumiejąc co blondynka ma mi do przekazania. Zapewne zauważyła moją dezorientację i dlatego zaczęła szybko się tłumaczyć.
- Przyjaźnimy się od dłuższego czasu. W pewnym momencie szmatławce, portale internetowe, fani zaczęli widywać nas razem. Plotka, że jesteśmy parą, rozniosła się w momencie. Łatwiej było potwierdzić plotę niż jej zaprzeczyć... Oboje byliśmy singlami, pokazywanie się przy ludziach jako para nie sprawiało nam kłopotu, było całkiem fajnie... Aż do czasu.
Opowiadając mi w skrócie historię, gestykulowała żwawo i uśmiechała się z niesłychaną lekkością. Zdziwiło mnie to, gdyż dotychczas wszelkie związki traktowałam jako rzecz emocjonalną i ściśle powiązaną z głębokimi uczuciami człowieka. Nina nie oczekując mej reakcji, kontynuowała.
- Ostatnio Sheeran ubzdurał sobie, że jestem w nim zakochana, co oczywiście jest kompletną bzdurą! Dobrze wie, iż od kilku lat podoba mi się ktoś inny! No ale mniejsza o to... Straciłam przyjaciela. To już nie jest ten sam Ed.
Oj nie. To nie był ten sam Ed. Zmienił się, można by powiedzieć, na moich oczach. W tak krótkim czasie jego postawa obróciła się o 180 stopni, a następstwem tego zjawiska było oddziaływanie na życie jego przyjaciół. Nesbitt w skrócie wytłumaczyła mi sytuację, a ja poczułam się winna. Utożsamiałam się z metamorfozą muzyka, a równocześnie obawiałam się, że może nie mam z nią nic wspólnego, a jedynie przypisuję sobie jej skutki. Czyżbym błędnie uważała, iż Sheeran zmienił się ze względu na znajomość ze mną?
- Coś mu odbiło. Z pewnością się dogadacie. Prawdziwa przyjaźń nie kończy się w przeciągu kilku dni...
Wzruszyłam ramionami, kopiąc nerwowo w niewielkie kamyczki znajdujące się na poboczu. Moje serce biło tak mocno, że czułam, jakby Nesbitt była w stanie zobaczyć moją pulsującą klatkę piersiową. Nie byłam w stanie określić, co wywoływało we mnie tyle emocji, lecz z pewnością miało to związek z Edem. Było to coś na granicy ekscytacji a zarazem zażenowania i poczucia winy. Fajnie, że Rudy nie umawiał się z Niną, bo blondyneczka była taka piękna, że niezależnie od tego czyją byłaby dziewczyną, byłabym cholernie zazdrosna o jej urodę. Ogarniało mnie zażenowanie na samą myśl o tym, iż jako jedyna nie wiedziałam na czym polegał "związek" Sheerana i Nesbitt. Poczucie winy? Prawdopodobnie byłam wmieszana w problem skończonej przyjaźni.
- Miejmy nadzieję. Jeśli nie - trudno. Wszystko się kiedyś kończy.
Cóż za piękne podejście do życia.

