Siedząc po turecku, przygryzając dolną wargę i kiwając się delikatnie na boki przyglądałam się ekranowi telefonu. Była to pierwsza wiadomość, która rozpoczynała konwersację pomiędzy naszymi numerami. Zaraz... konwersację? Chyba raczej monolog. Od dwunastu minut nie otrzymałam odpowiedzi. Nie wiedząc dlaczego, byłam tym faktem zażenowana i zasmucona. Liczyłam na jakąkolwiek ripostę ze strony mojego znajomego, która mogłaby wprawić mnie w stan furii. Bez codziennych tekstów, które były wyjątkowo irytujące, moje życie traciło swą dotychczasową różnorodność i barwę. Minęło piętnaście minut. Zaczynałam tracić czucie w dużym palcu lewej stopy, a pupa zmarzła od chłodnych paneli. Nie mogłam narażać mojego zdrowia oczekując wiadomości od, jak sama napisałam, pozera. Podniosłam się gwałtownie, odczekałam kilka sekund nie ruszając się z miejsca, gdyż przed oczami pojawiły się mroczki, po czym ruszyłam w kierunku kuchni. Kolejna herbata z pewnością by mi nie zaszkodziła, a przynajmniej jej przyrządzenie sprawiłoby, iż umknęłoby mi kolejne kilka minut od wysłania SMSa. Na stole postawiłam duży, czarny kubek i wsypałam do niego dwie łyżeczki zielonej herbaty. Telefon położyłam tuż obok naczynia i opierając się obiema dłońmi o blat, w oczekiwaniu na grzejącą się wodę, spoglądałam na ekran. Osiemnaście minut. Czas moim zdaniem płynął zbyt wolno... Po kolejnych dwóch minutach zalałam listki wodą i usiadłam na kuchennym krześle z którego zwykle nie korzystałam. Doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na przyspieszenie minut będzie znalezienie sobie jakiegoś produktywnego zajęcia. Dociekliwie zaczęłam obserwować skórki otaczające płytki moich paznokci i w głowie obmyślałam plan w jaki sposób się ich pozbyć. Po tej 13-sekundowej burzy mózgów wzięłam głęboki oddech i wplotłam zmarznięte palce w rozczochrane włosy. Ze zrezygnowaniem uniosłam głowę i przyglądnęłam się sufitowi. To chyba oczywiste, że nie odpisuje na wiadomość, w której go obraziłam. Poza tym - obraziłam go.
Od tamtego momentu postanowiłam zająć się swoim życiem. Pierwszym krokiem w kierunku ulepszonej egzystencji był spory łyk herbaty, który praktycznie spalił mój przełyk. Nie dałam jednak po sobie poznać, że moje ciało wewnątrz było niemal poparzone. Za wszelką cenę musiałam udowodnić sobie, iż robię coś, co radykalnie zmieni mnie i mój światopogląd. Nawet jeśli wielka metamorfoza zapoczątkowana była przełknięciem wrzątku. "Nie roztopiłam się Sheeran, nie jestem płatkiem śniegu! Ha!" - moja podświadomość wciąż odtwarzała okrutny tekst z pamiętnika Rudzielca, który prawdopodobnie był prawdą. Bolesną prawdą.
Krok drugi? Potruchtałam szybko do przedpokoju i uklęknęłam przed szafką z butami. Była zdecydowanie zbyt duża, gdyż nigdy nie zdołałabym wypełnić jej w całości. Miałam maksymalnie pięć par butów, które nosiłam w ciągu całego roku. Na szczęście na ubiegłorocznych wyprzedażach zaopatrzyłam się w obuwie sportowe, choć ze sportem miałam mało wspólnego. Zakupiłam je zapewne ze względu na ładny nadruk i cenę. Głównie cenę. Tego wieczoru stwierdziłam, iż dobrym nawykiem będzie jogging, drugi punkt na mojej liście zmieniania CZEGOKOLWIEK. Choćby trzy razy w tygodniu. No, może dwa...
