wtorek, 9 września 2014

Rozdział XXIV

Ruszyliśmy bez słowa w pierwszą napotkaną wzrokiem przecznicę, a pomiędzy nami istniało kilka metrów odstępu. Mimo tego, iż teoretycznie wszystko sobie wyjaśniliśmy, wciąż istniała pewna niezręczność, która nie pozwalała nam chociażby zbliżyć się do siebie. Czuliśmy, iż nie wszystko zostało powiedziane. Nie chcieliśmy jednak niczego jeszcze bardziej komplikować, dlatego woleliśmy odgrywać parę kumpli, którzy nie specjalnie przejmowali się losem siebie nawzajem. Tak było łatwiej.
- Zjemy coś?
Zapytał półgłosem Ed. Było to dla mnie niesamowicie dziwne. W tamtym momencie miałam ochotę wyciągnąć z kieszeni telefon i nagrać pytanie, gdyż zabrzmiało wyjątkowo NORMALNIE. Jeszcze nigdy nie słyszałam Sheerana w tej wersji.
- O tej godzinie się już nie je. Jest...
Wysunęłam część telefonu, aby móc dyskretnie sprawdzić czas.
- ...23.47.
Oj Olu, dobrze wiesz, że gdybyś mogła, to zapewne zjadłabyś teraz całe zapasy Burger Kinga. Należałam do typu ludzi, którzy w dzień nie jedli zbyt wiele, za to w nocy budził się w nich instynkt drapieżcy polującego na wszelkiego rodzaju pożywienie.
Sheeran słysząc moją odpowiedź odwrócił wzrok ponownie przed siebie i skupił się na dalej oddalonym punkcie. Wiedziałam, że nie myśli o niczym konkretnym, lecz tylko stara się nie utrzymywać ze mną kontaktu wzrokowego.
- Co nie zmienia faktu, że jestem cholernie głodna. Chodź.
Skręciłam niespodziewanie w lewo, gdzie w gmachu kamienicy mieściła się niewielka, wietnamska restauracja. Nie wybrałam tego miejsca ze względu na znajomość lokalu lub chociażby jego dobry wygląd. Jedyne co mnie tam przyciągnęło to kuszący zapach smażonego kurczaka, rozlegający się na całą okolicę.
W środku nie było nikogo oprócz kelnerki, która zajęta była przeglądaniem czegoś na telefonie, więc nawet nie zauważyła, że weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsca przy oknie, gdyż lokal był na tyle mały, iż można było dostać klaustrofobii. Okno umożliwiało przynajmniej poczucie jakiejkolwiek przestrzeni.
- Na co masz ochotę?
Spytałam, biorąc w ręce kartę.
- Na kurczaka.
Zlustrowałam wzrokiem kolejno dania, których nazw nie potrafiłabym nawet wymówić, po czym wstałam gwałtownie i podeszłam do blatu baru. Pracownica leniwie podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie resztkami sił.
- Słucham?
W rękę chwyciła powoli długopis i nakierowała go na białą kartkę.
- Poproszę kurczaka z ryżem, na wynos.
Kelnerka przytaknęła głową, po czym odwróciła się na pięcie i schowała za drzwiami znajdującymi się w końcu pomieszczenia. Ja postanowiłam wrócić do stolika, choć żaden temat, który mogłabym przedyskutować z moim znajomym, nie przychodził mi do głowy. Nie lubiłam siedzenia w ciszy. Zwłaszcza z Sheeranem, którego nigdy do końca nie potrafiłam zrozumieć. Znajdując się naprzeciw Rudzielca powoli uniosłam kąciki ust ku górze i rozpoczęłam.
- Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość? Mam na myśli najbliższe dni. Nie musisz zwierzać mi się z planu na kolejne lata...
Zaśmiałam się, tłumacząc jakiej odpowiedzi oczekuję od mężczyzny. Właściwie w ogóle nie interesowała mnie jego odpowiedź, gdyż pewnie miał przed sobą sesje nagraniowe, drobne koncerty i spotkania ze znajomymi. Chciałam jednak, aby spytał mnie o moje plany. Budapeszt wywrze na nim wrażenie i z pewnością go zaskoczy. "Ola jest aż taką podróżniczką?" pomyśli.
- Jutro rano jakaś niewielka próba z Goslingiem, a później pakuję walizki i na lotnisko.
- Mhm...
Mruknęłam, analizując w myślach każde jego słowo. Przecież on nie może nigdzie lecieć! To był mój pomysł! Ej!
- A co z Tobą?
Zapytał, zapewne czując, iż tak powinien był zrobić. Z pewnością nie było to pytanie, które zadał z własnej woli.