W końcu zza ciemnych, ponurych drzew zaczęły wyjawiać się światła zapalone w domu Państwa Goslingów. Moja radość na widok oświetlonego domu była ciężka do opisania. Nie dałam jednak tego po sobie poznać. Nie miałam zamiaru wychodzić przed Niną na idiotkę. Spokojnym krokiem, bez ukazywania konkretnych emocji podeszłyśmy pod drzwi wejściowe.Wygładziłam dłonią torebkę z prezentem, którą przez całą drogę z przystanku trzymałam kurczowo obiema rękoma przy sobie. Zadzwoniłam dzwonkiem znajdującym się na ścianie, lecz zanim zdążyłam odsunąć rękę od przycisku, moja towarzyszka otworzyła drzwi i weszła do środka. Niepewnie przekroczyłam próg, nie wiedząc, czy takie zachowanie w tym domu jest odpowiednim. Wewnątrz bawiło się pomieszane towarzystwo, którego zupełnie nie kojarzyłam. Nie dostrzegłam siostry Jake'a, ani żadnego z jego rodziców. Zdziwiona przymknęłam za sobą drzwi i przeszłam kilkoma krokami do obszernego salonu, gdzie starałam się wychwycić wzrokiem solenizanta. Minęło parę minut, lecz poszukiwania nie przyniosły oczekiwanego efektu. Drugim miejscem w którym mógł znajdować się mój przyjaciel była kuchnia. Postanowiłam pójść właśnie tam. Gdy w końcu przebiłam się przez tłum tańczących, pijanych ludzi, stanęłam w progu dużych drzwi oddzielających jadalnię od kuchni.
- To nielegalne...
Oparłam się o framugę i zaśmiałam się, unosząc jedną brew i żując dumnie gumę. Jake właśnie kończył kruszyć marihuanę, która sypała się delikatnie na bletkę. Jego przekrwione oczy odwróciły się w moją stronę. Wyglądał tak zabawnie, że aż mimowolnie uśmiechnęłam się na jego widok. Szybko powrócił do wykonywanego zajęcia, a ja odetchnęłam, odczuwając powracające zmęczenie.
Pomieszczenie było wykończone ciemnymi panelami i urządzone białymi szafkami w starym, wiejskim stylu. Na środku znajdowała się wyspa, przy której Gosling zajmował się produkcją jointów. Wokół kręcili się ludzie. Niektórzy podobierani w mizdrzące się na blatach pary, inni zbyt pijani, aby przejść do salonu, opierali się o szafki i prowadzili niezrozumiałe rozmowy. Obok Jake'a stała jakaś równie "spalona" dziewczyna, która śmiała się nieustannie i przyglądała się "pracy" blondyna. Nagle z niewielkich drzwi znajdujących się po lewej stronie i odchodzących od kuchni, wyszedł Sheeran. Podszedł spokojnym, opanowanym krokiem do wyspy i spytał półgłosem.
- Skończyłeś?
- Cześć.
Mężczyźni spojrzeli na mnie, gdy tylko się odezwałam. Nie powinnam była zaczynać rozmowy z Edem. Po co w ogóle zwracałam na siebie jego uwagę?!
Oboje szybko powrócili do swego zajęcia, nie zwracając na mnie uwagi. Uniosłam brwi, widząc ich reakcję, a konkretnie jej brak, lecz biorąc ich za zbyt zjaranych, podeszłam do wyspy i nalałam sobie soku do szklanki.
- Pozwól na chwilę.
Sheeran skinął głową w stronę niewielkiego pomieszczenia, które przed momentem opuścił. Spojrzałam niepewnie na Goslinga, lecz on zachowywał się, jakby niczego nie słyszał. Zaskoczona i przerażona złapałam szybko butelkę wódki, po czym wzięłam kilka sporych łyków. Alkohol omal nie wypalił mi przełyku, ale nie tym przejmowałam się najbardziej. Odstawiłam butelkę na najbliższy blat i przeszłam do niewielkiego pomieszczenia, gdzie czekał na mnie Sheeran. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w spiżarni. A może raczej w imprezowej hasz komorze. Wokół nie byłam w stanie dostrzec niczego oprócz dymu. Nie odzywałam się, czekając aż Rudy zacznie, gdyż nie wiedziałam nawet czego miałaby dotyczyć nasza rozmowa.
- Rozmawiałem dzisiaj z Jake'iem. Zaraz po naszym... spotkaniu.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o ostatnim zetknięciu z Edem.
- O... o co chodzi?
Oczywiście w momencie, gdy chciałam zachować pewność siebie, zaschło mi w gardle. Odkaszlnęłam głośno, po czym spojrzałam na Sheerana, a moje oczy załzawiły się od dymu.
- Powiedziałem mu, że do czegoś między nami doszło.
- Do czego między nami doszło?!
Krzyknęłam, gdyż jego słowa zabrzmiały okropnie i obrzydliwie.
- Wspomniałem o sytuacji z wesela...
- Co?! Dlaczego?!
- I o sytuacji w Twoim mieszkaniu...
Wzięłam głęboki wdech, lecz to tylko pogorszyło sprawę. Dym dostał mi się do płuc i zaczęłam głośno kaszleć. Po kilku sekundach starałam się opanować kaszel i odpowiedziałam.
- To, że nie mam zamiaru się z Tobą przyjaźnić nie znaczy, że musisz rujnować przyjaźń moją i Jake'a. Jesteś żałosny.
Odkaszlnęłam, a następnie otworzyłam gwałtownie drzwi i przeszłam do kuchni, gdzie powietrze wydawało się być krystalicznie czyste. Gdy tylko dostrzegłam Goslinga, podeszłam do niego z delikatnym uśmiechem pełnym skruchy i stanęłam obok, opierając się o blat.
- Przepraszam za wszystko. Będę się zbierać.
Obok jego nogi postawiłam opakowanie z prezentem, po czym cmoknęłam mężczyznę lekko w policzek i opuściłam kuchnię. Udałam się w stronę drzwi wejściowych, po drodze zapinając kurtkę, gdyż na zewnątrz nie spodziewałam się upałów.