Wyciągnęłam czyściutką parę adidasów z wnętrza szafki, a następnie wciąż trzymając je w rękach, udałam się do sypialni. Z szafy, w której mieszały się w przeróżnych pozycjach jeansy z podkoszulkami i bluzami, wyciągnęłam, a może raczej wyplątałam, czarne legginsy i niebieską, dość dużą bluzę. Czyżby kolejna pamiątka po ex? Dlaczego wszyscy byli faceci zostawiali u mnie swoje ubrania, a ja później nosiłam je nie zwracając uwagi na to czy należą do mnie? Niedorzeczność. Naciągnęłam na blade, pokryte gęsią skórką nogi rozciągliwy materiał, a na podkoszulek włożyłam bluzę w której czułam się jak w worku. Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Wyglądałam paskudnie, ale nie zależało mi za bardzo na korzystnym wyglądzie, bo po odświeżeniu prawą ręką konwersacji na telefonie, wiadomości z odpowiedzią wciąż nie było. Co Cię obchodzi Rudy idiota, dziewczyno?!
Wsunęłam stopy w adidasy, które swoją drogą okazały się być niezwykle wygodne, a następnie włożyłam słuchawki do uszu, połączony z nimi telefon umieściłam w kieszeni, a po wyjściu za próg, zamknęłam na klucz i schowałam go pod wycieraczkę. Bieganie bez muzyki nie miało najmniejszego sensu, dlatego uruchomiłam Spotify i przeglądnęłam playlisty. "Ed Sheeran, Ed Sheeran 1, Ed Sheeran 2, Sad Days". Zachwycona wszystkimi utworzonymi składankami, postanowiłam usiąść na schodach i ułożyć nową, gdyż nic nie nadawało się do odsłuchu. Nie byłam zbyt na bieżąco jeśli chodzi o muzykę, gdyż jedyne do czego się ograniczałam to rudowłosy gitarzysta. Układanie listy utworów, która towarzyszyć miała mi podczas joggingu, zaczęłam od szukania nadających się piosenek. Pierwsza, która wpadła mi w oko to ta o tytule "I Don't Wanna Love Somebody Else" wykonywana przez A Great Big World. Mój palec automatycznie nakierował się na przycisk odtwarzający, a w uszach wybrzmiały dźwięki gitary akustycznej oraz delikatny, męski głos.
Nie powinienem robić nadziei, że zmienisz swoje zdanie i pewnego dnia zaczniemy wszystko od nowa
Więc nie obchodzi mnie czy samotność mnie zabije
Nie chcę kochać nikogo innego...
Słowa ballady skakały w mojej głowie gdzieś pomiędzy niedaleko sięgającymi wspomnieniami, a policzek został przecięty wąską strużką, którą popłynęły powoli łzy. Nie miałam nawet ochoty mrugać, dlatego wbiłam spojrzenie w jeden punkt i pozwalałam oczom tonąć w słonej cieczy. Niespodziewanie zsunęłam się o jeden stopień w dół, a moja pupa uderzyła o kamienne podłoże. Dzięki temu drobnemu ruchowi ocknęłam się i wyrwałam słuchawki z uszu. Następnie otarłam rękawem zwilżoną skórę twarzy i odchrząknęłam głośno. Moje zachowanie było zupełnym nieporozumieniem i nie miałam pojęcia skąd we mnie tyle depresyjnych emocji. Odetchnęłam głośno, po czym włączyłam w aplikacji playlistę zatytułowaną "Teen Party". Zawierała klubowe przeboje, które przynajmniej nie zawierały głębokich, sensownych tekstów. Potrzebowałam muzyki, która przekazywałaby mi jedynie by "kręcić tyłkiem" lub "głośno krzyczeć".