- Nic konkretnego.
Odetchnęłam, symulując zmęczenie po ciężkim dniu. Teraz już nie miałam nawet czym go zaskoczyć.
- Na pewno robisz coś fajnego. Aż tak nudno być nie może.
Miał stuprocentową rację. Aż tak nudno być nie mogło, ale jednak było. Oczywiście pomijając fantastyczny, zupełnie nieplanowany wyjazd do Budapesztu, o którym nie miałam zamiaru wspominać.
- Może odwiedzę... starych przyjaciół.
Nie czułam się dobrze mówiąc, iż mam zamiar odnowić kontakty ze "starymi" przyjaciółmi. W końcu nie byłam w Londynie duszą towarzystwa, która przebierałaby w znajomych. Jedynymi bliższymi mi osobami były Gemma i Caroline oraz Jake.
Nagle w pomieszczeniu rozległy się ciche brzdąknięcia na gitarze i głos Sheerana. Zdezorientowana złapałam za kieszeń spodni, która zaczęła wibrować. Ed spojrzał na mnie unosząc brew i śmiejąc się cicho zachrypniętym głosem, gdyż nocne spacery wcale nie wpływały zbyt dobrze na struny głosowe. Moje policzki zapłonęły przyjmując zapewne odcień delikatnie bordowy. Lewą ręką przysłoniłam twarz, a prawą odebrałam szybko telefon, aby przestać w końcu słuchać Sheerana śpiewającego "Drunk".
- Witam serdecznie.
Rozpoczął szeptem Gosling, a w tle jego głosu wychwycić można było kliknięcia myszką.
- No dobry wieczór Panu...
Odetchnęłam, jakby z ulgą. Nie do końca wiedziałam dlaczego. Poczułam, iż Jake w pewien sposób rozładował niezręczną atmosferę, która od pewnego czasu narastała pomiędzy mną a Rudzielcem.
- Słyszę, że masz za sobą ciężki dzień. Mam rację?
Gdybyś wiedział, że czekam właśnie na kurczaka z ryżem w chińskiej knajpie, gdzie kelnerka siedzi samotnie, przeglądając Facebooka, a przy moim stoliku praktycznie zasypia na siedząco Ed Sheeran, Twój najlepszy przyjaciel, zapewne zrozumiałbyś czym wywołana jest ta ulga w głosie.
- Poniekąd. Dzwonisz z czymś konkretnym? Niestety jestem teraz trochę zajęta.
Zerknęłam przypadkowo na Eda i zauważyłam, iż podczas wypowiadania przeze mnie słowa "zajęta", poprawił swoją postawę i momentalnie poczuł się pewniej. Uśmiechnęłam się wtedy sama do siebie, co nie koniecznie należało do najsłuszniejszych zachowań, gdyż Sheeran pomyślał, że ten miły gest kierowany jest do niego.
- Właściwie tak. Nigdy nie dzwonię bez powodu. Nie marnowałbym na Ciebie pieniędzy.
Zaśmiał się bardzo cicho, co ledwo wychwyciłam, gdyż jego głos coraz bardziej się wyciszał.
- Też Cię kocham. O co chodzi?
Rudy rzucił mi szybkie spojrzenie, lecz gdy tylko zetknęliśmy się wzrokiem, odwrócił go w stronę kelnerki.
- Z tego co mi wiadomo, jutro mam urodziny. Moja siostra ze swoim mężem zaprosili mnie jutro na partyjkę szachów do domu rodziców, ale przecież nawet moja kochana Ola wie, że z szachami mam tyle wspólnego co z Angeliną Jolie... Robią mi imprezę niespodziankę i w sumie chciałbym, żebyś pojechała ze mną. Tylkooo...
Zatrzymał się na ostatniej literze słowa, a jego monolog zastąpiły kliknięcia myszką i wystukiwanie na klawiaturze komputera.
- Tylko co?
Pospieszyłam go, gdyż widziałam zniecierpliwienie malujące się na twarzy Eda, gdy siedział z dwoma ciepłymi, papierowymi opakowaniami pełnymi jedzenia.
- Tylko udawaj zaskoczoną imprezą. Teoretycznie biorę Cię na szachy.
- Taa...
Rozłączyłam się i schowałam telefon z powrotem do kieszeni, gdyż mój towarzysz wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć. Czyżby dotyczyło to zazdrości o Goslinga? Tak obstawiałam. I chociaż czułam jak w Rudzielcu rosną negatywne emocje, uśmiechnęłam się delikatnie odczuwając pewnego rodzaju satysfakcję.
- Wybierasz się do Goslingów?
Nie tak powinna wyglądać ta sytuacja. Pytaniem dotyczącym Jake'a jedynie ożywiłam złość Eda, choć TYM RAZEM nie miałam takiego zamiaru.
- Tak.