Szłam pewnym krokiem, w myślach rzucając przekleństwami, które kierowane były do Sheerana. Jak mógł tak niespodziewanie powiedzieć Goslingowi o tym, co między nami zaszło? Właściwie to nic nie zaszło. Nie liczyło się. Pocałunek bez uczuć nie ma najmniejszego znaczenia. Tak to sobie tłumaczyłam. No ale znając życie, Rudy opowiedział Jake'owi swoją wersję zdarzeń, która pełna była miłosnych uniesień i zboczonych podtekstów. I dodatkowo w jego historii to pewnie ja byłam tą, która rzuciła się z łapami jako pierwsza.
Przede mną w końcu ukazał się ten okropny przystanek, ta beznadziejna latarnia. Nie mogłam doczekać się, aż w końcu znajdę się w Londynie i pójdę do pierwszej lepszej kawiarni. Miałam ochotę na spędzenie chwili w towarzystwie nieznanych mi ludzi, którzy nie zwracaliby na mnie najmniejszej uwagi. Podeszłam do rozkładu jazdy i zaśmiałam się ironicznie. Kolejny autobus powinien planowo odjechać za ponad godzinę. Wolałam jednak spędzić ten czas siedząc na wilgotnej, zimnej ziemi niż spotkać się ponownie ze smutnym spojrzeniem przyjaciela i fałszywym Rudzielcem. Rzuciłam torbę na podłoże, po czym usadowiłam się na niej i przyglądałam się nieustannie jednemu punktowi. Nie myślałam o niczym konkretnym. Cóż za wspaniałym uczuciem było tego wieczoru nie myślenie O NICZYM! Rozkoszowałam się momentem mojej nicości, lecz szybko został on zagłuszony. Od strony ciemnego lasu usłyszałam kroki. Gdyby ten dzień był jednym z wielu, nudnym i smętnym, zapewne słysząc czyjeś kroki dobiegające z czarnych czeluści, umarłabym ze strachu. Ale że moja psychika była już gotowa na wszystko...
- Kimkolwiek jesteś człowieku - odezwij się...
Abym miała pewność, że z ciemności po raz kolejny nie wyłoni się Ed Sheeran, tak jak na weselu.
- Kupujesz mi taki piękny prezent, po czym uciekasz z imprezy?! Musimy go wypróbować!
Znajomy głos rozległ się echem na najbliższą okolicę. Wstałam gwałtownie, po czym podeszłam dość szybkim krokiem w stronę mojego ukochanego Goslinga.
- Przyszedłeś po mnie?
Uśmiechnęłam się szeroko na widok wlokącego się powoli blondyna.
- Nie. Przyszedłem upewnić się, że wsiądziesz do tego autobusu i wyjedziesz stąd raz na zawsze.
- Nie sprawię Ci tej przyjemności.
Rozpędziłam się, a następnie wskoczyłam na Jake'a, który był bardzo zaskoczony moim nagłym wybuchem radości.
- Spokojnie, spokojnie. Przyszedłem tu tylko dlatego, że podświetlana deska klozetowa od Ciebie była spełnieniem moich marzeń...


~*~

Serdeczniej dziękuję Aleksandrze (takiej realnej) za podpowiedź ze słowem "mizdrzyć". Stokroć lepsze niż "migdalić"! Dzięki x

3 komentarze:

  1. Kochana swietny, ale dodawaj czesciej! Wiwm, ze to trudne, ale prosze! Ten fanfic jest zbyt dobry na tak dlugie przerwy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Wstawiaj szybko następny czekam z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zakochana w Twoim blogu! dziewczyno, ja nie poszłam do szkoły, żeby go w całości przeczytać! ;) Więc proszę Cię, nie zostawiaj mnie teraz z tą niewiedzą i dodawaj następny rozdział. :)
    Ps: zapraszam do siebie, bo też piszę o naszym kochanym rudzielcu, ja dopiero zaczynam ale bardzo bym chciała poznać twoją opinię ;)
    http://yoursweatsandwich.blogspot.com/2014/11/i-rozdzia.html

    OdpowiedzUsuń