Po przekroczeniu progu drzwi wyjściowych, nie zważając na wcześniejszą rozgrzewkę lub chociażby chód, zaczęłam biec przed siebie w rytm muzyki. Mijałam spokojnie spacerujących przechodniów oraz inne truchtające osoby. Ćwiczące kobiety miały na sobie obcisłe stroje, które w fantastyczny sposób eksponowały ich kształty. Ja niestety nie mogłam pochwalić się wyjątkową figurą, gdyż miałam na sobie ogromną, rozciągniętą bluzę, a nawet gdybym włożyła opinające legginsy i bluzkę - wyrobiony brzuch czy pośladki nie były rzeczą nad którą regularnie pracowałam. Biegłam przed siebie, rozważając w głowie kwestię trenujących ludzi oraz tych, którzy stosowali diety. Później skupiłam się na grupie ludzi zafascynowanych swoimi psiakami, gromadzili się w parku i chwalili swoimi pupilami. A jakie były moje zainteresowania... ? Po krótkim, aczkolwiek wyczerpującym wysiłku fizycznym, usiadłam na jednej z zielonych ławek i odetchnęłam głośno. Starałam się uświadomić sobie co zaliczałam do swojego hobby, które zawzięcie praktykowałam. Początkowo pomyślałam o wizażu, ale szybko doszło do mnie, iż niedługo stanie się on moim zawodem i szarą codziennością. Powinnam była zmienić marzenia i życiowy cel, aby mieć do czego dążyć. Po zlustrowaniu wzrokiem na szerokość całego chodnika, zatrzymałam spojrzenie na znajdującym się za parkiem biurze podróży. Podróże... Odkąd pamiętam marzyłam o prowadzeniu życia podróżnika, który uwieczniałby na fotografiach swoje wyjazdy i poznawał fascynujące kultury. Niestety skończyłam jako desperatka wyczekująca wiadomości od rudego kretyna, siedząc na ławce i bacznie obserwując baner z napisem "Let's explore the world!". Czując, że coraz bardziej pogrążam się w smutnej rzeczywistości, wstałam gwałtownie i przemierzyłam stanowczym krokiem trawnik. Przez ulicę przeszłam bez chwili zastanowienia, nie zważając na to, że co chwilę snują się nią samochody. Przekroczyłam próg szklanych drzwi i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przerażona moim zachowaniem pracownica, która nie wiedziała, czy powinna była już wzywać policję czy odczekać jeszcze chwilę. Aby nie być uważaną za osobę o chorych zmysłach, uśmiechnęłam się delikatnie do kobiety, a następnie zajęłam miejsce po drugiej stronie biurka, naprzeciw szatynki.
- Witam, w czym mogę pomóc?
W zasadzie sama nie wiedziałam w czym mogłaby mi pomóc. Przecież nie przyszłam do niej z konkretną prośbą. Najzwyczajniej na świecie weszłam do biura podróży i chciałam zostać podróżnikiem. Tyle.
- Chciałabym pojechać na krótką wycieczkę, może trzy dni.
Postanowiłam zacząć od czegoś skromnego, gdyż skok na głęboką wodę mógłby być niewypałem.
- Coś w Europie. Wylot z Londynu za dwa dni.
Szybko wyobraziłam sobie swój wyjazd. Ja, walizka, stare miasto, przystojny Włoch poznany w samolocie, wspólna kolacja, drogie wino, dwie namiętne noce...
- Do Włoch.
Dodałam szybko, gdyż wycieczka do tego kraju dałaby mi największe prawdopodobieństwo spotkania wymarzonego kochanka, którego później już nigdy bym nie spotkała.
- Do Włoch?!
Zapytała z niedowierzaniem pracownica biura. Czyżby nigdy nie słyszała o owym kraju? Właśnie to wynikało z tonu jaki przybrała wykrzykując jego nazwę.
- Najbliższy lot do Włoch mam dla Pani za dwa tygodnie. Za dwa dni mamy... Warszawę i Budapeszt.
Warszawa?! Naprawdę?! Zostałam skazana na Budapeszt.
- Budapeszt w takim razie.