Odpowiedział zwięźle i oschle, chcąc jak najszybciej urwać temat. Ciężko było mi zrozumieć zazdrość jaką wywoływał u niego mój blond przyjaciel. Dawno nie spotkałam się z sytuacją, w której ktoś byłby aż tak zaborczy względem drugiej osoby. A co dopiero względem mnie.
- Chodźmy już.
Westchnęłam jak najciszej, a następnie wzięłam siatkę z opakowaniami pełnymi jedzenia i opuściłam lokal.
Podążaliśmy ciemnymi uliczkami Londynu, które oświetlone były przez żółto-pomarańczowe światło starych latarni. Blask promieni odbijał się w kałużach, czyli pozostałościach po całodziennej ulewie. Ciemne chmury, nie opuszczające miasta ani na chwilę, na szczęście choć późnym wieczorem dawały mieszkańcom spokój i zatrzymywały dokuczliwy, chłodny deszcz. Opady nie były jednak nudne i monotonne. Zwykły deszcz lubił przeistaczać się w ogromną, widowiskową burzę z piorunami lub delikatną, prawie niezauważalną mżawkę. Ta różnorodność była odpowiednikiem pogody, która w innych krajach zmieniała się ze słońca w deszcz lub odwrotnie. Spacerowaliśmy powoli, gdyż żadne z nas nie znało do końca kierunku w którym zmierzaliśmy. Coś w myślach podpowiadało mi, że powinniśmy udać się do mojego mieszkania, gdzie rozpoczęliśmy naszą wspólną "wyprawę". Nie miałam jednak pewności, dlatego co kilka sekund spoglądałam w stronę Eda, aby magicznym sposobem odczytać z jego twarzy gdzie konkretnie się udajemy. Po dziesięciu minutach chodu i odczuciu wilgoci w sportowych butach, zatrzymałam się i zaśmiałam nerwowo.
- Gdzie tak właściwie idziemy... ?
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, lecz panujący wokół mrok prawdopodobnie skutecznie zakamuflował oznakę zawstydzenia. No właśnie, skąd we mnie zawstydzenie? Dwukrotnie całowałam się z tym człowiekiem, pomogłam mu pozbierać się na imprezie mojego przyjaciela, tańczyłam z nim na weselu. Czyżby zawstydzenie ukazało się, gdyż dopiero teraz zaczynałam go poznawać?
- Właściwie... nie mam pojęcia.
Sheeran zatrzymał się kilka metrów przede mną, a jego rude włosy dodatkowo podkreślało światło latarni. Włożył ręce do kieszeni i zaczął wpatrywać się w jeden punkt wyglądając na bardzo skupionego.
- Wiem!
Krzyknął szybko, gdy tylko jakiś pomysł wpadł mu do głowy. Ucieszyłam się, iż chociaż jedno z nas potrafiło myśleć.
- No dobrze...
Powędrowałam za mężczyzną w granatowej bluzie, który stawiał duże kroki. Nie byłam do końca przekonana, czy powinnam była mu zaufać, gdyż tak naprawdę nie byliśmy sobie w jakikolwiek sposób bliscy. Przerażająca, wszechobecna ciemność, nieznacznie rozbijana przez słabe światło, tworzyła nieprzyjemny klimat. Gdybym mogła choćby iść blisko Goslinga, a on objąłby mnie ramieniem, poczułabym się pewnie i żadna, czarna otchłań nie byłaby mi straszna. Podążanie parę metrów za zdeterminowanym, rozpędzonym Edem nie dawało mi ani odrobiny poczucia bezpieczeństwa. W pewnym momencie Rudzielec gwałtownie skręcił w lewo, w niewielką, ślepą uliczkę zakończoną wysokim murem. Była ona na tyle mała, że władze miasta zdecydowały się nie montować tam ani jednej latarni. Przyglądnęłam się ogromnej plamie czerni i krzyknęłam do mojego towarzysza.
- Czy tu aby na pewno jest bezpiecznie?
Mój głos rozległ się echem. We wszystkich oknach kamienic znajdujących się przy wąskiej uliczce nie była zapalona nawet najmniejsza lampka. Było tak zapewne ze względu na to, iż zbliżała się pierwsza w nocy. Nie uzyskałam odpowiedzi od Eda, lecz mimo wszystko postanowiłam mu zaufać. Miałam już dość konfrontacji z tym człowiekiem. Zatrzymał się naprzeciwko dużej, starej kamienicy. Wyglądała na niezamieszkaną.
- O cokolwiek Ci chodzi - nie.
Wyszeptałam, oddychając szybko. Rudy i jego szybkie tempo nieźle mnie zmęczyły.
- Nawet nie wiesz co Cię czeka...