Po zakupie biletu samolotowego w obie strony oraz powrocie do domu, przygotowałam się na, pierwszą od dłuższego czasu, randkę. Zakręciłam włosy, choć ta czynność ukradła z mojego życia całe pół godziny oraz założyłam śliczną sukienkę podarowaną mi przez Ann, siostrę Jake'a. Mając na sobie strój Anny, czułam się dość nieswojo. Gdyby nie Gosling zapewne nigdy nie miałabym styczności z jego siostrą, a co za tym idzie z ową sukienką. Gdyby nie Gosling, nie miałabym styczności również z Tomem, który owego wieczoru zaprosił mnie na koncert. Przede wszystkim - nie miałabym styczności z Edem, który złośliwie nie odpisywał mi na SMSa. Niewinnemu blondynowi o imieniu Jake zawdzięczałam więcej niż mogłoby się wydawać i dlatego czułam się zobowiązana podarować mu coś w zamian. Nie miałam pojęcia dlaczego jedyną rzeczą, która przychodziła mi do głowy, było podarowanie mu samej siebie.
Na komodzie, która znajdowała się tuż przede mną, wibrował telefon. Spojrzałam energicznie na wyświetlacz chcąc ujrzeć wiadomość od Sheerana, lecz jedyne co dostrzegłam to pytanie od Toma.
Podasz mi dokładny adres? Będę za pół godziny. O ile uniknę korków.
Skąd to rozczarowanie? Przecież umówiłam się z przystojniakiem Tomem w ten sam dzień i zbliżało się wielkie wyjście, więc musiał spytać o adres, aby móc po mnie przyjechać. Było to raczej logiczne. Liczyłam jednak na nagłą zmianę nastroju rudzielca i odpowiedź z jego strony. Fakt, byłam dość naiwna. Zapatrzona w ekran telefonu, zastanawiając się nad czekającym mnie wieczorem z ledwo poznanym mężczyzną, odpisałam pośpiesznie i zwięźle, w treści umieszczając mój adres. Telefon odłożyłam na blat, aby przestać myśleć o Edzie i zajęłam się przygotowaniami.
W oczekiwaniu na bruneta zdążyłam skończyć wieczorowy makijaż, któremu poświęciłam sporo uwagi oraz spakowałam niewielką kopertówkę dopasowaną do butów. Musiałam pokazać się mu z jak najlepszej strony, gdyż na imprezie u Goslinga, w męskim podkoszulku, nie wyglądałam zbyt reprezentacyjnie. Podczas ostatniego pociągnięcia czerwoną szminką po nawilżonych wargach, usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Spoglądając co chwilę na drewniane skrzydło drzwiowe, wsunęłam stopy w szpilki, a następnie podeszłam do klamki na palcach i położyłam na niej dłoń uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Oo... Oooo... Ola?
Oczy mężczyzny zamieniły się w dwa czarne krążki, a jego dłonie wysunęły się z kieszeni eleganckich spodni. Moim zdaniem powinien był ułożyć je w mojej talii, przyciągnąć do siebie i na świeżo pomalowanych ustach złożyć soczysty pocałunek. Odpowiadałoby mi to.
- Tak, to ja.
Zaśmiałam się cicho, starając się nie zmazać pomadki. Nie chciałam popsuć pierwszego, dobrego wrażenia.
- No nieźle. Możemy iść?
Wskazał prawą dłonią na schody prowadzące w dół, a ja przytaknęłam głową, gdyż chciałam już opuścić moje depresyjne mieszkanie i znaleźć się w zatłoczonej, głośnej sali koncertowej. Nie chodziło nawet o to, że aż tak brakowało mi towarzystwa. Przecież mogłam zawsze zadzwonić do Jake'a, a on w przeciągu kilku minut znalazłby się przed moimi drzwiami. Gosling przypominał mi jednak o Sheeranie od którego na każdy możliwy sposób starałam się uwolnić. Mieszkanko było miejscem, gdzie wszystko kojarzyło mi się z Rudym. Potrzebowałam chwili wytchnienia.
Przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, a następnie skierowałam kroki na schody. Ułożyłam dłoń na barierce i schodziłam powoli, nie chcąc zaliczyć wpadki poprzez wywrócenie się w obecności przystojnego faceta. Nawet gdy chodziłam w najwygodniejszych na świecie trampkach, mężczyzna wprawiał mnie w takie zakłopotanie, iż byłam w stanie przewrócić się stojąc. Co dopiero w szpilkach. Stawiałam już stopę na trzecim stopniu, gdy Tom zbliżył rękę w moją stronę, chcąc, abym ją złapała. Czułam, że gdy tylko zdecydowałabym się na ten ruch, straciłabym równowagę i padła wprost w jego ramiona. Lub na twarde kafelki. Po kilku sekundach rozważań doszłam jednak do wniosku, iż okazja złapania za rękę pachnącego niesamowitymi perfumami przystojniaka może już nigdy mi się nie przytrafić. Ułożyłam moją dłoń delikatnie na jego, uśmiechając się przy tym uroczo. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Dziękuję.
Westchnęłam, czując, jak powoli moja twarz staje się coraz bardziej czerwona. Co ja najlepszego robiłam z tak pięknym człowiekiem? Wzrok skierowałam przed siebie, starając się nie patrzeć na bruneta.
Uniosłam głowę ku górze, a moje podkręcone włosy opadły na plecy. Uśmiechnęłam się delikatnie, mrużąc przy tym oczy i kręcąc się powoli. Sufit sali koncertowej w której odbywał się występ pełen był wspaniałych, precyzyjnie wykonanych malunków. Z zachwytem przyglądałam się detalom i starałam się zrozumieć jakim cudem artysta wykonujący projekt znalazł w swej głowie aż tyle pomysłów. Było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
- Może lampkę szampana?
W talii, po prawej stronie, poczułam gorącą dłoń. Uniosłam ku górze kącik ust i odwróciłam głowę. Delikatny uśmiech bruneta, który odkrywał uroczo jego śnieżnobiałe zęby przyprawiał mnie o zawrót głowy. Chwyciłam delikatnie kieliszek i odpowiedziałam mu cichym mruknięciem.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie jest zbyt mocny i będę w stanie skupić się na koncercie...
Dodałam, choć wcale nie chciałam tego mówić. Było to raczej moje osobiste przemyślenie.
- Również mam taką nadzieję. Utwór rozpoczynający koncert dedykuję dla Ciebie. Teraz lecę, bo dyrygent raczej nie powinien się spóźniać.
Zsuwając rękę z mego ciała cmoknął mnie w rozpalony policzek, po czym poszedł pewnym krokiem w stronę "wejścia dla artystów". Moja twarz musiała wtedy wyglądać okropnie, gdyż całus ze strony przystojniaka dodatkowo mnie zarumienił. Przypuszczam, że kolorem skóry przypominałam raczej barszcz czerwony niżeli człowieka. Gdy drzwi "dla artystów" zostały zamknięte przez mojego Toma, zmierzyłam wzrokiem wolne miejsca na sali, których pozostało już niewiele. Na szczęście dostrzegłam jedno, wolne siedzenie w drugim rzędzie, z którego miałabym świetny widok na mojego przystojniaka. Podeszłam szybko, nie zważając na fakt, że nogi ledwo wytrzymywały w wysokich szpilkach. Rozsiadłam się w miękkim, granatowym fotelu uśmiechając się sama do siebie, co wzbudziło zainteresowanie emerytów zajmujących miejsca obok mnie. Czyżby nigdy nie widzieli młodej dziewczyny zadowolonej z miejsca w drugim rzędzie skąd miała świetny widok na nieziemsko przystojnego dyrygenta? Aby sprawdzić ile czasu pozostało do rozpoczęcia koncertu, wyciągnęłam z kopertówki telefon i odblokowałam ekran. Okazało się, iż czekała na mnie jedna wiadomość. Na widok niewielkiej ikonki "1" obok nazwiska "Sheeran", serce automatycznie przyspieszyło, a twarzą zawładnęło zaskoczenie przeplatane dezorientacją. Przymykając oczy otworzyłam wiadomość, po czym szybko przeczytałam jej treść, dokładnie przyglądając się literkom po dwa razy. Nie chciałam przeczytać czegoś źle.
Impreza była całkiem spoko, a poranek obok Ciebie - hmm, ciężki...
Powinnam była czuć zażenowanie, lecz zważając na fakt, iż napisał to Sheeran, odpowiedziałam szybko.