Odpowiedział szybko, po czym chwycił za mój łokieć i pociągnął mnie do środka. Mimowolnie udałam się za nim, gdyż jego mocny ścisk wokół mojej dłoni dawał mi poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Z pewnością wiedział co robi. Nie byłam w stanie dostrzec prawie niczego wewnątrz kamienicy, gdyż ciemność przejęła tam władzę. Weszliśmy prędko po schodach, prawdopodobnie kilka pięter w górę. Zazwyczaj narzekałabym, że jest to dla mnie za dużo i muszę zrobić sobie przerwę, ale strach objął wodzę i popędziłam za Sheeranem, co było w moim wypadku niespodziewane.
Ed wyprowadził mnie na dach kamienicy. Początkowo zajęłam się doprowadzaniem butów do jakiegokolwiek stanu, gdyż były całe w kurzu i pajęczynach. Później jednak dostrzegłam widok, jaki nigdy wcześniej nie ukazał się moim oczom. Panorama Londynu, tysiące, jak nie miliony, migoczących świateł. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Sheerana, który wyglądał na zmęczonego i zupełnie nie zaskoczonego.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a jego warga w odpowiedzi wzdrygnęła się ku górze, choć mężczyzna wcale nie miał zamiaru się uśmiechać. Tego wieczoru moje uczucia nie były nawet pomieszane, były wręcz zmiksowane. Sympatyczny, uprzejmy Ed był bardzo miłą odmianą, aczkolwiek tak sztywne i aż wymuszane zachowania zupełnie do niego nie pasowały. Przyglądałam się dokładnie twarzy Rudego, a następnie usiadłam na podłodze, opierając się o wysoki, betonowy komin. Sheeran pogrzebał chwilę w kieszeniach spodni, w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki, po czym zajął miejsce obok. Pomiędzy nami położył paczkę Lucky Strike'ów. Jako osoba niepaląca, oczywiście sięgnęłam po jedną bletkę wypełnioną tytoniem.W przeciwieństwie do moich przyjaciół, Gosling i Sheeran nigdy nie komentowali mojego eksperymentowania z używkami. Byłam im za to niezwykle wdzięczna. Docisnęłam kciukiem przycisk zapalniczki, a dźwięk kliknięcia rozniósł się echem po tarasie. Zaciągnęłam się dymem, lecz szybko go wypuściłam, gdyż Ed palił wyjątkowo silne papierosy. Odwróciłam głowę w stronę Rudego i obserwowałam jego twarz, przede wszystkim oczy, które zawiesiły się w jednym punkcie, gdzieś daleko. Dym spalanego tytoniu nieco przysłaniał mi widok i leciał wprost na mężczyznę. Ten był na tyle zamyślony, aby nie zwracać na to uwagi.
- Może zjemy, zanim...
- Napisałem coś.
Zaczęłam moim nieco zachrypniętym głosem, lecz przerwała mi głośna odpowiedź Eda.
- Co napisałeś... ?
Brew powędrowała ku górze, a palce rozdzielone filtrem uniosły się w stronę ust.
- Gdy tylko przeczytałem Twojego SMSa, byłem niesamowicie zły... Wolałem nie pisać już w pamiętniku, bo to tylko pogorszyłoby sytuację, jak zwykle.
Palce prawej dłoni wbił w poszarpane włosy, a lewą rękę zacisnął jeszcze mocniej w pięść. Jego knykcie aż pobielały, a twarz przybierała coraz ciemniejsze odcienie czerwieni. Po kilku sekundach z uścisku wypuścił niewielki kawałek papieru, który był pognieciony i brudny, a tekst napisany na nim czarnym atramentem rozmazał się pod wpływem potu dłoni. Prawą ręką przesunęłam karteczkę po podłożu w moją stronę, bacznie obserwując zachowanie Sheerana i nie chcąc go dodatkowo denerwować. Rudzielec zerknął na mnie i dodał półgłosem, nieco spokojniej.
- Nie powinnaś tego czytać, ale nie umiem tego powiedzieć. Pisanie wychodzi mi zdecydowanie lepiej.
Rozwinęłam papierową kuleczkę z niesamowitą ekscytacją. Czułam się jak przed dostaniem prezentu od Mikołaja. Bądź jak przed zobaczeniem wyników matury. Nie byłam do końca pewna, które odczucia były mi bliższe. Pismo Eda było okropne, istne hieroglify. Dopiero po kilkunastu sekundach mogłam zacząć czytać. W miarę płynnie.