Nie muszę Ci chyba przypominać kto rzucił się na mnie z łapami w korytarzu, podczas ślubu Ann (już pomijam Twoją rękę na moim udzie, jeszcze dzisiaj rano).
Moje ciało wypełniła satysfakcja, dzięki czemu twarz okrył szeroki uśmiech. Znów przyciągnął on wzrok starszych ludzi. Tym razem nie czekałam pół dnia na odpowiedź ze strony Rudzielca.
Alkohol robi swoje.
- A niech Cię szlag trafi!
Powiedziałam głośno, czytając irytującego SMSa. Staruszkowie rzucili mi spojrzenia pełne pogardy, lecz ja zignorowałam je, gdyż usłyszałam strojące się skrzypce i altówki. Już za chwilę miałam usłyszeć dedykowany mi utwór skomponowany przez samego Toma.
Przepraszam, ale nie mogę pisać. Właśnie słucham utworu ze specjalną dedykacją DLA MNIE.
Telefon już miał wylądować z powrotem w kopertówce, gdy zawibrował. Postanowiłam sprawdzić co na ten temat ma do powiedzenia Pan Sheeran.
Jeśli tak bardzo chce Cię wyrwać, to niech przynajmniej coś napisze. Nigdy bym Ci niczego nie zadedykował. Z resztą żadnej dziewczynie.
Odpisałam bardzo szybko, gdyż nie chciałam przegapić całego utworu, który dotychczas brzmiał całkiem nieźle. Wciąż wahałam się, czy byłam bardziej smutna czy zła.
Ty NIGDY byś dla mnie NICZEGO nie zrobił. W końcu jestem tylko PŁATKIEM ŚNIEGU.
~*~
Summer summer summer.
Staram się pisać, ale wakacje wybijają mi wszystkie pomysły z głowy. Codziennie dochodzą dwie linijki i tak właśnie powstaje rozdział. Masakra. Przepraszam Was za to bardzo. Bardzooo.
Suenesica
Po przeczytaniu jestem skłonna wybaczyć to, że tak długo nie pisałaś :3 życzę pomysłów, no i miłej reszty wakacji ;D
OdpowiedzUsuńDługo czekaliśmy No ale jest i się ztego powodu bardzo cieszę ���
OdpowiedzUsuńJak zawsze pełny emocji i Sheerana ���������
Czekam na kolejny
Jaka byłam szcześliwa, gdy ujrzałam "Rozdział XXII". :D Bardzo się cieszę, że w końcu jest, aczkolwiek dla mnie to i tak mało. xd Potrzebuję więcej. Na temat rozdziału, nie ma co dużo mówić jest świetny! :) Bardzo dziękuję, że go dodalas, szczerze mówiąc to już się martwiłam. ;) Mam nadzieję, że kolejne przygody pojawią się niebawem. ^^
OdpowiedzUsuńAww nareszcie! Rozdział świetny jak zawsze ❤ Życzę dużo weny! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadania!! Masz talent :) Czekam na następne rozdziały. Życzę weny!
OdpowiedzUsuń"HVFCBDSNIAHIhbjAHNDIBHANUHIUDHJXSAaAcd" to wyraża wszystko co czuje po przeczytaniu XDXD "Nawet gdy chodziłam w najwygodniejszych na świecie trampkach, mężczyzna wprawiał mnie w takie zakłopotanie, iż byłam w stanie przewrócić się stojąc." Oj ta Olka coraz bardziej mnie zadziwia <33 Nawet mi nic do głowy nie przychodzi co Ed odpisze. To już zostawiam Tobie. ♥♥♥ ŻYCZĘ BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO DUŻOO WENY <33 Czekam na kolejne Kochana <3 <3
OdpowiedzUsuńCzekam, aż ujrzę "Rozdział XXIII" :D
OdpowiedzUsuńHmmm :) wspaniały i jak zwykle końcówka trzymająca w napięciu .-. Czy Ty chcesz żebym skisła przed tym ekranem? Weny życzę duuuużooo! x
OdpowiedzUsuń