I'm a mess right now
Inside out
Searching for a sweet surrender...

Tak bardzo nie chciałam czytać jego kolejnej rozpaczliwej piosenki o cierpieniu i bólu. Cóż za egoista! Niestety już zaczęłam, a on stresował się jak nigdy, dlatego postanowiłam dokończyć. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie, unosząc jedną brew. Dlaczego?

But this is not the end...

Zauważyłam, że to jeszcze nie koniec. Niestety.

I can't work it out 
How going through the motions
Going through us...

Jakich nas?! Miałam nadzieję, że piosenka nie miała nic wspólnego ze mną. 

And I've known it for the longest time, all of my hopes, all of my own words
Are all over written on the signs, but you're on my road
Walking me home...

Błądziłam wzrokiem po zapisanym paragonie, poszukując dalszej części tekstu, lecz jedyne co dostrzegłam to skreślone słowa, których nie byłam w stanie rozczytać. Sheeran zauważył moją dezorientację i zaczął nucić cichym, spokojnym głosem, patrząc mi prosto w oczy.


See the flames inside my eyes, it burns so bright I wanna' feel your love...


Zdecydowanie byłam w stanie dostrzec płomienie, które tańczyły w oczach Rudowłosego. Złociste przebłyski kręciły się wokół szaro-zielonej tęczówki, a źrenice lśniły ze zmęczenia. Księżyc rzucał delikatny blask na kosmyki włosów, dzięki czemu byłam w stanie dostrzec ich niesamowity kolor. Przyglądając się rozpromienionej twarzy Eda, uśmiechnęłam się delikatnie. 
Nie wiedząc kiedy zbliżyłam się do jego twarzy i gotowa byłam delikatnie, łagodnie musnąć jego warg. Każdy fragment ciała podpowiadał mi, aby to właśnie zrobić. Każdy oprócz mózgu! Mózg na szczęście funkcjonował i zareagował w czasie. Na jego krótki, muzyczny akcent odpowiedziałam szeptem, wciąż pozostając w klimacie.
- Mam dla Ciebie kolejny wers...

Easy baby maybe I'm a liar...

Zanuciłam, po czym zaśmiałam się, powoli odsuwając się od mojego znajomego i wysuwając z paczki kolejnego papierosa. Pomyśleć, że prawie dałam się nabrać.

Maybe... But for tonight I wanna' feel your love!

Ten fragment zaśpiewał niemalże krzycząc i śmiejąc się przy tym. Był świadom tego, że jego prośba o mą miłość tylko w ten jeden wieczór zabrzmiała wręcz obraźliwie. Na jego głośną odpowiedź wzdrygnęłam się z zaskoczenia i upuściłam Lucky Strike'a. 
- Oj Ed...
Uśmiechnęłam się, a następnie pstryknęłam towarzysza w nos. Włosy przeczesałam szybkim ruchem dłoni, aby odgarnąć je z twarzy i spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy.
- Pocałuję Cię, bo nie wiem dlaczego, ale Twoja szczerość i chamstwo względem mnie są niesamowicie podniecające. Nie musisz mówić Goslingowi.
Przed oczami miałam pocałunek w korytarzu, który był bardzo ekscytujący, pocałunek w moim mieszkaniu, gdy oboje wyładowaliśmy napięcie narastające w nas od dawna, teraz po raz kolejny mogłam zbadać opuszkami palców każdy fragment ciała Sheerana i spróbować smaku jego ust, który był jedyny w swoim rodzaju i wprowadzał mnie w stan pozytywnej furii. Już zaczęłam powoli zbliżać się do Rudego, gdy On złapał mnie gwałtownie za ramiona i mocno przytulił. Straciłam czucie w całym ciele, a moje oczy rozszerzyły się pełne strachu. Dokładnie słyszałam moje serce, bijące w przyspieszonym tempie, które nie potrafiło się uspokoić, a wręcz się rozpędzało. 


~ * ~
Ahh... Uwielbiam to pisać.

9 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE KOCHANY *-* Dziękuję za rozdział. Opłacało się czekać. Genialny rozdział. Jezu. Kocham Cię. Boże. Musisz pisać dalej. Kocham i Życzę Weny <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny jak zwykle... I jakie to słoodkie <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału1 Ale wolałabym, żeby się już zdecydowała: Ed albo Jake. Życie to sztuka wyboru, więc niech wybiera...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że tak późno piszę komentarz. Ten rozdział jest naprawdę, naprawdę fenomenalny. Dziękuję Ci, że Twoja twórczość tak mi urozmaica czas. Mogę się przenieść w świat tego opowiadania, jako obserwator. Pisz więcej. :) Nie mogę się doczekać, kiedy ponownie zobaczę nowy rozdział. Mi się wydaję, że Jake nie jest nią tak zainteresowany jak Ed, po prostu pomiędzy Olą, a Goslingiem jest przyjaźń. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Jesze raz dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam Ci podziękować tak na początku za ten wspaniały blog, który odkryłam wczoraj ale już przeczytałam cały!
    Podoba mi się wszystko fabuła itd. tylko czasami irytuje mnie główna bohaterka- Aleksandra ugh.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział więc pośpiesz się dziewczyno haha! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam Ci podziękować tak na początku za ten wspaniały blog, który odkryłam wczoraj ale już przeczytałam cały!
    Podoba mi się wszystko fabuła itd. tylko czasami irytuje mnie główna bohaterka- Aleksandra ugh.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział więc pośpiesz się dziewczyno haha! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam że tak późno ale rozdział świetny a ja tylko zobaczyłam tekst do I'm a mess to od razu zaczęłam sobie spiewac

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyno czytam to drugi raz bo jest to tak genialne i przeżywam tak samo! Masz talent :) Przypomniałem sobie że widziałem pewne zdjęcie które idealnie pasuje do tego rozdziału http://weheartit.com/entry/162683505/via/littlegingerlove Przez ciebie nie mogę się przestać w nie wpatrywać... widzisz coś ty zrobiła? Ale naprawdę te zdjęcie pasuje aż za bardzo :D Ed na dachu kamienicy wpatrujący się w panoramę Londynu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ale to wszystko przez ten głupi słownik w telefonie ...*przypomniała.m , widzialam :)

      Usuń